Rozdział 13

704 26 1
                                    

Pov. Katherine

Dzień pełni

To jest dzisiaj. Dzisiaj jest dzień pełni. Cały dzisiejszy poranek starałam się unikać mojego mate. Dlaczego? Sama nie wiem. Chyba boję się co wydarzy się dzisiejszej nocy. Z tego co słyszałam Matt był zajęty papierkową robotą, którą musiał zrobić. Rozumiałam, że jest alfą i musi się o swoją watahę troszczyć. W drodze do pokoju luny słyszałam jak inne wilki uprawiają seks. Było ich słychać w całym domu. Byłam tak mocno pogrążona w swoich myślach, że nie zauważyłam jak przede mną pojawił się Matt. Jego oczy i postura ciała wskazywały na to, że próbuje utrzymać swojego wilka pod kontrolą.

-Emmm...Hej.-zaczęłam niepewnie.

-Kat, słoneczko. Co ty tutaj robisz?

-Idę do pokoju Luny.-odpowiedziałam.

-Oj, nie ładnie, nie ładnie.-zaczął.-Chciałaś się przede mną ukryć? Nie ładnie.

-Ja... nie chciałam... no może trochę...

-Chodź, spędzimy razem czas bez tych niekomfortowych dźwięków dla ciebie.

Po wypowiedzeniu tych słów wziął mnie za rękę i zaczęliśmy kierować się na poddasze. Nigdy tam nie byłam. Dziwnie, że mi nie powiedział o tym pomieszczeniu.

-----Skip time---

Właśnie zaczęła się najgorsza część gorączki. Matt musiał zmienić się w wilka, ponieważ prawie stracił kontrole i stwierdził, że tak będzie lepiej. Od tych wrażeń i stresu zaczęłam robić się senna. Wilk to zauważył i położył swój łeb na moim brzuchu. To był znak, że wszystko będzie już dobrze. Zaczęłam głaskać go po pyszczku i zaczął mruczeć jak kotek. Zaśmiałam się w myślach i odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

Pov. Matthew

To była trudna ale najpiękniejsza noc. Podczas gorączki prawie straciłem kontrolę, ale jako Alfa watahy dałem radę. Kat. To było wszystko czego potrzebowałem. Cały mój świat. Dzisiaj będzie trudny dla nas dzień. Oby wszystko poszło dobrze. Dzisiaj przedstawię oficjalnie Kat mojemu stadu...naszemu stadu. Chociaż większość osób już ją widziała, ale trzeba przestrzegać tradycji. Przekazałem w myślach mojemu becie, żeby na dziedzińcu zebrał wszystkie wilki, które znajdują się na terenie watahy. Teraz najtrudniejsza rzecz przede mną. Przekonać moje słoneczko. Z tego co wiem jest ona w domowej bibliotece. Moja miłośniczka książek. Tylko moja. Zapukałem do drzwi. Dlaczego ja wielki alfa puka do drzwi jak jest to mój dom? Wilki potrafią zrobić bardzo dużo dla swojej połówki, żeby poczuły się lepiej, a wiem, że Kat nie czuje się jeszcze pewnie w naszym domu.

-Hej, hej. Mogę?-zapytałem.

-Cześć, pewnie. Wchodź.-uśmiechnęła się. Kocham jej uśmiech.

-Co tam ciekawego czytasz?

-Emmm...Ja...nic...ciekawego. To nic takiego.

-Słoneczko czy ty się mnie boisz?-zapytałem. Przecież wszystko było na dobrej drodze do bliższego zbliżenia.

-Matt, nie nie boję się Ciebie. Bardziej obawiam się twojej reakcji na ten typ książki.

-Czy to romans?-pokiwała twierdząco głową.-Dobrze.

-Czekaj, czekaj.-zawołała.-Nie jesteś zły?

-Oczywiście, że nie. Możesz czytać co chcesz. Byle nie było tam scen przemocy. Przyszedłem do Ciebie, ponieważ nadszedł ten czas.

-Jaki czas?- zapytała i cofnęła się dwa kroki do tyłu.

-Muszę przedstawić Cię naszemu stadu.

-Oh nie ma sprawy.-odpowiedziała z lekkim uśmiechem.

-Słoneczko, CAŁEMU stadu.-dodałem z naciskiem na to jedno słowo.

-Czy to konieczne? Boję się ich reakcji. A co jak nie zaakceptują mnie? Przecież jestem człowiekiem. Nie jestem taka jak ty i oni.

-Katherine.-chyba pierwszy raz zwróciłem się do niej pełnym imieniem.-Ciebie nie da się nie lubić albo nie kochać. Dzieci Cię ubóstwiają, a moja siostra została twoją przyjaciółką. Więc oni Cię zaakceptowali i inni też to zrobią.

-Pod jednym warunkiem.-odpowiedziała. Kochanie czy ty stawiasz mi warunki?

-Tak, słoneczko?

-Musisz być przy mnie i trzymać moją dłoń. Tylko tyle.

-Załatwione.

Czułem się jak małe dziecko, które dostało wielkiego lizaka. Chwyciłem jej niewielką dłoń w swoją. Pasowały idealnie. Tak jakby były stworzone specjalnie dla nas. Są stworzone. Zmierzaliśmy w stronę placu, gdzie zebrały się wszystkie wilkołaki. W pewnym momencie poczułem, że Kat się zatrzymała. Trochę się przestraszyłem.

-Słoneczko, wszystko w porządku?-zapytałem.

-Dlaczego... jest ich aż tyle? Przecież na terenie watahy było ich mniej.

-Wszystko jest w porządku. Jestem przy Tobie. A odpowiadając na twoje pytanie. Każdy chciał poznać Ciebie i przyszłą Lunę stada. Jesteś dla nich przyjaciółką oraz drugą mamą. Dzieci słuchają się Ciebie i podziwiają.

-A jak mnie nie zaakceptują?-zapytała cichutko. 

Gdyby nie mój super słuch nie usłyszałbym jej. Wziąłem ją za rękę i poszliśmy w wyznaczone miejsce dla przywódców.

-Proszę o ciszę.-powiedziałem głosem alfy. 

Od razu na placu zrobiło się cicho i spokojnie.

-Zebraliśmy się tutaj aby powitać oficjalnie moją mate, a waszą Lunę w naszej rodzinie. Kat, słoneczko podejdź do mnie.-niepewnie zrobiła krok w moją stronę.-Oto wasza Luna, Katherine White. 

Od razu było można usłyszeć oklaski i wszyscy pochylili głowy w geście szacunku, a wojownicy przysięgli walczyć za nią i chronić ją.

-Witaj w stadzie i rodzinie, słoneczko.


Więź przeznaczenia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz