༄ Rozdział 7

151 28 128
                                    

Niespodzianka! Mam nadzieję, że zorientujecie się w jakim momencie jest to rozpoczęte...

✧*.✧*.✧

- TO NIE JEST TWOJA SPRAWA!

Chciał zniknąć. Natychmiast znaleźć się w innym miejscu niż to, w którym przebywa ten wścibski Amerykanin. Dlaczego tak po prostu zgodził się na jego obecność tutaj? Przez niego teraz wróciło całe dawne cierpienie, o którym miał już okazję zapomnieć, choć trochę się od niego odciąć...

Oczy zaczęły boleć go od wstrzymywania w nich łez i kilka z przezroczystych kropel pociekło w dół jego policzków. Przymknął powieki i przeniósł się do losowego miejsca w domu.

Poczuł na swoim niematerialnym ciele lekki powiew, a następnie chłód towarzyszący przy każdym przeniesieniu do nowego miejsca. Powoli otwierał przymknięte powieki, z pod których nadal płynęły łzy, ale teraz nie zamierzał ich powstrzymywać, bo po raz kolejny został zostawiony sam sobie. Bez towarzystwa, bez poczucia bliskości i w całkowitej ciszy tego opuszczonego domostwa, które przecież dawniej tak bardzo tętniło życiem i energią.

*

Rodzina Kirklandów była bardzo szczęśliwa... Rodzice byli wspaniałymi, uczynnymi ludźmi z ogromną miłością do zwierząt, świata natury, ale też stali pasjonatami legend, baśni i wszelkiego rodzaju fantastycznych zjawisk, o których bardzo lubili czytać i zdobywać wiedzę z wszelakich źródeł informacji.

Z braćmi Arthur nigdy nie miał wspaniałego kontaktu, ale nie można powiedzieć, że ich nie lubił. Wiedział, że pomimo ich częstych dogadywań i sprzeczek, które wywoływali, dbali i martwili się o niego... Ich małego braciszka, który często nie radził sobie z innymi ludźmi.

Byli zamożną i bogatą rodziną, w której od pokoleń wpajano zasady etykiety i odpowiedniego zachowania. Może nie zawsze te rady trafiały młodocianym do serca, ale nie można też powiedzieć, że nie potrafili dostosować się do środowiska. Co prawda Allistor w szkole czasami dawał się wciągać w różne bójki, a i z resztą braci od czasu do czasu zdarzały się delikatne problemy, to przy kontaktach ze starszymi, nieznajomymi czy też przedstawicielkami płci przeciwnej, obchodzili się bardzo dorośle i nikt nie mógłby podejrzewać ich o tak zwane "szczeniackie wybryki". Czy to sztuka aktorstwa, czy właściwej adaptacji, sprawdzała się tutaj wspaniale, podtrzymując honor i uznanie rodziny.

*

Dopiero teraz rozpoznał pokój, do którego losowo się przeniósł. Nie myślał zbytnio nad jego wyborem, bo każde wykonane przed chwilą działanie było pod wpływem emocji i chęci jak najszybszego ulotnienia się. Jedna z niewielu korzyści bycia duchem... Mógł zniknąć w każdej chwil i uniknąć jakichś niepotrzebnych sytuacji.

Otworzył szeroko oczy i zaczął rozpaczliwie szlochać, upadając twardo na swoje kolana.

Był w pokoju rodziców... W pokoju należącym do osób, które stracił już tyle lat temu, a nadal strata tak bardzo bolała.

Nie wchodził tu już od dawna, bo to pomieszczenie ciągnęło za sobą całą masę niepotrzebnych, raniących wspomnień, które jedynie ciągnęły go w dół, nie dając zapomnieć. Stare albumy leżące na półkach, te wszystkie zdjęcia, które porozwieszane były po ścianach, miękkie łóżko, na którym często leżał, kiedy był jeszcze małym chłopcem i przychodził do rodziców, bojąc się być samemu w ciemnym pokoju; widział nawet stary i obeszerny zielnik, który robił wraz z braćmi. Pamiętał jak pokłuli się kolcami róż, próbując dostać się do liści jednego z drzew, rosnącego w otoczce właśnie tych kwiatów. Zorganizowali oczywiście konkurs komu pierwszemu się to uda... Wygrał Allistor i rzecz jasna nie omieszkał potem naśmiewać się ze swoich braci, którzy mierzyli go wściekłym spojrzeniem... Musieli bowiem wygranemu oddać schowane wcześniej zapasy czekolady.

☕︎ Nawiedzony dom ☕︎ [USUK] PORZUCONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz