Rozdział 10

445 24 0
                                    

Pakuje swoje ubrania do toreb podróżnych i staram się nie wybuchnąć gorzkim żalem, na który naprawdę mam ochotę.

Rozumiem, że Pan Anderson ją odtrącił, ale nie ja jestem jej temu winna. Agnes zawsze była impulsywną przez co nigdy nie potrafiłam z nią rozmawiać. To ona zawsze w centrum uwagi, a kiedy tak nie było robiła awantury o to jaka ona jest biedna i niewinna.

- Charlotte co ty robisz? - po pokoju wchodzi mama przez co nawet zbytnio nie reaguję

Czara goryczy się przelała, a moja cierpliwość skończyła.

- Kochanie o co się pokłóciłyście? Skarbie co ty robisz?

- Wyjeżdżam z samego rana do twojej kuzynki w Londynie, zostanę tam na jakiś czas. A jeśli chcesz wiedzieć co się stało zapytaj Agnes napewno powie Ci jaka ja jestem zła.

- Czy wy się nigdy nie porozumiecie? Kochanie wiesz jaka ona jest.

- I dlatego, że wiem jaka jest chcę wyjechać. Dla własnej psychiki. A teraz przepraszam mamo, wybiorę się na spacer. Nie długo wrócę nie czekajcie z kolacją.

Zabieram płaszcz z szafy i wychodzę z pokoju.

- Panienko posłaniec przyniósł list dla panienki. - Rene podaję mi kopertę, którą zabieram i wychodzę

Zabieram z stajni Waltera i wyjeżdżam z nim na przejażdżkę. Jak ona może być moją siostrą? Którą siostra mówi Coś takiego? Wiele rzeczy potrafie wybaczyć, ale Agnes aż nadto przekracza wszystkie granice rozumiem ma siedemnaście lat chcę się bawić, ale to nie oznacza, że za każde swoje niepowodzenie musi winić innych.

Podkurczam kolana pod brodę i pozwalam słonym łzą swobodnie płynąć.

- Lotte co ty tu robisz? - niemal podskakuje na znajomy męski ton - Dlaczego płaczesz?

- Tony, nie nic się nie stało. Poprostu mam słabszy dzień.

- Doprawdy? Sądziłem, że wręcz przeciwnie widząc rozpromieniona siostrę.
Kto doprowadził ją do takiego stanu.

Siada obok mnie, a ja opieram głowę o jego ramie.

- Pan Lukas, miły szarmancki gentleman zawrócił Elle w głowie, zresztą jak połowie dam w tym miejscu

- Może masz racje, a co jest powodem twoich łez kuzynko?

- Nic takiego, po prostu poklócilam się z Agnes

- Ach czemu ja o tym wcześniej nie pomyślałem, przecież twoje łzy zawsze są ze szczęścia wzruszenia śmiechu chyba, że z jej winy. Co tym razem zrobiła?

- Szkoda strzępić język. Nie warto nawet o tym mówić. A tak właściwie co ty tutaj robisz?

- Miałem jechać na spotkanie, ale okazało się, że weterynarz przyjechał do koni.

- W takim razie zabierz Waltera jest spokojny. Tylko nie szarżuj nim tak jest młody i trochę nieokiełznany.

- Napewno? Wrócisz sama do domu? Ściemnia się.

- Spokojnie nie raz wracałam sama do domu. Nie martw się o mnie.

- Wiesz, że zawsze będę jesteś dla mnie jak siostra.

- A ty jak starszy brat. Jedź. - przytulam go, a on jedzie.

Wkładam dłonie do kieszczeni letniego płaszczyka i czuję w jednej z kieszeni kartkę.

- List - mówie widząc swoje imię i nazwisko

Panno Lotte!

Mam nadzieję, że dzisiejszy dzień należał do udanych i w niedługo się zobaczymy. Jeśli chodzi o pani siostrę odsunę się, sądzę, że myśli pani podobnie. To będzie najlepsze rozwiązanie w tej sytuacji. Czy moglibyśmy się jutro spotkać? Chciałbym z panią porozmawiać.

Z poważaniem Charles Anderson

- Przykro mi panie Anderson, niestety się nie spotkamy. - szepce wstając z trawy

Idę prosto przed drogę i zaczynam żałować, że nie pożyczyłam mu Waltera mam do pokonania około pięciu mil co normalnie zajmowało mi kilkanaście minut jazdy wierzchem.

Nie wiem co mam myśleć o tym wszystkim. O Agnes, panu Andersonie o wyjściu ojca z więzienia. Wiem, że mój wyjazd to swego rodzaju ucieczka od problemów. Ciotka Melanie zapewnie pozwoli mi się wyrwać.

- Konie - mówię słysząc odgłosy czterokopytych zwierząt. 

Odwracam się i pędzącego w moją stronę konia i nic by mnie w tym nie zaskoczyło gdyby nie to, że posiada go pan Anderson. No nie jeszcze jego tu brakowało. Jak wielką darzę go sympatią tak teraz nie mam ochoty widzieć dziś nikogo. 

- Panno Price, miło panią widzieć - mówi Pan Lukas wraz z panem Andersonem schodząc z koni - Co pani tutaj robi o tej porze 

- Spacerowałam mam nadzieję, że miło spędził Pan popołudnie z moją kuzynką.

- Ach tak Panna Elle jest naprawdę uroczą osóbką. 

- W zupełności ma pan racje. A panowie wiedzę, że wieczorna przejeżdżka.

- Tak, może pozwoli  nam pani się podwieźć? - mówi Pan Charles

- Cbyba nie mam wyboru. 

- Zgadza się nasz honor nie pozwoli nam zostawić damy w taką pogodę. Pozwoli pani. 

Chwilę później siedzę na jednym koniu z Panem Lukasem przez co mam okazję bardziej przyjrzeć się Panu Charlesowi.

Jest wysokim dobrze zbudowanym mężczyzną, któremu pozazdrościć można wrodzonego opanowania i niezwykłej haryzmy i sposobu z jakim się wysławia. Do tego delikatny zarsost zarysowana szczeka niezwykle hipnotyzujące spojżenie, od którego tak trudno obojętnie przejść. 

- Ma pani plany na jutro Panno Price.

-  Tak. Wyjeżdżam do krewnych. - mówie i czuję na sobie intensywne spojżenie Pana Charlesa

- Oh jaka szkoda. Miałem nadzieję na spacer w ogrodach mojego przyjaciela.

- No cóż. Jeśli propozycja będzie aktualna kiedy wrócę z chęcią z niej skorzystam.

- Ależ oczywiście, pani towarzystwo niezwykle dobrze wpływa na atmosferę w bibliotece. Dawno nie widziałem, aby ktoś z takim zapałem zajmował się lekturą. - mówi Pan Charles i dopiero wtedy nabieram odwagę aby spojżeń w jego stronę.

- Dziękuję za komplement. Pan również powinien oderwać się czasem od rzeczywistości. Książki są najlepszym według mnie sposobem.

- Nieomieszkam skorzystać. - odpowiada znów kieruję swój wzrok na drogę

- Dobrze dziękuję za podwiezienie, ale resztę drogi przejdę sama nie chce zajmować panom czasu.

Pan Charles zsiada z konia i pomaga mi z niego zsiąźć.

- Dogonisz mnie przyjacielu. - mówi Pan Lukas ruszając galopem do przodu.

- Mam nadzieję, że pani wyjazd nie jest moją winą.

- Ależ skąd. Miałam ten wyjazd zaplanowany już jakiś czas temu. Więc w żaden sposób nie jest to pani wina.

- Nie potrafisz kłamać Lotte.

- Ehh. No dobrze. Pokłociłam się z siostra, ale to nie jest Pana wina. A wyjazd do stryjostwa będzie dla mnie miłą odskocznią.

- Czuję się winny tej całej sytuacji.

- Nie musi Pan. Moja siostra i ja nigdy nie potrafiłyśmy się porozumieć. A jak bywa w rodzinę występują kłótnie. Proszę się nie przejmować.

- Nie wiem czy mogę panią oto prosić, ale czy mogłaby pani napisać do mnie kiedy tylko przyjedzie? Z chęcią utrzymałbym z panią korespondencję.

- Oczywiście, napewno napiszę. Będę już szła. Do widzenia, panie Anderson.

- Do widzenia panno Price, życzę pani udanej podróży....

Uwierzyć w miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz