Rozdział 16

1K 27 3
                                    

Wszystko zwolniło cały świat miała wrażenie, że się zatrzymał. Nawet nie wiedziała jak szybko zanazła się przy męża. Potrzelony z ramię, z którego sączyła się krew. Ściągnęła szalik z swojej szyji i zacisnęła go wokół jego ramienia tak mocno jak tylko była w stanie.

- Charles już dobrze - powiedziała gładząc jego zimny od mrozu policzek - Zaraz bedzie lepiej.

Szyderczy śmiech jej ojca rozniósł się wokół, a na jej dłoniach była krew jej ukochanego zlewająca się z jej łzami. A na śniegu była czerwoną plama krwi.

- Lotte, uciekaj. Ratuj się.

- Nie, nie zostawię Cię. Poradzę sobie. Tylko wytrzymaj. - położyła dłonie na jego twarzy, składają mu pocałunek na jego zimnym wargach. - Kocham Cię. - szepneła. - Jak mogłeś to zrobić?! Jak!

- Powiedzmy, że nie poprosił mnie o twoja rękę. - powiedział zbliżając się do ich dwójki.

Podniosła broń na kule, którą od zawsze nosiła, ze sobą, wstała. Wiart rozwiewał jej włosy i mroził zziębnięte od mrozu policzki. Wycelowała w niego. Przez lata nic się nie zmienił.

Pamiętaj Lotte wymierz w cel skup się. On nie będzie czekać - przypomniala sobie pierwszą lekcję z Horacym - Świetnie, kiedy będziesz gotowa naciśnij spust. Nie wahaj się.

- Nie strzelisz do mnie. Brakuje Ci odwagi, której nigdy nie miałaś. Nie to co twoja siostra. - zamarła widząc kobietę w czerwnej sukni w czarnym kapturem na głowie - Moja córeczka.

- Agnes, jak mogłaś. Jesteś moją siostrą.

- Wybacz siostrzyczko, ale nie odebrałaś mi go.

- Wyszlaś za mąż przedemna. Ja wyjechałam. Nie bylo mnie przez dwa miesiące.

- Byłaś cały czas z nim Byłaś. Wyszlam za mąż dla pieniędzy. Mój mąż nie żyje, co niezmiennie mnie cieszy, Zginął tak jak ty i on za chwilę z mojej ręki.

- Czego chcecie pieniędzy. Dam wam wszystko tylko nas zostawcie. Mamy dzieci. Nie odbierajcie im rodziców.

- Oh nie odbieramy im rodziców. Tylko matkę, której nie będą potrzebować.

Charlotte wiedziała, że musi grać na czas. Odgłos strzału był na tyle wyraźny, że można go było usłyszeć z odległości kilku mil, a oni nigdy nie jeździli sami. Zawsze byl ktoś kto pilnował bezpieczeństwa.

- Lotte przestań, uciekaj.

- Nie, nie zrobię tego. One nas potrzebują. Nie pozwolę żeby, któreś z nas zginęło.

Nacisnęła spust wymierzając prosto w niego. Upadł za śnieg, wykrwawiając się.

- Co ty zrobiłaś?! Tato - Agnes stała nad jego ciałem, które było martwe. - Pożałujesz! - zabrała broń z dłoni jej ojca wymierzając nie w nią tylko w Charlesa.

Charlotte w ostatniej chwili osłoniła go swoim ciałem biorąc na siebie pocisk. Upadla na niego, Charles nie wiedział co się dzieje. Kula przestarzeliła jej płuco, a ona zaczęła się szybko wykrwawiać.

- Coś ty zrobiła? - powiedział biorąc ją w swoje ramiona - Charlotte, nie rób mi tego nie zostawiaj mnie. Nie możesz.

Charlotte uśmiechnęła się delikatnie w stronę swojej wielkiej miłości.

- Ucałuj nasze dzieci - szepneła - Kocham was - dokończyła wypowiadając swoje ostatnie słowa

- Nie, nie - łkał jak dziecko tuląc do siebie martwe ciało swojej żony. - Lotte, moja Lotte.



Kilka dni później odbył się pogrzeb. Wszyscy chcieli uczcić pamięć tej, która zginęła z miłości, ktora kochala czuła i na zawsze pozostała w sercach tych, którzy ją kochali.

Charles stojąc nad trumną, żałował tylko tego, że nie zginął razem z nią. Kochał ją. Ona była jego on jej. Na zawsze. Patrząc na ich córkę i syna w ramionach jej matki, wiedział, że zrobi wszystko, aby ich chronić i zawsze opowiadać o ich matce.

Kobiecie, która nie bała się ruszyć z bronią w ręku na przeciwnika. Ratując jego życie, a sama zginęła w walce.

Miała tylko dwadzieścia trzy lata, a zrobiła tyle dobrego ile mogła. Zawsze odważna z głową ku górze, a jednocześnie nieśmiała i skromna. Charles wiedział, że już nigdy nie pokocha żadnej kobiety tak jak jej.

Żegnaj Lotte, moja jedyna...

Uwierzyć w miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz