Rozdział 14

428 21 0
                                    


Szczęście, czym jest szczęście? Dla tej dwójki zakochanych w sobie osób, szczęściem było oni sami dla siebie. Nic innego nie miało dla nich znaczenia. Tylko oni. Charles i Lotte. Razem do puki czas im ba to pozwala. Charlotte wyzdrowiała po kilku tygodniach, jednak potrzebowała opieki. Przez upadek zdarzały się jej zawroty głowy, na które się na skarżyła. Nie chciała go martwić.

Agnes Price, a obecnie Morgan wyjechała z mężem na angielskie kolonie skąd Lotte nie miała z nią kontaktu. Agnes pisała żadko, najczęściej pisała o oficerskich zabawach, na których lśniła niczym gwiazdą w pięknych i drogich sukniach.

- Ciociu jak miło mi Cię widzieć - Charlotte wyszla z domu witając żonę wuja Michaela

- Charlotte mi Ciebie również, twoja mama u siebie? - dziewczyna kiwneła głową i zaprowadziła ją do saloniku gdzie przebywała jej matka wraz z babcią i siotra z malutkim synem Fredem.

Wzieła swojego siostrzeńca na ręce, dając siostrze trochę odpoczynku, a sama chodziła z nim po pokoju usypiając go na swoich rękach nucąc cicho melodie.

Gwen z radością obserwowała siostrę, wydawała się szczęśliwa jak jeszcze nigdy. Była jak promień słońca.

- Mamo są jakieś wieści od Agnes? - zapytała mloda matka popijając herbatę.

- Oh niestety nie. Ostatni list napisała dwa miesiące temu. Pisała o tym co zwykle robi. Jak świetnie się bawi. Nawet nie odpisała na mój list, w którym pisałam jej o wypadku Charlotte.

Charlotte na słowa matki odwróciła się w jej stronę nie wierząc co zrobiła. Chciała coś powiedzieć, ale nawet nie wiedziała co. Poczuła dziwne ukłucie w sercu na informacje, że nawet nie odpisała. Owszem nie miały dobrych stosunków, ale liczyła, że chociaż będzie jej życzyła powrotu do zdrowia.

- Pewnie, nie miała czasu. Wiesz jaka ona jest. Wiecznie się bawi. Jest młoda ma tylko osiemnaście lat. - mówi Lotte oddając siostrze śpiącego malucha

- Napewno - odpowiada jej babcia obserwując uważnie Lotte.

Każdy odczuwał, że atmosfera w pomieszczeniu zrobiła się gęsta.

- Przepraszam was, ale nusze coś zrobić - powiedziała dziewczyna i jak najszybciej opuściła salonik. - Przepraszam - powiedziała wpadając na Rene - Nie chciałam - przykucnęła i pomogła jej pozbierać pranie, które wypadło jej z rąk.

- Nic się nie stało Panienko. Wszystko w porządku? - zapytała pokojówka, która się o nią martwiła.

Praca w domu pana Haysa była dobra, a mieszkańcy szanowali prace każdego, dlatego, żaden nie mógł powiedzieć złego słowa na tą rodzinę.

- Tak, tak. Jeszcze raz Cię przepraszam, po prostu...Niewiem co się ze mną dzieje. Pomóc Ci może?

- Nie, nie trzeba. Może zaparze panience rumianki. Proszę iść do kuchni zaraz tam przyjdę.

Lotte kiwneła głową i poszła do kuchni, gdzie w skupieniu kucharka ugniatała ciasto.

- Dzień dobry pani - mówi siadając na przeciw niej, na co kucharka uśmiecha się w jej stronę.

- Dzień dobry Panienko, dobrze się panienka czuję?

- Tak, dobrze. Co pani robi?

- Ciasto drożdżowe. Nie długo będzie gotowe. A co u panienki? Ogladala panienka nowe książki?

- Już przyjechały? - kucharka kiwneła głową, a Charlotte przytuliła ją - Tak się cieszę. Zaraz wrócę i wam poczytam.  - wyszla z kuchni i poszła do swojej sypialni gdzie na stoliku leżała paczka z zawartością, która od razu ją ucieszyła.

Delikatnie odpakowała z pakunek z papieru i z zachwytem obserwowała okładkę kilku książek.

Zeszla z piętra i poszła do kuchni gdzie czekały już kucharka, dwie pokojówki i stajenny. Ona uwielbiala im czytać, a oni zawsze lubili słuchać. To dzięki jej uporowi każdy z nich potrafił czytać i pisać.

- Lotte - usłyszeli wszyscy wołanie dziewczyny, która była w połowie kolejnego rozdziału. - Charlotte gdzie jesteś?!

- Już idę mamo - powiedziała na tyle głośno, aby usłyszała. - Na dzisiaj koniec, jutro znowu wam poczytam. - uśmiechnęła się i wyszła z kuchni idąc w stronę głosu swojej matki. - Już jestem mamo, coś się stało?

- Tak, dostałaś wiadomość. Proszę.

- Dziękuję - powiedziała odbierając od niej niewielkich rozmiarów kopertę.

Jej wzrok szybko przeczytał wiadomość od Charlesa, który zapraszał ją na obiad w towarzystwie swojego przyjaciela i jego narzeczonej czyli jej kuzynki.

- Co pisze?

- Zaprasza mnie na obiad dzisiaj.

- Oh to cudownie! - jej matka od razu ją przytuliła, mała cichą nadzieję, że szybko wyda ją za mąż, a przede wszystkim chce jej szczęścia, które jest dla niej najważniejsze. - Musisz się uszykowac córeczko. Przygotuję powóz, a ty na górę szybko. Rene pomóż Lotte się ubrać.

- Pewnie jesteś szczęśliwa - mówi pokojówka, rozczesując włosy dziewczyny

- Tak Rene jestem, choć mam dziwne przeczucia. Mam wrażenie, że coś jest w powietrzu.

- To miłość - ścisneła jej dłoń

- Rene, wiesz, że nie oto mi chodzi.

- Wiem, ale nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Przepraszam jeśli zaboli. - mówi, wbijącąc wsówki.

Charlotte ubrana w błękitną suknie z delikatnymi aplikacjami przy biuście i  delikatną biżuterią, schodziła po schodach.

- Pięknie wyglądasz Lotte. Powóz czeka. - mowi jej mama stojąca na dole wraz ze swoimi rodzicami.

Droga do posiadłości pana Andersona zajela niecałe trzy kwadranse, a kiedy tylko dojechała została przywitana przez ukochanego, który przygotował dla niej niespodziankę, przez którą sam się denerwował.

Cała czwórka zjadła kolację w bardzo przyjemnej atmosferze.

- Charlotte - powiedział kiedy oboje spacerowali

- Tak? Coś się stało? - zapytała patrząc w jego zielone teczówki.

- Lotte - zaczął stając przy fontannie, a blask księżyca oświetlał ich odbijąjąc się w tafli wody - Najdroższa czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - powiedział niemal na jednym wdechu klikając przed i otwierając czarne aksamitne pudełeczko - Charlotte.

Jej brak reakcji nie był czymś złym, Charlotte wręcz zaniemówiła. Odebrało jej mowę i na kilka sekund zapomniała jak się wogule oddycha.

- Tak, wyjdę za Ciebie - powiedziała przytulając go - Kocham Cię

- Ja też Cię kocham moja najdroższa - uniósł ją i okręcił wokół właśnej osi wywołując jej śmiech.

Uwierzyć w miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz