Wróciłam do siebie lekko roztrzęsiona. Z moich oczu co jakiś czas wypływała łza, ale nie było to jakoś mocno widoczne, że płakałam. Tak początkowo myślałam, bo Peyton od samego mojego wejścia zauważył, że coś jest nie tak.
Wstał od komputera i popatrzył na mnie pytającym i zmartwionym wzrokiem.
- Wszystko okej? - Zapytał.
Popatrzyłam na niego i kolejny raz pękłam. Lunęłam płaczem, bo byłam głupią dziewczyną zakochaną w jakimś złym chłopcu, który nie żywił do mnie żadnych uczuć.
Archer szybko odszedł od swojego miejsca pracy i podszedł, oplatając mnie rękoma i zamykając w przyjemnym i ukajającym uścisku. Nie mówiłam nic, bo nie umiałam wykrzesać z siebie jakiegokolwiek pożądanego zdania. Tego stanu nie dało się opisać, jedyną rzeczą, jaka mnie wtedy obchodziła, było łóżko.
Usiadłam z Peytonem na kanapie, wciąż przytulając się z nim. Nie czułam się z tym tak dobrze, jak przytulając się w ten sposób z Danielem. To nie była ta osoba i to cholernie bolało, bo w mojej głowie wciąż był Scott.
Chciałam z nim kontaktu, chciałam, by napisał, czy przyszedł, ale tego nie zrobił. Aż do następnego wieczoru nie odezwał się ani słowem, a gdy mnie widział, wymijał mnie szerokim łukiem. Cholernie bolało.
Na następny dzień od feralnego wejścia do baraka Daniela, spędzałam swoją pierwszą samotną noc w swoim własnym baraku. Peyton w nocy miał jakieś zadanie do wykonania, więc byłam całkowicie sama. Było to cholernie dziwne i nieprzyjemnie uczucie, choć przede wszystkim wygrywał ból, który odczuwałam.
Przeglądałam akurat telefon, leżąc na łóżku, gdy ktoś zapukał do moich drzwi. Wstałam i otworzyłam je, a w futrynie stał Daniel ze swoją jak zawsze kamienną miną.
- Miałaś przyjść. - Powiedział oschle.
- Przyszłam. - Odpowiedziałam lekko. W moim głosie chyba było słychać lekko zachodzący zazdrością ton.
Wpuściłam go do środka, a ten zamknął drzwi. Atmosfera znów robiła się gęstniała, a to nie wróżyło zupełnie nic dobrego.
- Co ty odwalasz z Degorym. - Warknął. - Życie ci jest niemiłe dziewczyno?
- Krzyczysz na mnie, gdy popełniam błąd i gdy go naprawiam. - Powiedziałam dosadnie, choć nie czułam się nadal pewnie. - Nic mi się nie stało i nie stanie, bo wiem, co robię.
Nie kłam idiotko.
- Od razu widać, że nie wiesz, co robisz. - Oparł się o drzwi plecami. - Degory nie jest miłym typem, który robi bezinteresownie miłe uczynki dla innych. Za jakiś czas będzie coś chciał.
Lepiej chyba nie wspominać o spotkaniu.
- Rozwiązałam problem, który sama narobiłam. - Powiedziałam smętnie. - Proszę, skończ już ten temat.
- Nie będę go kończyć, póki nie dowiem się, co dokładniej się z tobą stanie. Obiecałem, że będę cię chronić i że nikt cię nie skrzywdzi. - Burknął. - Scottowie nie łamią obietnic.
- Przez cały dzień mnie unikałeś, więc raczej nie interesuje cię, co się ze mną dzieje. - Odpowiedziałam, bo czułam, że jakkolwiek chce to wszystko z siebie wyrzucić. - Poszłam do ciebie wieczorem, jak mi powiedziałeś. Sam nie przyszedłeś, choć wiedziałeś, że tam byłam. Masz aktualnie do mnie problemy, że nie siedziałam tam, czekając na ciebie z półnagą dziewczyną w twoim łóżku.
Daniel chwile chyba przetwarzał, co powiedziałam, bo patrzył na podłogę, unosząc kociak ust w denerwujący sposób i pukając nogą o drewniane panele.
CZYTASZ
Red Town
Fiksi RemajaStrata bliskiej osoby często zmienia ludzi. Popycha ich do czynów, które początkowo wydawały się zbyt abstrakcyjne i niebezpieczne, a rzeczy wcześniej uważane za niebezpieczne i nielegalne stają się czymś zupełnie normalnym. Człowiek staje się kimś...