Otworzyłam oczy i zauważyłam, że jest już ranek, a ja sama leżę w swoim łóżku, przykryta kołdrą i ubrana w piżamę. Moja głowa wybuchała z bólu, spowodowanego za dużą ilością wypitego alkoholu wcześniejszego dnia. Wertowałam w głowie po kolei wszystkie zdarzenia, jakie miały miejsce. WAS, telefon, rozmowa, próba wyjścia z wózka i zjazd.
Zupełnie nie pamiętałam nic po tym, jak zaczęłam zjeżdżać. Nie było to tak złe, na jakie się wydawało, bo nie pamiętałam w ogóle bólu, który zapewne przy takim uderzeniu był niemały.
Zaczęłam się zastanawiać, kto tak właściwie mnie przebrał w piżamę. Przejrzałam swoje ciało, gdzie zauważyłam masę siniaków, które nie były wcale takie złe, gdyż poza nimi nie miałam żadnych innych obrażeń.
Poza tymi mentalnymi i wielkim kacem.
Parę przetarć czy siniaków, ale poza tym żadnych złamań czy stłuczeń. Dziwiłam się, że nie dostałam, chociażby wstrząśnienia mózgu.
Było mi lekko niedobrze i ogromnie potrzebowałam wody, ale nie było źle.
- Kurwa mać! Mogłeś trzymać ten cholerny wózek! - Usłyszałam głośny i bardzo nacechowany złością krzyk Daniela, a zaraz po tym trzask.
Szybko wstałam na równe nogi i próbując nie zwymiotować pod swoje nogi, wybiegłam z baraka, patrząc na to, co się działo. Daniel trzymał za szyję Peytona, przytrzymując go i przyciskając do ścian baraka.
- Czy ty jesteś nienormalny?! - Wykrzyczałam od razu skonfundowana. Podeszłam do chłopaka i popchnęłam go całą swoją siłą w prawo.
Daniel jednak nadal stał jak ściana, zabijając wzrokiem Archera. Widziałam, jak ten robi się czerwony przez brak tlenu, w jego organizmie. Dusił się.
W tęczówkach Scotta znów widziałam tę żądze, jaką zobaczyłam wtedy, gdy wspomniałam o Candance po naszym pierwszym pocałunku. On chciał go zabić, a w jego oczach tliła się żądza śmierci i krwi.
- Spójrz na mnie. - Uderzyłam w jego ramię, próbując jakkolwiek ruszyć jego osobę.
Czułam, jak zaczynam znów się denerwować i jak łzy znów nachodzą pod moje powieki. Stał jak niewzruszona skała, wiedząc, że jeśli zaraz nie puści gardła chłopaka, ten się udusi. Buchała z niego złość, która mnie przerażała.
Przerażał mnie.
- Daniel boje się ciebie. - Powiedziałam spokojnie, załamanym głosem. Kolejny raz byłam bliska wybuchu płaczu z przerażenia. To było dla mnie za dużo.
Daniel jak za dotknięciem magicznej różdżki, ocknął się. Puścił z uścisku zachodzącego już fioletem Peytona. W niebieskich tęczówkach zawitała pustka, jakby całe zło nagle opuściło chłopaka.
Niestety nie miało to odzwierciedlenia w normalnym życiu, gdyż mleko się już rozlało.
Archer padł na kolana, chwytając się za szyje i kaszląc tak bardzo, że nie potrafiłam opanować płaczu. Bałam się, że zaraz umrze.
Padłam obok niego i kazałam mu oddychać, wpatrując się w jego przekrwione i załzawione oczy, którymi koncentrował się na mojej osobie. Jego serce i oddech tak przyspieszyły, że klatka poruszała się z sekundy na sekundę coraz to intensywniej. Ruszał głową na wszystkie boki, próbując się opanować i złapać porządny dopływ powietrza.
Złapałam za jego barki, próbując go uspokoić, ale ten jakby w amoku nie był w stanie się odciąć do nagłej fali przerażenia.
- Wyjdź stąd. - Warknęłam stanowczo przez zęby, w stosunku do Daniela.
CZYTASZ
Red Town
Genç KurguStrata bliskiej osoby często zmienia ludzi. Popycha ich do czynów, które początkowo wydawały się zbyt abstrakcyjne i niebezpieczne, a rzeczy wcześniej uważane za niebezpieczne i nielegalne stają się czymś zupełnie normalnym. Człowiek staje się kimś...