Jake nie był zainteresowany słuchaniem Asteksa, przynajmniej tak mu się z początku wydawało. Chciał jedynie pozostać sam, by móc w spokoju przeżyć to, co od lat było nieuniknione - poddanie się, spojrzenie prawdzie w oczy, śmierć emocjonalną i fizyczną. Jednak Moc znowu nie dała za wygraną, nie dała mu się odciąć, nie chciałaby umierał. Jeszcze nie. Miał wytrzymać, by wypełnić swoją rolę w historii Galaktyki... swoje przeznaczenie. Ale jakie ono właściwe było?
To pytanie sfrustrowany Jake wykrzyczał w swojej głowie. Nie spodziewał się dostać na nie odpowiedzi, Moc nie przywykła dzielić się z żyjącymi swoimi planami na przyszłość. Przynajmniej takie było zdanie młodszego z Mighostów, którego Galaktyka nie obdarzyła talentami pozwalającymi na wgląd w przyszłość. W życiu doświadczył dwóch wizji, obydwie były równie mgliste, upiorne i wyczerpywały umysłowo. Nigdy też wizje nie objawiały się z jego inicjatywy, to Moc wybierała czas i miejsce. Jake nie mógł pojąć jakim cudem inni Jedi z taką łatwością zagłębiali się w medytacji, przenosili się umysłem w inny wymiar i poznawali jedną z możliwych ścieżek przyszłości. Jakby czas był holotelewizją, a każda ścieżka przyszłości stanowiła dla Jedi jedynie kanał do oglądania. Wiedział oczywiście, że nawet najpotężniejsi Jedi mieli problemy w tej dziedzine - czego idealny dowód stanowiły narodziny Imperium i zagłada Zakonu - wiedział też jednak, że i tak byli oni w tym lepsi od niego.
Tym większe było więc jego zdziwienie, gdy Moc zesłała mu trzecią w życiu wizję. O wiele dokładniejszą, dłuższą i bardziej zrozumiałą od poprzednich. Zdawała się też mieć poważniejsze dla jego osoby konsekwencje. Jakby nie była przeznaczona dla Galaktyki, Atzerrri, czy nawet Oastarii, a jedynie dla niego. Wsłuchał się więc w nią z zapałem, kompletnie zapominając o towarzystwie Asteksa i ignorując jego monolog. Odezwał się do niego tylko parę razy, nie miał jednak pojęcia co właściwe powiedział. Sluchał jedynie Mocy, a ona pokazała mu losy jego rodziny w Zakonie... życie jego brata.
Zobaczył wszystko, od momentu szkolenia młodzików pod okiem Yody, aż do niedawnego pojedynku na miecze świetlne. Cała historia Asteksa. Równie intrygująca i zachwycająca, co przerażająca. Jake nie czuł już teraz wrogości do brata, nie wypierał się go. Był za to pełen podziwu dla jego siły woli, oddania Galaktyce i rodzinie, a także wiary w słuszność swoich działań. Gdy wizja dobiegła końca w Jake'u ponownie zapłonęły uczucia, nie był to już jednak lichy promyczek, z trudem wskrzeszony przez Asteksa. Nie, to był potężny ogień, który nie miał prawa więcej zgasnąć... duch Jedi.
Kiedy Jake powrócił umysłem na bagna, Asteks właśnie zbierał się, by kontynuować swoją opowieść. Zupełnie niepotrzebnie, bo Jake już ją znał, nie należało jednak przerywać Asteksowi. Musiał wreszcie zrzucić z barków od lat dźwigany samotnie ciężar. W tej sytuacji Jake mógł zrobić tylko jedno, ścisnąć brata za ramię i pokrzepiająco uśmiechnąć się do niego. Wiedział, że to - zaraz obok wysłuchania w skupieniu - było najlepszym, co mógł otrzymać Asteks. Nie mylił się, tego był pewien.
---
Odczekawszy chwilę, by uspokoić tornado radości porywające do tańca jego umęczone serce, Asteks ponownie zwrócił się w stronę młodszego brata.
- Tamtego dnia, siedemnaście lat temu, moje życie zmieniło się na zawsze. Wiedziałem, że nie mam już odwrotu. Postawiłem wszystko na jedną kartę i udało mi się przeżyć to spotkanie, nie oznaczało to jednak, że mogę się czuć bezpiecznie w szeregach Imperium. Wciąż był- i jest - to mój największy wróg. Vader, pomimo wcześniejszych zapowiedzi, nie wysłał mnie od razu na poszukiwanie kryształów. Przez lata sprawdzał mnie, wymyślał różne zadania, nasyłał na mnie zabójców, chciał poznać wszystkie moje słabości, lęki i zwyczaje. Ale także przekonać się, jak potężny jestem i jak potężny mogę się stać w różnych sytuacjach. Nie powiem, udawało mu się całkiem nieźle. Dowiedział się wiele, zbyt wiele. Nieraz pokazał mi kto tu rządzi. Nigdy jednak nie poznał prawdy o tobie. W ukrywaniu tego sekretu Moc nieustannie była ze mną. W zamian za to gotów byłem znieść każdą przeciwność. W końcu, pięć lat temu, dostałem rokzazy by odnaleźć złoże. Bałem się, bo wiedziałem, że nie będę mógł cały czas grać na zwłokę. Musiałem czynić jakieś postępy, jednocześnie nie czyniąc ich. Wszystko po to, by trzymać Imperium zdala. Udawało mi się, aż do teraz.
Asteks przerwał i zaczerpnął tchu. Wiedział, że jego monolog może być zawiły i przydługi, musiał jednak to z siebie wyrzucić. Po chwili kontynuował:
- Ciagłę wypieranie ze świadomości istnienia Oastarii, tak by jej lokalizacji nie mógł poznać Vader nie należy do rzeczy łatwych i przyjemnych. Błogosławieństwem było pojawienie się ciebie tutaj. Moc przepowiedziała mi, że dokonasz czegoś, do czego ja nigdy nie będę dość silny. Pomożesz Atzerrri wygrać.
- Ja... - zaczął Jake niepewnie, nie chciał zgasić nadziei brata, jednak musiał być z nim szczery. - Ja wcale nie jestem taki potężny, bez trudu mnie wytropiłeś, przejrzałeś na wskroś, a potem pokonałeś, najpierw bez walki, później też w walce.
- Nie tylko potęga określa prawdziwą siłę człowieka. A ty jesteś Jedi, masz w sobie o wiele więcej niż zwykły człowiek. Jak ktoś ma dać radę, to tylko ty. Ale to musi być twoja decyzja, inaczej nigdy nie włożysz w to całego serca, a tylko to może dać nam zwycięstwo.
- Ja... spróbuję.
Słysząc te słowa Asteks odruchowo chciał zacytować Yodę i jego słynne "Rób, albo nie rób. Nie ma próbowania", ale powstrzymał się. Jake miał jak narazie chęci, pewności nabierze w najbliższym czasie. Narazie to musiało wystarczyć.
- Cieszę się - powiedział szczerze. - Pospieszmy się, robi się ciemno. Czas wracać do wioski i wymyślić plan, lepszy niż ten mój, mamy przecież otwarcie sprzeciwstawić się Imperium!
- Masz rację, zrujnowanie siedemnastu lat twojej imperialnej kariery to nie byle co - odparł Jake poraz pierwszy od lat szczerze się śmiejąc. - Ruszajmy! - krzyknął, a pod nosem dodał. - Miałem rację, facet na prawdę kryje się lepiej od Vadera.

CZYTASZ
STAR WARS : Kres Zakonu
FanfictionJake Mighost jest jednym z nielicznych Jedi, któremu udało się przeżyć czystkę. Po latach życia w ukryciu przybywa na peryferyjną planetę Atzerri, której powierzchnia w większości składa się z bagna. Ma to być miejsce, w którym, po załatwieniu pewne...