#6

36 3 4
                                    

Zemsta - to jedno słowo miał przed oczyma Jake, kiedy wpatrywał się w zajętego sobą Asteksa. Czuł jego zdenerwowanie i strach. Sycił się nimi wiedząc, że będzie to ostatnie co poczuje siwowłosy mężczyzna. Do gniewu młodego Mighosta dołączyło podekscytowanie i niecierpliwość. Chciały przejąć stery, rzucić się na bezbronną ofiarę.

Nie - pomyślał Jake.

Asteks, nawet w obecnym stanie, był bardzo niebezpieczny. Gdyby Jake po prostu skoczył na niego z mieczem świetlnym, mógłby przypłacić to życiem. To zadanie wymagało planu, ataku z ukrycia. Jake musiał być ostrożny i precyzyjny. Nie mógł zostawić Asteksowi czasu na reakcję.

Zachowanie godne Sitha - przez myśli Jake'a przemknęły słowa Asteksa.

Nie. Jake nie popełni drugi raz tego samego błędu. Asteks zapłaci za to co zrobił i za to co zrobić planował. Kiedy ujrzy swój koniec, nie będzie mógł zrobić nic, by mu zapobiec...

Jake zamknął oczy i dał poprowadzić się Mocy. Gdy jego ręką zacisnęła się na rękojeści miecza świetlnego wyparowała z niego cała złość. Nie czuł jednak spokoju. O nie, spokój mógł przeszkodzić mu w jego planach. On czuł jedynie chłód. Bezwzględny i bezlitosny mrok, który pozwoli mu na zadanie ostatecznego ciosu. Bez zawachania, bez skruchy. Z zimną satysfakcją.

Jak on mógł wcześniej żyć bez tego uczucia? Dodawało o wiele więcej energii niż światło, nie odwodziło od pomysłów, które uważało za niewłaściwe. Sprawiało, że człowiek czuł się... wszechmocny. Zimy i okrutny, ale jednak wszechmocny.

Jake po raz kolejny dał się ponieść Mocy. Wszytko było takie samo, ale jednak inne. Jakże rozbieżne było światło i ciemność, a jednak łączyły się ze sobą, tworząc wspólną całość. Równowagę. Choć w erze Imperium równowaga była już tylko mitem...

Skup się! - krzyknął do siebie w myślach Jake.

Młody Mighost odetchnął głęboko i otworzył oczy. Jego szaro-zielona peleryna idealnie wtapiała się w krajobraz bagna, czyniąc go niemalże niewidzialnym.

- Niemalże - mruknął Jake do siebie - Niemalże i to jest właśnie cały problem...

Ostatnio peleryna nie powstrzymała Asteksa. Nie dość, że starzec go wypatrzył, to jeszcze był w stanie za nim biec, nie tracąc go z oczu. Tu potrzebne było coś więcej. Coś czego Asteks nie będzie w stanie dostrzec. Jake przypomniał sobie mądrości Yody: "Sprzymierzeńcem Jedi jest Moc, a to potężny sprzymierzeniec". Idąc za słowami dawnego mistrza, Mighost rozmyślał nad tym, jak jeszcze mogła pomóc mu Moc. Dała mu już mrok, a mrok lubi się kryć...

Jake uśmiechnął się chłodno. Wiedział już co zrobić. Odetchnął raz jeszcze i wykonał niepewny, niedokończony ruch ręką wokół siebie, wyobrażając sobie przy tym, że znika. Choć często korzystał z tej umiejętności przez ostatnie lata, unikając Imperium, nigdy nie opanował jej zbyt dobrze. Na szczęście wokół pełno było wody, której mógł użyć jako lustra. Wystarczyło ją jedynie oczyścić.

Jake przykucnął i dotknął palcami wody. Kiedy to zrobił błoto zaczęło się odsuwać na boki, stopniowo odsłaniając wodę. Gdy oczyszczony obszar był już wielkości dłoni, Jake zabrał palce i nachylił głowę. Przyjrzał się uważnie i, ku swojej radości, zobaczył jedynie rosnące nad sobą drzewa. Udało się, był niewidzialny.

---

Asteks się bał. Bał się o los biednej Atzerri i jej mieszkańców. A bardziej jeszcze bał się tego, co spotka Galaktykę, gdy Imperium posiądzie złoże kryształów Kyber. Nie taki był plan, ale niestety czasem i najlepsze intrygi zawodzą.

STAR WARS : Kres ZakonuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz