#11

13 1 0
                                        

Brian stał na pokładzie kanonierki elitarnego 501-ego legionu . Legionu znanego przede wszystkim z tego, że działał pod rozkazami nikogo innego, jak samego Lorda Vadera. Ucieleśnienia żelaznej pieści Imperium.

Żołnierze 501-ynki nie potrzebowali jednak mrocznego lorda, jako wizytówki. Sami pracowali na swoją reputację i strach, którym paraliżowali innych. Byli bezwzględni, sprawni i zabójczo skuteczni. Po prostu elitarni. Z resztą nie mogło być inaczej - Darth Vader osobiście dbał, by w jego legionie nie było słabych ogniw. Straszny koniec spotykał tych, którzy zawiedli Sitha... A zawieść go nie było trudno. Z tego powodu oddział nie raz przechodził już gruntowne reformy i zmiany w kadrze. Baczne oko Dartha widziało wszystko i to w każdym możliwym tego słowa znaczeniu.

Teraz jednak nie było go z nimi. Brian otoczony był przez samych szturmowców rozmawiających półszeptem lub w ciszy oczekujących na lądowanie i rozpoczęcie misji. Cóż to była za misja? W rozumowaniu Briana prosta i nudna. Ścierwo-Jedi nie wywiązywało się z powieżonego mu zadania, grupka szturmowców z legionu 501-ego miała go nieco zmobilizować. W jaki sposób? O tym Brian, a właściwie BN-1666, zbytnio nie myślał. On miał nadzieję na dobrą strzelaninę, okazanie zapyziałej planetce swojej wyższości i - oczywiście - na miejscowe kobiety. Planowanie przebiegu akcji leżało w kompetencjach dowódcy, on wolał unikać przesadnego myślenia.

Nagle pokład pod stopami szturmowca zadrgał, zaczynało się - weszli w atmosferę planety. Po chwili potwierdził to również komputer pokładowy, który za pomocą głośników przekazał tę wiadomość reszcie pasażerów. Nie było jednak takiej potrzeby. BN-1666 i jego towarzysze byli doświadczeni w bitwach, a co za tym idzie w podróżach statkami kosmicznymi również. Nie zapanował tu chaos, nikt nie poprawiał zbroji, nie szukał brakujących części blasterów. Szturmowcy byli gotowi zanim wsiedli na pokład kanonierki. Wszystko po to, by od razu po lądowaniu móc zaatakować wroga.

Co prawda mieszkańcy bagnistej Atzerrri nie stanowili żadnego zagrożenia i każdy na pokładzie dwóch lecących obok siebie  kanonierek doskonale o tym wiedział. Vader nakazał jednak ostrożność. Wszystko przez...

- JEDI - dowódca 501-ynki przerwał Brianowi rozmyślania, a jego głos zahuczał w głośnikach hełmu szturmowca. - To on jest naszym głównym celem. Znany jako Asteks Mighost, lata temu wysłany przez lorda Vadera na ściśle tajną  misję, ważną dla całego Imperium. Mighost wystawił cierpliwość lorda Vadera na próbę. Naszą rolą w tym wszystkim jest namierzenie Mighosta i patrzenie mu na ręce. W razie potrzeby możemy go nieco poturbować, tak by wiedział, co go spotka, gdy zawiedzie - ostatnie zdanie dowódca szturmowców wypowiedział z drapieżnym uśmiechem. - Czy wszystko jasne?!

- Tak jest, sir! - odpowiedzieli mu chórem żołnierze, BN-1666 również. Wszyscy mieli nadzieję, że wkrótce ścierwo-Jedi zginie. Z ich ręki, lub za sprawą samego Vadera, który miał dołączyć do swoich żołnierzy za kilka dni. Nagle do uszu Briana dobiegł straszny jęk, wydany przez kanonierkę, która zakołysała się przeraźliwie.

- Co to było?! - ryknął ktoś na lewo od Briana.

- Przemytnicze szczury, w strachu uciekające przed potęgą legionu 501-ego - odkrzyknął mu pilot kanonierki śmiejąc się przy tym ze wzgardą.

---

Jake, Asteks i Lucky nie zatrzymali się. Zwolnili tylko kroku tak, by nie rzucać się w oczy. Jasne, normalnie wiedząc kto ląduje na planecie powinni natychmiast się ukryć, teraz jednak nic nie było normalne. Grali przecież odwiecznych mieszkańców Atzerrri, świata tak zapyziałego, że nie było go na większości map gwiezdnych. Osadnicy takich miejsc z reguły nie wiedzieli jak wyglądają statki Imperium, nie mieli nawet pojęcia, że istnieje coś takiego. Jake, Asteks i Lucky również musieli stwarzać pozory tej niewiedzy. Na wsparcie mieszkańców bądź lokatorów Lumineo nie mogli liczyć. Przed chwilą widzieli jak kilku przemytników w popłochu biegło na swoje statki i czym prędzej uciekało z planety. Jeden z nich otarł się nawet o imperialną kanonierkę. Szturmowiec, który pilotował nie zareagował na to, wciąż kierując się za bliźniaczym statkiem na lądowisko. Od razu wiadomo było, że szturmowcy nie przylecieli tu, by wytępić piratów.

- Teraz żałuję, że Lucky zabrał zbroję - mruknął cicho Jake, który szedł po środku. - Zbroja klona na bank wzbudzi nadmierne zainteresowanie imperialnych.

- Zależy kogo przysłali - prychnął Lucky.

- Co masz na myśli? - zapytał Jake.

- Większość tych garnków nie wie zbyt wiele. Od myślenia mają najwyższych dowódców, a ci dziś nie przylecieli...

- Skąd wiesz? - dopytywał młodszy z Mighostów.

- Po typie statku. Wielcy imperialni dowódcy mają się za bogów, nie zniżyliby się do poziomu zwykłych żołnierzy - skończył Lucky, ale widząc pytający wzrok Jake'a dodał. - Nie przylecieliby kanonierką.

- Nie znasz Vadera... - odezwał się nagle Asteks, a na dźwięk jego morderczego, ponurego głosu Jake aż podskoczył. - Ale masz rację, nie ma go tu. Jeszcze... W swoim zastępstwie przysłał szturmowców legionu 501-ego. To nie są zwykłe garnki, więc warto, byś na razie zakrył "relikty Starej Republiki". Trzymaj - dodał po chwili Asteks, zdejmując maskującą pelerynę i podając ją klonowi.

- Ciasna - poskarżył się Lucky, który przystanął by założyć pelerynę Asteksa. Po chwili udało mu się dopiąć ją pod szyją i z trudem naciągnąć kaptur na hełm. Kiedy ruszył, mocowanie pod szyją zatrzeszczało złowieszczo.

- Ciesz się, że to nie kombinezon - zadrwił Jake.

- A ciśnie, jakby to był kombinezon - marudził dalej klon. - Takie z was chuhra, że nawet jak obszerną pelerynę macie dobrze zbudowanemu koledze pożyczyć to jest za ciasna!

- Gdyby kolega więcej biegał, a mniej jadł, to by i potem w pelerynę zmieścić się mógł - dogryzł mu Jake. Lucky już otwierał usta by odpowiedzieć, gdy poczuł, że Asteks chwycił jego oraz Jake'a za kaptury i pociągnął na ziemię, pod barierkę drewnianego mostu.

- Zaczęli zajmować teren, nie możemy iść tędy, bo nas zobaczą - powiedział szeptem Asteks.

- Przecież tego właśnie chcemy - odpowiedział Jake.

- Ale nie tak szybko, musimy podejść jak najbliżej, by zyskać efekt zaskoczenia - wytłumaczył cierpliwie Asteks.

- To jak chcesz się tam dostać? Most to jedyna droga na wyspę - drążył temat Jake.

- Mam pomysł, który nie spodoba się moim starym gnatom - do wymiany zdań włączył się Lucky. - Przejdziemy pod mostem, po przęsłach i podporach. Poziom wody ostatnio opadł, więc może nawet uda się nam nie zamoczyć.

Ponieważ nikt nie zgłaszał sprzeciwu mężczyźni chwilę później przeskakiwali już drewnianą barierkę i zawisali na podporach mostu. Górą zdążyli przejść ledwie paręnaście metrów, zostało im co najmniej sto. Sto metrów po starych, śliskich i momentami spróchniałych drewnianych podporach. I to wszystko w środku nocy, bez możliwości zapalenia światła, przez które na pewno zostaliby zauważeni. Do tego musieli być bezszelestni i szybcy. To nie było łatwe zadanie. Najlepiej, wbrew pozorom, poradził sobie Lucky, który wręcz fruwał między jednym punktem oparcia, a drugim. Zaraz za nim szedł po cichu Jake, a Asteks... nagle zniknął.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 13, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

STAR WARS : Kres ZakonuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz