Rozdział 34 - Ważna strata

1.3K 56 76
                                    

Wilgoć pomieszczenia w drażniący sposób dawała się we znaki, gdy z sufitu od kilku godzin bez przerwy kapały krople, wydając monotonny dźwięk, doprowadzający człowieka do szału. Będący na skraju wytrzymałości blondyn ze złością uderzył pięścią w ścianę, nie patrząc nawet na to, że ją sobie rozranił. Zresztą, niewiele mógłby tam zobaczyć. Poza czasem posiłków nie zapewniano im tam nawet światła - jedynie płonące na korytarzu pochodnie dawały go choć odrobinę przez kraty drzwi. To było stanowczo za mało, by ocenić uraz. Czuł tylko, jak ciepła krew ścieka mu po dłoni, ale z tego powodu nie cierpiał. On się tym napawał. Dał upust emocjom, a to, co z niego wypływało, nie było tylko substancją niezbędną do funkcjonowania jego organizmu - było również gniewem i frustracją. Przymknął powieki i z głębokim westchnieniem osunął się po ścianie, by usiąść na zawilgotniałej podłodze.

Strażnik zajrzał do niego przez kraty. Lubił napawać się jego niedolą. Na szczęście jedną sztuczkę miał już sprawdzoną.

Gdy tylko zobaczył jego gałki oczne odbijające światło pochodni, użył bezróżdżkowego Cruciatusa. Mężczyzna zawył z bólu i usunął się z jego pola widzenia. Draco wybuchł śmiechem. Gdyby tylko umiał rzucać w ten sposób więcej zaklęć...

Nagle usłyszał czyjeś kroki. Bynajmniej nie był to odchodzący strażnik. Był jednak na tyle zrezygnowany, że nie podniósł się żeby zobaczyć o co chodziło. Wolał nasłuchiwać.

- Panie Ministrze! - powiedział przejęty strażnik. - Nigdy bym się pana nie spodziewał wśród cel.

- Tak, tak, ja też bym się tego po sobie nie spodziewał... - mruknął Knot. - Ale sytuacja mnie do tego zmusiła. Muszę porozmawiać z młodym Malfoyem.

- Nie radzę. Nie więcej jak minutę temu potraktował mnie Cruciatusem.

- Bo zasłużyłeś, jebany sadysto - odwarknął Draco z celi. Mniej więcej po tygodniu zaczął używać względem niego wulgaryzmów, z początku jeszcze niepewnie, ale po tak długim czasie nie zamierzał już się hamować.

- Co to za słownictwo, chłopcze? - oburzył się Knot. - I zapomniałeś już że za właśnie takie wybryki jak zaklęcia niewybaczalne tu trafiłeś?

Strażnik otworzył celę. Gdy Knot zobaczył Draco siedzącego luźno na podłodze, z zaczerwienionymi oczami, cerą chorobliwie bladą oraz krwią rozprowadzoną po twarzy i szacie więziennej, zaniemówił. Blondyn patrzył na niego tak, jakby był zwyczajnie znudzony całą tą farsą, a krew była stałym elementem jego wyglądu. Wskazał ministrowi rozwalające się, metalowe łóżko.

- Proszę. Niech się pan ugości - powiedział, hamując kaszlnięcie. Knot był ostatnią osobą, której chciałby okazywać słabości.

Gdy Korneliusz usiadł na łóżku, coś głośno chrupnęło i już po chwili leżał na podłodze, a posłanie przestało nadawać się do użytku. Draco parsknął śmiechem. Minister, próbując zachować klasę, wstał, otrzepał się i usiadł na tej części, która jeszcze się nie zawaliła.

- Jakie licho tu pana przywiało? - spytał Draco wprost.

- Łączysz w sobie tak wiele cech swojej rodziny - powiedział Knot nieco nostalgicznie. Blondyn uniósł brew. - Masz cięty język jak Abraxas, rysy twarzy Freyi... Powiedziałbym nawet, że jesteś inteligentny jak twoja matka.

- I przyszedł tu pan żeby mi to powiedzieć?

- Nie wiesz, co łączyło mnie z twoim dziadkiem. Zapewne nikt ci nie mówił, że przez wiele lat był moim serdecznym przyjacielem. Najlepszym, jakiego kiedykolwiek miałem.

- Ciekawe, skoro bez wahania wtrącił go pan do Azkabanu.

- Bo przyjaźnie czasem się kończą, chłopcze. Bywa, że burzliwie. Tak też było w naszym przypadku. Ale Abraxas zawsze pozostał mi drogi. Dlatego nazywałem cię jego imieniem podczas naszej ostatniej rozmowy. Chwilami czułem się jakbym słyszał jego. Jakby wciąż żył...

Jeśli przeżyję - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz