Rozdział 35 - Jeśli przeżyję

1.3K 52 77
                                    

Gdy Draco dotarł na miejsce, wszyscy już tam na nich czekali. Nie do końca wiedział jak powinien lądować po tym przedziwnym rodzaju teleportacji, szczególnie, że w ramionach trzymał Hermionę. Kiedy dotknął w końcu ziemi, delikatnie posadził ją na swoim kolanie. Jeszcze przez chwilę okalała ich czarna mgła. Poczuł silne pieczenie mrocznego znaku - to oznaczało że Voldemort nie tylko przeżył, ale i właśnie zwoływał zebranie śmierciożerców.

- Czy ty ich zabiłeś? - spytał Ron.

- Na pewno nie Voldemorta - mruknął. - Wzywa śmierciożerców. Czuję to. Wątpię, że ktoś zginął. Nie taki był zresztą cel rzucenia szatańskiej pożogi w tym przypadku.

- Od nas też wszyscy żyją.

- Nie - odezwał się z powagą Harry. - Jak śmiesz mówić że wszyscy żyją?

Ron zawstydził się uwagą Harry'ego i zapłonął rumieńcem. Wszyscy mimowolnie spojrzeli na trzymanego przez Kingsleya i Moody'ego Dumbledore'a. Hermiona ponownie zaczęła płakać. Do wszystkich dopiero wtedy w pełni dotarło to, co się stało.

- Co my teraz bez niego zrobimy? - spytała z rozpaczą Tonks.

- To m-moja wina - odezwała się Hermiona. - To m-mnie chciał uratować, gdyby t-tego nie zrobił to b-by nie z-zginął...

- Ale ty byś zginęła - zauważyła Ginny.

- I co z tego? Ja przy nim nie mam żadnego znaczenia!

- Przestań - powiedział dosadnie Draco, patrząc jej w oczy. - Masz większe znaczenie niż możesz sobie wyobrazić. Jak tylko nas wpuszczą to sobie porozmawiamy na spokojnie...

- Ty idziesz prosto do skrzydła szpitalnego - wtrącił Affield. - I bez dyskusji.

- Nic mi nie jest.

- Nie żebym chciał być wredny... - wtrącił Moody. - A w sumie, to będę wredny. Wyglądasz żałośnie, jakby wypluła cię sklątka. Zmiatasz do tego skrzydła albo wykopię tam twój chudy, arystokracki zadek siłą. Nie będziemy organizować kolejnego pogrzebu bo z tym dużo zachodu.

- Mogę być chudy i wyglądać jakby wypluła mnie sklątka, a i tak prezentuję się lepiej niż pan - odburknął blondyn.

- Trochę szacunku, Moody - warknął Syriusz, zirytowany tym, jak odniósł się do śmierci Dumbledore'a. - Chyba, że jeszcze do ciebie nie dotarło jak bardzo wszystko się teraz komplikuje.

- Ciężko żeby cokolwiek jeszcze do kogoś dotarło, skoro wszystko stało się kilka minut temu!

- To może pora otworzyć oczy!

- Pieprzyć Voldemorta... - dobiegł wszystkich głos Harry'ego, który powstrzymywał się przed płaczem. Wtedy kłótnia Moody'ego i Syriusza ustała.

Za bramą zobaczyli mknącego w ich stronę Snape'a. Nie ukrywał zdziwienia na widok tego, co zastał, ale zaczął zdejmować z bramy zaklęcia, żeby ich wpuścić. Weszli do środka bardzo pospiesznie, martwiąc się, że lada chwila śmierciożercy mogą ich dopaść. Biegli w stronę zamku, gdy Snape ponownie zamykał wejście. Po tym musiał udać się na spotkanie Voldemorta, tak rychło zwołane.

Postanowili zanieść Dumbledore'a do jego gabinetu, licząc, że nie zbudzą w ten sposób całej szkoły. Moody zajął się zawiadamianiem kadry nauczycielskiej, bo nikt nie wiedział jeszcze co tak naprawdę się stało. Uczniowie obecni podczas bitwy w ministerstwie również udali się do gabinetu, mimo iż Draco dostał wyraźną instrukcję by iść do skrzydła szpitalnego.

- Naprawdę powinieneś pójść do Pomfrey - szepnęła do niego Hermiona.

- Jeszcze czego... - mruknął. - Mam dość tego pieprzonego skrzydła. To jak więzienie.

Jeśli przeżyję - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz