Epilog

2K 81 64
                                    

Niemal stuletnia czarownica przechadzała się po swoim gabinecie, będąc w wyjątkowo nostalgicznym nastroju. Mieszkała tu na co dzień - była w końcu dyrektorką Hogwartu, a wcześniej nauczycielką przez dziesiątki lat, odkąd tylko porzuciła pracę w Ministerstwie Magii. W tym pomieszczeniu, niegdyś należącym do Dumbledore'a, wisiało pięć Orderów Merlina i niezliczona ilość nagród za wyjątkowe zasługi i uzdolnienia. Ludzie bezgranicznie ją szanowali, mimo nazwiska, jakie nosiła. Z uśmiechem pogładziła dłonią zdjęcie stojące na biurku, przedstawiające dwójkę nastolatków tańczącą ze sobą na balu. Ze wszystkich fotografii, jakie trzymała na pamiątkę, właśnie ta jedna była dlań najważniejsza. Od tego wszystko się zaczęło.

Postanowiła opuścić swój gabinet i przejść się korytarzami zamku. Wiedziała dokładnie, do którego zmierzała. Gdy ujrzała to gotyckie okienko, jej oczy przeszkliły się łzami.

- Pójdź ze mną - zaproponował, patrząc w okno na odległym końcu korytarza.

Szatynka potrząsnęła głową z niezrozumieniem. Jeśli na początku była zdezorientowana, to teraz jej dezorientacja osiągnęła apogeum.

- Słucham?

- Pójdź ze mną - powtórzył pewnie, wiedząc, że mleko zostało już rozlane.

- Niby z jakiej racji? Ty mnie nienawidzisz - zarzuciła.

- Myśl, Granger - odparł. - Wyobraź sobie minę Pottera i Weasleya.

- A co ty z tego będziesz miał?

- Nie będę musiał iść z Pansy.

- Dlaczego ja? Dlaczego nie każda inna ślizgonka? A co, jeśli twój ojciec się o tym dowie? - zakpiła. Przewrócił oczami.

- Nie zadawaj tylu pytań i za dużo sobie nie wyobrażaj - mruknął zirytowany. - Ty mi się napatoczyłaś, to tyle.

- Napatoczyłam? Czy raczej przypadkiem mnie śledziłeś?

- Granger! - warknął, przytłoczony ogromem pytań, na które nie znał odpowiedzi. - Chcę wiedzieć. Tak, czy nie?

Z satysfakcją zauważył, że dziewczyna nareszcie przestała płakać. Zdawała się nawet delikatnie do niego uśmiechać.

- Niech ci będzie - oznajmiła.

Na pierwsze miłe wspomnienie związane ze swoim mężem, znów boleśnie uderzyła ją świadomość, że już go przy niej nie było. W wieku sześćdziesięciu pięciu lat została wdową, a dwa lata później zaproponowano jej stanowisko dyrektora Hogwartu. W ten sposób dopełniła się przepowiednia. Pół wieku później, niż się spodziewała. Było jej dane przeżyć wiele lat w małżeństwie, a jednak miała wrażenie, że to zaledwie kropla w morzu. Każdy dzień bez Dracona był dla niej ciężki.

Nie załamała się tylko dlatego, że miała jeszcze dla kogo żyć. Ich syn, Abraxas, miał już własne dziecko w chwili, gdy jego ojca spotkała tragedia. Obecnie była prababcią, ubolewając nad tym, że jej mąż nie dożył dnia, gdy jego wnuk uhonorował go nazywając syna Draco.

Trzy dekady. Tyle właśnie budziła się bez niego u boku, z zazdrością patrząc na pary staruszków przechadzające się parkami i ulicami. Pragnęła tego dla siebie. Mogła jedynie marzyć o jego obecności.

Przeszła dalej. Minęła się z nauczycielem starożytnych run i zarazem jej kolegą ze szkolnych lat - Blaise'em Zabinim, wiecznym kawalerem popijającym whisky w zaciszu swojego gabinetu, ale i dobrym przyjacielem uczniów, z którymi dogadywał się jak z rówieśnikami. Zobaczył na jej policzkach łzy. Spostrzegł też, dokąd prowadziła droga, z której przyszła. Szybko domyślił się, dlaczego płakała.

- Też mi go brakuje - stwierdził. - Ach, kiedy to było, ta cała młodość... Brakuje mi nawet twojego okładania ścierką, kiedy upiliśmy się przy Abraxasie.

- To da się zmienić - odparła, mrużąc oczy.

Uniósł ręce w geście obronnym.

- Prawie osiemdziesiąt lat temu zaprosił mnie na ten bal, rozumiesz? Osiemdziesiąt lat, a jakby to było wczoraj.

- Zaprosiłem pierwszą, o której pomyślałem - zacytował go Blaise i się zaśmiał. - Ależ mu odbiła palma na twoim punkcie. Do końca go trzymało. Nawet przez chwilę nie zauważyłem, żebyś interesowała go mniej.

- Nawet jak powiększyłam mu nos ze złości, kiedy rodziłam Abraxasa?

- Był cierpliwy jak baranek.

Oboje się uśmiechnęli.

- Wiesz... Dalej nie mogę odżałować tego, jak to się potoczyło - mruknęła po chwili Hermiona. - Znak, którego nigdy nie chciał, wpędził go do grobu. Każdy wiedział po jakiej był stronie podczas wojny. A jednak po latach znalazła się grupka fanatyków chcąca zniszczyć każdego kto posiadał mroczny znak, napadli go i zabili zanim zdążył wyciągnąć różdżkę. Był sam, bezradny, kiedy konał... Znaleziono go w jakimś zaułku po tylu godzinach...

- I to i tak dzięki Saurusowi, bo go wyczuł i zaprowadził tam ludzi. Ten wąż jest jakiś nieśmiertelny...

- Nie widziałam go od trzydziestu lat. Pewnie już dawno nie żyje. Wątpię, że chciał dalej funkcjonować bez swojego pana. Poza tym podejrzewam, że Draco maczał palce w tej jego całej długowieczności. Przecież aż za dobrze znał się na czarnej magii.

Nagle Hermiona przystanęła.

- Muszę opuścić Hogwart na kilka godzin. Gdyby ktoś pytał, to niedługo wrócę.

- Już ja się domyślam co planujesz - odparł. - I nie idź tam. Poczujesz się tylko gorzej.

- Do zobaczenia, Blaise.

Z typowym dla siebie uporem, całkowicie zignorowała jego ostrzeżenie i chwilę później już przenosiła się kominkiem do zamku Malfoyów, który od wielu lat był jej własnością.

- Mamo? - zdziwił się Abraxas czytający właśnie gazetę.

- To chwilowa wizyta. Przyszłam tylko odwiedzić twojego ojca. Jutro wrócę na dłużej, na święta.

Abraxas pozostawił to bez komentarza. Zdarzały jej się takie sytuacje. Bez słowa wrócił do czytania gazety.

Hermiona wyszła do ogrodu, za pomocą czarów torując sobie drogę wśród zasp. Kiedy dotarła do części będącej cmentarzem, nawet nie musiała się zastanawiać nad tym gdzie iść, mimo iż wszystko było zasypane śniegiem. Jednym ruchem różdżki otrzepała nagrobek z białego puchu i kucnęła, przesuwając palcami po wygrawerowanym imieniu Draco Lucjusz Malfoy.

- Tęsknię za tobą... - wyznała, choć świszczący wiatr niemal ją zagłuszył. - To najgorsze trzydzieści lat mojego życia. Gdybyś tylko wiedział i mógł mnie teraz słyszeć...

- Gdybyś tylko wiedziała, że mogę - westchnął Draco, kładąc jej dłoń na ramieniu. Ani tego nie usłyszała, ani nie poczuła. - Co to trzydzieści lat, moja Hermiono? Pewnego dnia będziemy mieli wieczność. Czekam tu na ciebie.

- Draco! - dobiegł go głos Lucjusza. Mężczyzna podszedł do swojego syna. - Tak myślałem, że cię tu znajdę.

- Matka, dziadek i babka znów chcą grać w krykieta?

- Dziwne mugolskie wynalazki... Freya wygrała z Narcyzą i teraz twoja matka domaga się rewanżu.

- Zaraz was znajdę - zaśmiał się. Kiedy Lucjusz się oddalił, Draco znów spojrzał na Hermionę z troską. - A ty, moja droga... - Pogłaskał ją po policzku, na którym zamarzła łza. - Wiedz, że nie tylko miłość romantyczna pozwala ludziom widywać się po śmierci. Jesteśmy tu wszyscy razem. Bądź cierpliwa.

- Niektóre rozstania trwają krócej niż się spodziewamy - powiedzieli w tym samym czasie.

- Właśnie - zgodził się. - Przeżyliśmy razem pół wieku. A najlepsze dopiero przed nami. Wierz mi. Nasze prawdziwe szczęście dopiero się zacznie.

Jeśli przeżyję - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz