Rozdział 2

437 41 41
                                    

*pov Nishinoya*

Czas:Po wybudzeniu w szpitalu

Byłem wtedy nie przytomny w sumie dwa miesiące. Wybudzenie ze śpieczki to naprawdę dziwne uczucie. Dla mnie to była jak trochę dłuższa drzemka, ale z wyjątkiem, że słyszałem wszystko. Każde pytanie czy przeżyje, czy się wybudze. Słyszałem jak moja mama płacze przy łóżku. To takie okropne. Bliska osoba siedzi koło Ciebie i potrzebuje wsparcia, a Ty nie możesz nawet kiwnąć palcem. To był najgorszy okres w moim życiu. Mieszkam tylko z mamą, która trochę już przeżyła m.in. Sama jest adoptowana (nie wyobrażam sobie jak może się czuć.Przecież rodzice Cię nie chcieli...), przybrane rodzeństwo ciągle jej dokuczało, poznała mojego tatę co okazało się kolejnym "błędem". Mój ojciec był do bólu perfekcjonistą i wszystko musiało iść po jego myśli. Cały czas pracował i nie miał praktycznie czasu. Kiedy był w domu wychowywał mnie na swoje podobieństwo. Nie mogłem wychodzić na dwór ani bawić się z innymi. Miałem siedzieć grzecznie z nosem w książkach (Może, dlatego jestem taki dziecinny?Bo brakowało mi "normalnego" dzieciństwa?). Matka wielokrotnie starała się postawić jednak za każdym razem się bała.Nie rozumiem czemu.Przecież nas nie bił tylko wprowadzał swoje rygorystyczne zasady. Ale w końcu nastąpił przełom. Poprosiła o rozwód. Pamiętam ten okres jak przez mgłę, ale było pełno spraw sądowych m.in.kto ma wziąć nade mną opiekę. Jednak teraz była szczęśliwa, pomimo, że nie ma jej często w domu bo pracuje to i tak zawsze chodziła szczęśliwa..., a przynajmniej do czasu wypadku. Teraz jej jedyny syn walczy o życie... to musi być straszne.

Kolejny miesiąc spędziłem w szpitalnej sali.Okropnie się nudziłem...Miałem delikatnie złamaną ręce i nie miałem jak trzymać telefonu.Lekarz  zdecydował, że w sumie lepiej dla mnie, jeżeli przez ten najbliższy miesiąc nie będę miał dostępu to telefonu... Tsch. Według doktora "powinno mi to wyjść na dobre". Po wybudzeniu dowiedziałem się, że miałem wypadek. Potrącił mnie samochód, po czym odjechał bez udzielenia mi jakiejkolwiek pomocy. Jak się okazało nie pamiętałem niczego z momentu wypadku, jednak lekarz powiedział, że to normalne i stopniowo będą wracać do mnie wspomnienia, jednakp może to potrwać nawet kilka lat...

Moja mama powiedziała jedynie Ryu, że muszę natychmiast wyjechać.Doceniam jej trud, ale czy było to konieczne? Chociaż nie chciałbym, żeby mnie widzieli w takim stanie... zwłaszcza Asahi..., ale czy nie byłoby to zbyt oczywiste? Napewno było o tym w gazetach czy coś...(w końcu kierowca odjechał z miejsca wypadku bez udzielenia pomocy). Raczej można skojarzyć mój nagły "wyjazd" z tą sytuacją...

Czas:Dzień wyjścia ze szpitala

Nareszcie mogę wyjść z tego więzienia! Znaczy nie chce narzekać...ale nudziłem się tu jak mops. Do tego nikt oprócz mojej mamy mnie nie odwiedzał,więc zgaduje,że naprawdę nikt nie skojarzył faktów. Co z siatkówką? Pomimo tak ciężkiego wypadku wyszedłem praktycznie bez szwanku - co było niezłym zdziwieniem dla lekarzy - i mogę bez problemu ponownie grać w siatkówkę. Przynajmniej jedno dobre w tej sytuacji. Po 14.00 moja mama przyjechała odebrać mnie i mój wypis ze szpitala. Gdy przekroczyłem próg szpitala... nagle jakby wszystko dopiero do mnie dotarło. Ja... mogłem naprawdę umrzeć... Już nigdy nie zobaczyć przyjaciół, mamy... Asahi'ego... Miałem się z nim spotkać i niby nagle "wyjechałem"... pewnie było mu przykro... albo jest na mnie zły... Ja... nie wiem co by było... mogłoby mnie tu teraz nie być... nie zdążył bym się nawet pożegnać...

Czas:Teraźniejszość

W tym momencie zacząłem bardziej dbać o swoje bezpieczeństwo i innych. A przede wszystkim o życie.

Kiedy wróciłem do szkoły zostałem (o dziwo) przywitany pozytywnie. Spodziewałem się raczej pretensji, że "wyjechałem" tak nagle. Jednak po chwili dopiero zostałem zasypany pytaniami. Nie umiałem na nie odpowiedzieć, więc milczałem. Ja... nie jestem już taki sam...a przynajmniej tak mi się wydaje. W tym zamieszaniu zauważyłem pewien brak... brak obecności Asahi'ego. To... bardzo mnie zabolało... gdybym miał szansę mu napisać... i tak bez sensu... napewno nie chce mnie widzieć i ze mną rozmawiać. W innym przypadku raczej by tutaj był, prawda?

Od następnego dnia miałem zaczynać treningi, więc stwierdziłem, że na długiej przerwie poszukam Asahi'ego. Nie chcę robić mu jakiejś afery, że nie przyszedł. Chcę go tylko przeprosić. Wyszło to tak jakbym go specjalnie, chamsko wystawił, a przecież to nie ode mnie zależało czy potrąci mnie samochód.

Wędrowałem po całej szkole, ale nigdzie nie mogłem znaleźć. Trochę jakby wyparował. Nagle na końcu korytarza mignęła dobrze mi znana czupryna.

-Asahi!-zawołałem na co długowłosy odwrócił się w moją stronę,jednak... nie wyglądał na zadowolonego. Chyba miałem rację,że się pogniewał.-Poczekaj! Wszystko Ci wytłumaczę!-Serio? Mam taki zamiar? Chłopak jedynie mnie zignorował i poszedł w swoją stronę.-No poczekaj chwilę!-Przedzierałem się przez tłumy uczniów. Od kiedy tu chodzi tyle osób!? Jest gorzej niż na promocji! Do tego mój durny wzrost w niczym nie pomaga.-Co to ma być do CHOLERY!!?-krzyknąłem co zamurowało stojące w promieniu kilku metrów grupki ludzi. Przebiegłem szybko między nimi. Wyszedłem może na idiotę, ale przynajemniej się zatrzymali i zrobili mi łatwe przejście. Jedynym problemem był brak Azumane na korytarzu. Ta... to dałem teraz popis. Wyszedłem z budynku, żeby nie narażać się dłużej na dziwne spojrzenia społeczeństwa na korytarzu. Usiadłem na schodkach przy sali.

-Coś czuję, że nie będzie łatwo Tobą pogadać...-mruknąłem do siebie.

-Niby z kim?
____________________________________
Witam,prosiaczki!
Takie pytanko...Czy tylko mi ten czas teraz tak szybko leci?
Wogóle nie czuję, że minęły już 4 dni od szkoły, a za chwilę już będzie Sylwester... Jak dla mnie około miesięczny odpoczynek na nic się zda...

Miłego wieczorku💞

°~Przyjaźń od zera?~°Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz