~19~

2.9K 266 57
                                    

Od razu zauważyłem Zaydena wśród tłumu, który zgromadził się w centralnym punkcie starego osiedla. Stał z Harrym i trzymając w ręku jakiś kawałek papieru, tłumaczył coś mężczyźnie. Ruszyłem w ich stronę.
Po drodze zacząłem przyglądać się bardziej starym budynkom. Tak bardzo różniły się od nowoczesnego miasta Billa. Ale cóż się dziwić, mój były mistrz zarabia kasę ze współpracy z ludźmi, którzy chętnie przyjmują czarodziejów do filmów, teatrów czy branży modowej, robiąc z nich gwiazdy.

- Oddział tych najsilniejszych postawimy zaraz przy bramie, natomiast tutaj i tutaj możemy ustawić resztę tak, aby jasna strona czuła się otoczona - powiedział zielonooki, pokazując na mapie palcem.

- A ci najsłabsi? - zapytał Harry, który stał ze skrzyżowanymi rękami na piersi i lekkim rozkroku, przyjmując pozę pewnego siebie.

- Gdzieś z tyłu na pewno - stwierdził.

- A moim zdaniem to rozmieszczenie wojsk jest do bani - wtrąciłem, dołączając do nich.

- Nie masz nic innego do roboty? Znajdź sobie jakieś zajęcie - skarcił mnie na wstępie Zay.

- Oddziały powinny być schowane, żeby zaatakować z zaskoczenia - postanowiłem, ignorując słowa chłopaka.

- Cóż, to w sumie...- zaczął Harry, lecz Zayden skutecznie się wtrącił.

- To ja tu wydaje rozkazy i ja ustalam rozmieszczenie wojsk. Jeśli coś ci nie pasuje, to idź się pierdol - wysyczał, na co byłem w szoku, że tak się do mnie odezwał.

Nawet jeśli były między nami momenty spokoju, to zazwyczaj się kłóciliśmy, a teraz ta sytuacja sprawiła, że zrozumiałem, iż prawdopodobnie nigdy nie będziemy w stanie rozmawiać ze sobą normalnie.

Zay chyba wolał Tony'ego, a mnie nienawidzi. Czas się z tym pogodzić.

- Chciałem pomóc, ale skoro nie chcesz, to nie będę się narzucał - oznajmiłem lodowatym tonem. - I nie martw się, gdy będzie po wszystkim, odejdę, a ty będziesz mógł sobie rządzić ile ci się podoba - dodałem, po czym odwróciłem tyłem do chłopaka i odszedłem.

Było mi naprawdę przykro, ale starałem się zachowywać obojętność. Nikt przecież nie zapewniał, że zostaniemy przyjaciółmi. Łączy nas tylko wspólny wróg.

Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Nie chciałem wracać do Aidena.
Usiadłem więc na jakimś ledwo trzymającym się murku i utkwiłem wzrok w dom na przeciwko.

Pogrążyłem się w myślach o zielonookim, ale jednocześnie uważałem, aby nie za bardzo się odciąć od rzeczywistości, bo mógłbym nieświadomie użyć którejś z dźwigni. A w moim przypadku raczej nie byłby to śnieg, jak u Zaydena, a coś znacznie gorszego. Tylko raz w życiu straciłem kontrolę i prawie zabiłem nauczycielkę, rodziców i Billa. Także wolę nie ryzykować.

Spuściłem wzrok na swoje dłonie, które swobodnie spoczywały na moich udach. Nawet nie wiem kiedy, zacząłem bawić się palcami. Wygląda na to, że zostało mi coś z Tony'ego. Szkoda tylko, że zielonooki tego nie widzi. Może wtedy traktował by mnie lepiej. I to naprawdę nie jest tak, że się użalam nad sobą, bo gdyby ktokolwiek inny był dla mnie tak wredny jak Zay, kazałbym mu iść w pizdu i dodatkowo potraktował z jakiegoś wyjątkowo bolesnego zaklęcia, ale to był Zayden i nie mogłem mu tego zrobić. Sam nie wiem co w nim było takiego, że moje serce miękło. Zaczynało mnie to już irytować. Wystarczy, że spojrzę w te jego zajebiste oczy i już po mnie. To nie jest sprawiedliwe.
Widziałem go tylko na zdjęciu i już zdecydowałem, że nie zabiję chłopaka, a co dopiero teraz mam powiedzieć, gdy mogę na żywo podziwiać jego twarz?
Cierpię po prostu męki.

- Jesteś smutny - usłyszałem nagle delikatny, kobiecy głos.

Uniosłem wzrok. Przede mną stała niska dziewczyna. Miała długie, blond włosy, a końcówki pomalowane na niebiesko. Oczywiście była ubrana na czarno, jak każdy tutaj. No może oprócz Aidena, on akurat musi udawać, że jest po stronie wroga.

- To aż tak widać? - spytałem.

Dziewczyna wskoczyła na murek, zajmując miejsce obok mnie.

- Nawet nie wiesz jak bardzo - stwierdziła, na co starałem się przybrać obojętny wyraz twarzy, nie chcąc, żeby każdy widział w jakim jestem stanie. - Jestem Aurora - przedstawiła się.

- Dylan - posłałem jej mały uśmiech. - Nie szykujesz się na wojnę? - byłem ciekaw dlaczego nie jest z resztą na głównym placu.

Dziewczyna momentalnie posmutniała.

- Nie muszę. Idę na samym końcu - wyznała cicho.

- Czemu? - spytałem, drążąc przykry dla niej temat, zamiast zostawić go w spokoju.

Nic dziwnego, że stale denerwuje Zaydena. Najpierw mówię albo robię, potem dopiero myślę.

- Moja mama jest człowiekiem. Nie jestem pełnej krwi czarodziejem - wyjaśniła.

Kiwnąłem ze zrozumieniem głową. Takie osoby jak Aurora miały mniej mocy i rzucały słabsze zaklęcia.

- Ale praktykujesz czarną magię? - upewniałem się.

- Jak każdy tutaj - wzruszyła ramionami.

- Więc na pewno podbudowałaś sobie znacznie moc - stwierdziłem, bo zazwyczaj czarna magia jeszcze bardziej podkręcała zdolności czarodziejów.

- Niby tak, ale jestem z natury roztrzepana i nic mi nie wychodzi - powiedziała, robiąc niezadowoloną minę.

- Mogę zerknąć? - zapytałem.

Dziewczyna spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami i niepewnie, odwróciła się w moją stronę, siadając po turecku na murku. Ja zmieniłem pozycję na podobną i teraz oboje byliśmy zwróceni w swoją stronę.

Złapałem za jej dłonie, po czym przymknąłem powieki, bez przeszkód łącząc się z magią dziewczyny.

- Na wszystkie czary, Aurora! - niedowierzałem w to co widzę. - Przecież tu panuje taki burdel, że sam bym się w tym pogubił - skarciłem ją lekko.

Wszystkie dźwignie były porozwalane i miały ten sam, szary kolor. Nie wiedziałem która jest od czego, dopóki dokładnie się na niej nie skupiłem.

- Miałam to ogarnąć, ale cały czas to przekładam - przyznała.

- Nie szkodzi, zaraz tu posprzątamy - zaproponowałem, bo i tak nie miałem nic lepszego do roboty.

Zacząłem od tych najprzydatniejszych, nadając im kolor niebieski. Pomyślałem, że ten kolor ma wiele wspólnego z dziewczyną przez jej oczy oraz włosy.
Wiedziałem, że i tak do zmroku tu nie ogarnę, ale chociaż część zaklęć może uda mi się poukładać w jakiś sensowny sposób.

Aurora po jakimś czasie zaczęła rozumieć co robię i ochoczo dołączyła, nadając dźwigniom różne kolory.
Cieszyłem się, że ją poznałem, bo jej roztrzepanie i tendencja do bałaganu, skutecznie odsunęła moje myśli od Zaydena.

Zresztą Bill od zawsze trzymał mnie pod kluczem. Teraz jestem wolny i mogę w końcu zacząć udzielać się towarzysko.

Kto wie, może Aurora zostanie moim pierwszym w życiu przyjacielem.

Myślałem, że Zayden nim zostanie, ale zbyt wiele nas różni. Jest między nami przepaść, której żaden z nas nie chce przeskoczyć. Ja jestem zbyt uparty, a on zgoszkniały.

Ta znajomość jest skazana na porażkę.

🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤

On The Other Side (boyxboy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz