~31~

2.7K 265 118
                                    

Wyszedłem z budynku. Pogoda była dziś wręcz cudowna. Słońce, śpiew ptaków, motyle, kwiecisty zapach unoszący się w powietrzu. Czarodzieje chodzili po ulicach w dobrych humorach. Oczywiście ci nasi, bo tych z jasnej strony nigdzie nie zauważyłem jak do tej pory.
Była jeszcze jedna rzecz, która nie pasowała mi do tego pięknego obrazka miasta tętniącego życiem. A dokładnie była to grupka dzieci, mniej więcej w wieku dziesięciu lat, siedzących na trawie pod wielkim dębem w kółeczku. Każde z nich było smutne i patrzyło na średniego rozmiaru kamień, który leżał w środku okręgu.

- Co to za grobowe miny? - zaczepiłem, będąc zaniepokojony, bo powinny biegać wesoło po okolicy i bawić się, a nie dąsać.

- Próbujemy podnieść ten kamień, ale nikomu z nas to nie wychodzi - wyjaśnił chłopczyk o złocistych włosach.

- Mi się prawie udało! - odparła z dumą dziewczynka z mnóstwem warkoczyków na głowie.

- Czemu nie spróbujecie działać wspólnie? - zaproponowałem, zajmując miejsce koło nich na trawie. - Zamiast męczyć się samemu, złapcie się za ręce i razem podnieście kamień - stwierdziłem, na co dzieci spojrzały po swoich twarzach z wahaniem, lecz ostatecznie podały sobie swoje dłonie. - Uwolnijcie swoją magię i pozwólcie, aby wypełniła każdy nerw w waszym ciele - powiedziałem, robiąc to samo i łącząc się ze swoją mocą.

One były jeszcze zbyt słabe, aby móc w pojedynkę podnieść kamień, ale kiedy połączyli swoje siły, kawałek skały zaczął unosić się kilkanaście centymetrów nad ziemią, sprawiając na ich twarzach szeroki uśmiech.

Widząc ich szczęście, ja sam także podniosłem kąciki swoich ust w górę.

- Siła przyjaźni i wzajemnej pomocy ma największą moc, zapamiętajcie - dodałem, po czym intuicyjnie spojrzałem w prawo, sam nie wiedząc czemu.

Zayden stał w oddali z Harrym, zawzięcie o czymś dyskutując. Westchnąłem głośno, bo zielonooki wyglądał dziś lepiej niż nawet piękna pogoda panująca na dworze. Miał na sobie mocno przylegające do nóg czarne spodnie i ten widok sprawił, że nie mogłem oderwać od niego oczu.

Dlaczego on musi być tak cholernie gorący?

To niesprawiedliwe. Jak ktokolwiek może w ogóle przechodzić obok niego obojętnie? Założę się, że nie minie miesiąc, a już wokół niego pojawi się wianuszek dziewczyn, czego oglądać nie chce, dlatego coraz bardziej przekonuje mnie mój plan, aby po prostu stąd odejść.

Zay jak na zawołanie spojrzał w moją stronę. Przechylił głowę na bok, posyłając mi zdziwione, ale jednocześnie rozbawione spojrzenie. Zastanawiał się zapewne co wyprawiam siedząc tyłkiem na gołej ziemi wśród dzieci, które teraz zaczęły skakać wokół mojej osoby i ganiać nawzajem.

Może była by ze mnie dobra niańka? Kto wie.

Zielonooki zaczął iść w moją stronę, na co przełknąłem głośno ślinę, bo nawet z tak daleka jego wzrok wypalał mi dziurę w głowie. Jebani bracia Corleone i ich hipnotyzujące spojrzenie. Nic dziwnego, że Aurora chodzi od wczoraj z rumieńcami na buzi. Cholera wie czy ja też nie chodzę.

Obiekt moich westchnień w końcu zatrzymał się koło mnie. Nadal na jego twarzy widniał rozbawiony uśmieszek.

- Co? Bawię się z dziećmi - wyjaśniłem, nie wiedząc w ogóle z czego tak zaciesza.

- Bawisz się czy się z nimi biłeś? - zapytał, spoglądając na moje włosy, których do tej pory jeszcze nie ogarnąłem.

Przejechałem sobie dłonią po wystających na wszystkie strony kosmykach.
Żałowałem, że jednak ich nie ułożyłem, bo pewnie wyglądałem okropnie.

- Nie mam dziś na nic siły - wyznałem, postanawiając w końcu poruszyć temat mojego odejścia. - Chciałbym z tobą porozmawiać, to bardzo ważne - powiadomiłem.

- Dobrze, ale przyjdź do mnie pod wieczór. Mam dziś jeszcze mnóstwo rzeczy do załatwienia. Przede wszystkim...- wskazał na moje białe ubranie. - Trzeba się tego pozbyć - uśmiechnął się przepięknie do mnie i zauważyłem, że ogólnie coś za bardzo był dziś szczęśliwy.

Nie żebym się z tego nie cieszył. Zay zasługuje na szczęście najbardziej na świecie. Po prostu nie widziałem go jeszcze w takim humorze i może dlatego jest mi dziwnie.

- Zdecydowanie - zgodziłem się z nim. - Trzeba załatwić jakieś normalne ubrania - wstałem z ziemi, dzięki czemu zrównałem nasze twarze ze sobą.

- To też - rzucił cicho pod nosem i nie byłem pewien co dokładnie powiedział, ale nie zastanawiałem się nad tym długo, bo zaczął mówić dalej, już czysto i wyraźnie. - Także wpadnij do mnie później i pogadamy. Zająłem pokój Billa. Zamierzam wyrzucić wszystkie jego rzeczy na środek i podpalić - wyszczerzył się.

- Wariat - pokręciłem głową. - Co ty dziś taki wesoły? Wygrana wojna tak na ciebie wpływa? Pamiętaj, że jeszcze musisz zapanować nad zwolennikami Billa, a to nie takie proste - upomniałem.

- Istnieje inny powód mojej wesołości - powiedział tajemniczo, na co z zaciekawieniem zacząłem patrzeć mu głęboko w oczy.

- Co znowu kombinujesz? Masz plan jak to wszystko ogarnąć? - spytałem, gestem dłoni wskazując na okolice.

- Plan zawsze jakiś się znajdzie - zapewnił. - A teraz wybacz, naprawdę muszę iść - powiedział i wyczułem w jego głosie nutkę niezadowolenia. - Może była by z ciebie dobra niańka - wskazał na bawiące się obok dzieci. - Kto wie? - wzruszył z rozbawieniem ramionami, po czym na chwilę jeszcze patrząc mi w oczy, zaczął iść tyłem, lecz zaraz potem odwrócił się i odszedł.

- To samo pomyśla...- urwałem, zatrzymując wzrok na kamieniu, leżącym w trawie.

Kiedy pomagałem dzieciom, połączyłem się ze swoją magią i zapomniałem o tym kompletnie, bo gdy zobaczyłem Zaydena, ten jak zwykle zrobił z mojego umysłu papkę. Szybko schowałem magię w głąb siebie, ale nadal stałem sparaliżowany w miejscu z mocno bijącym sercem.

Błagam tylko nie to!

Jeśli naprawdę przekazałem mu swoje myśli, to ja zaraz zapadnę się pod ziemię. Co za wstyd! To dlatego był taki rozbawiony. Dziwię się w ogóle, że mnie nie wyśmiał, ale cholera wie, może jeszcze to zrobić. Nie miałem pojęcia co myśleć. Czy jego poza wskazywała na to, że się cieszy, czy może, że bawi go moje żałosne zauroczenie się w nim?

Miałem ochotę walnąć głową w ten duży dąb na przeciwko.

Mój debilizm wyskoczył poza skalę. Już Tony był by mądrzejszy i zerwał w porę połączenie ze swoją magią. Jak mogłem być tak głupi?

Należę do osób raczej odważnych, ale zbliżającej się rozmowy z Zaydenem boję się panicznie. Jeszcze nigdy nie byłem tak przerażony i zagubiony. On mnie na pewno wyśmieje.

Teraz już chyba na sto procent muszę stąd uciekać.

🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤

On The Other Side (boyxboy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz