X. Play it cool

57 7 13
                                    

Danielle's POV

Budzę się z okropnym bólem głowy. Otwieram nieznacznie oczy, przecierając je powoli. Pokój, w którym jestem nie przypomina mojego ani trochę. Nawet nie zdążę się przerazić, kiedy przypomina mi się, co się wczoraj działo. Załamuję się na samą myśl. Nie lubię pić alkoholu, bo nie lubię swojego zachowania po nim, co właśnie sobie przypomniałam wczoraj. Chociaż, kiedy pije się alkohol to o pamiętaniu można sobie marzyć.

Nagle otwierają się drzwi od pokoju. Wchodzi Theo, a ja zakrywam się kołdrą. Zauważam, że mam na sobie tylko majtki. Uśmiecha się, kiedy mnie widzi, ale po chwili poważnieje widząc moją minę.

— Powiedz, że pamiętasz wczorajszą noc — pyta z nadzieją w głosie. Kiedy mnie o to pyta, wszystko zaczyna mi się przypominać. Kurwa. Nie byłam przedtem dziewicą, ale nie przypominam sobie zbytnio, żebym panowała nad tym, co robię. Jednak nie mam kogo o to obwiniać, bo wszystko, co z nim robiłam. doskonale pamiętam.

— Tak — uśmiecham się lekko. Podchodzi do łóżka, siadając obok mnie. Całuje mnie, a ja niepewnie to oddaję.

— Nawet to, że się pogodziliśmy? — To wychodzi na to, że nie pamiętam dokładnie wszystkiego.

— Średnio — odpowiadam zgodnie z prawdą.

— Okay — oznajmia niepewnie. — To.. co teraz? Jest okay?

Zaciskam usta, po czym odwracam wzrok. Nawet nie wiem, czy się nad tym zastanawiam, czy po prostu nie chcę odpowiedzieć. Znowu patrzę mu w oczy. Przytakuję nieznacznie. Znowu pojawia się uśmiech na jego twarzy i znowu mnie całuje.

Jednak mam rację, że on jest dobry. Po prostu czasami ma różne, dziwne akcje. Każdy ma. On nie jest złym człowiekiem. Ma wady, oczywiście, ale ja też. I nie tylko my. Trochę nawet się cieszę, że jednak wyszło, iż się pogodziliśmy.

— A gdzie Phoebe? — wyrywam nagle w momencie, w którym mi się przypomniało, że położyliśmy ją wczoraj w gościnnym pokoju.

— Wróciła do domu jakąś godzinę temu — mówi, spokojnym głosem.

— To która jest?

— Około dwunastej — wzrusza ramionami, zgadując czas. Jezus, obym nie miała nieodebranych połączeń od mamy.

— Gdzie moje rzeczy? — pytam.

Wskazuje na krzesło, po drugiej stronie pokoju.

— Podasz mi? — pytam. Nie chcę przy nim chodzi nago. Wykonuje moją prośbę i od razu ubieram bluzkę i odblokowuję telefon. Dwa połączenia. Nie wiem, czy to tylko, czy aż dwa połączenia. Łącze się z nią, czekając na sygnał. Odbiera momentalnie.

— Gdzie jesteś? — pyta.

— U Theo, przepraszam, że nie odebrałam, ale spałam jeszcze — tłumaczę. Chłopak stoi obok łóżka, jakby pilnował tego, co mam powiedzieć.

— Okay, przynajmniej bądź na obiedzie — mówi ze spokojem. — Weź Theo, jeśli chcesz.

Patrzę na niego, zastanawiając się czy to usłyszał. W głębi duszy mam nadzieję, że nie. Znowu wracam myślami do mamy.

— Okay — odpowiadam, po czym się rozłączamy.

— Jesteś głodna? — pyta mnie.

— Średnio — oznajmiam, zgodnie z prawdą. — Mogę ci pomóc sprzątać i wrócę do domu. Muszę się jeszcze pouczyć — oznajmiam z uśmiechem.

— Okay — odwzajemnia go.

Ubrałam się w ciuchy, w których wczoraj tu przyszłam. Zbieraliśmy kubki, szklanki, butelki po sokach i alkoholu. Ściągaliśmy różne, dziwne rzeczy z różnych, dziwnych miejsc. Udało nam się w miarę wspólnie ogarnąć dom, ale powiedziałam mu, że już muszę się zbierać. Nie, żebym uciekała od sprzątania, ale wolałam już stamtąd wyjść.

If I fell |Blake Richardson|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz