IX. Heart in two

53 7 9
                                    

Blake's POV

Szczęście, jakie czułem, gdy wróciłem do domu nie jest w żaden sposób możliwe do ubrania w słowa. Bałem się, że przez to, co się działo, już w zupełności mnie zignoruje. Jednak zostałem pozytywnie zaskoczony. Mogłem spokojnie nazwać się w tym momencie jednym z najszczęśliwszych ludzi na świecie.

Dopóki nie nastała sobota. Nawet nie wiem czy spałem poprzedniej nocy, ale nie zdziwiłbym się, gdyby tak było. Mam nadzieję, że gdy zerwę z Bailee, moje sumienie już nie będzie mnie dręczyć. To by było logiczne. Wtedy już nikt nie będzie cierpiał z mojej winy. W sensie Bailee możliwe, że będzie smutna jakiś czas, ale zerwania zawsze są smutne. Nawet ja będę cierpiał raniąc ją. Jeśli cokolwiek z tego ma sens.

Cały czas czekając na odpowiedni czas, aby pojechać po nią na lotnisko, spędzam w kuchni, jedząc. Przynajmniej zajmuję swoją głowę tym, że muszę coś przeżuć dokładnie, aby się nie zatruć, a nie tym, że muszę kogoś zranić.

Czas jakby się zatrzymał. Nie ważne, co ile czasu spojrzę na zegarek, cały czas jest ta sama godzina.

— Jedziesz po Bailee, co nie? — pyta moja siostra wchodząc do kuchni. Przestraszyłem się nieznacznie, co mogła zauważyć po moim wyrazie twarzy. Śmieje się. — Jezus, Blake. Co ty taki strachliwy?

Śmieję się nerwowo. Kurde. Zapomniałem, że mama i siostra również będą wiedziały o naszym zerwaniu i oczywiście szczegółowe powody. Ale nie będę się tym martwił przez następne tyle czasu, dopóki do tego nie dojdzie.

— Tak sobie — oznajmiam.

Nagle naszą uwagę przykuwa dzwonek do drzwi. Siostra patrzy na mnie zdziwiona, więc raczej się nikogo nie spodziewa. Postanawiam się pofatygować, aby otworzyć drzwi. I nie wierzę własnym oczom. Kurde.

— Hej, skarbie. — Bailee stoi przede mną w swojej osobie, z wielkim uśmiechem na twarzy. Rozchyla ręce, pewnie to po, abym ją przytulił na powitanie, ale ja tylko trzymam za klamkę i patrzę na nią jak wryty. — Nie cieszysz się?

W końcu się otrząsam, uśmiechając się. Przytulam ją do siebie, daje mi szybkiego buziaka w usta.

— Miałem po ciebie przyjechać — mówię, biorąc jej walizkę i przepuszczając ją w drzwiach, aby weszła do środka. Gdy zamykam drzwi, wita się z Abbie. Znowu zwraca się do mnie.

— Tak, ale samolot przyleciał wcześniej.

— Mogłaś zadzwonić.

— Oj dobra — macha ręką. — Już tu jestem. Mamy dzięki temu więcej czasu. — Uśmiecha się, na co jej przytakuję. Staram się uśmiechać tak, aby nie wyglądało to podejrzanie, ale niestety sam siebie nie mogę zobaczyć. Cóż, warto mieć nadzieję.

— Wniosę twoją walizkę do mojego pokoju — informuję ją. Przytakuje, po czym zaczyna o czymś rozmawiać z Abbie.

Wiem, że to może być niezręcznie spać w jednym pokoju ze swoim byłym, ale to, że z nią zrywam nie znaczy, że chcę, aby spała na ulicy. Albo w hotelu. Możemy się przyjaźnić. Nic nam nie staje na przeszkodzie. Tylko to, jak ona na to zareaguje.

Odstawiam walizkę przy łóżku i chcę już wyjść z pokoju, kiedy słyszę zatrzaśnięcie drzwi. Stoi przed nimi Bailee.

— Twoja siostra wyszła i powiedziała, że wróci za godzinę, a to znaczy, że mamy chwilę dla siebie — oznajmia, zbliżając się do mnie coraz bardziej. Ja pierdole. Muszę to przyjąć na spokojnie. Kurde, chciałem poczekać na tę rozmowę, ale los chce mi powiedzieć, że ma to się odbyć właśnie teraz. No cóż, powodzenia dla mnie.

If I fell |Blake Richardson|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz