XV. No one else, but you

40 8 12
                                    

Danielle's POV

Po moim szczerym wyznaniu i rozmowie z Phoebe, czuję się już trochę lepiej. Jednak wciąż nie mam nastroju na jakiekolwiek wychodzenie po szkole. Lisa w dalszym ciągu nie ma z tym żadnego problemu i po prostu wracamy razem do domu. W ciszy. Co jest naprawdę dziwne, jak na moją siostrę. Oczywiście, coś musiała powiedzieć, bo raczej w takiej martwej ciszy by nie wytrzymała przez tyle czasu, ale nie było od niej żadnej bezsensownej gadaniny. W domu, powitała nas mama, wyraźnie zdziwiona, że tak szybko wróciłyśmy.

— Hej, skarby, a wy co? — pyta ciepłym głosem, kiedy jesteśmy w hallu, ściągając buty i kurtki.

— Danielle nie miała dzisiaj ochoty na kawę — oznajmia Lisa, zerkając na mnie. Mama patrzy na mnie podejrzliwe.

— Coś się dzieje? — pyta mnie mama.

— Nie, po prostu się źle czuję — mówię, po czym zaczynam się kierować w stronę mojego pokoju, kiedy nagle zatrzymuje mnie mama. Patrzę na nią pytającym wzrokiem.

— Co? — pytam zdezorientowana.

— Nie chcesz z nami posiedzieć? Zrobię ci herbatę. Możemy zamówić jedzenie, bo nie zdążyłam jeszcze nic przygotować — proponuje z uśmiechem.

— Nie jesteśmy głodna — oznajmiam, znowu idąc do swojego pokoju.

— I tak ci przyniosę herbatę — woła, zanim drzwi od mojego pokoju się zamykają.

Rzucam torbę na podłogę obok biurka, a siebie twarzą na łóżko. Wzdycham głośno.
Może napiszę do Blake'a? Nie, to by było bez sensu. Jeszcze by sobie zrobił większą nadzieję. Nie mogę o nim myśleć. Nie myśl o nim, Danielle. Po prostu zajmij się czymś innym. Może muzyką? Tak. Genialny pomysł. Zwłaszcza, że on zajmuje się muzyką. Kurwa, ale nic innego mnie nie interesuje. Może jeszcze odrabianie lekcji, ale jestem na tyle rozbita, że nawet nie mam siły zajrzeć do książek. Co jest dziwne.

Jezus, co ten chłopak ze mną robi? Jeszcze więcej gadam do siebie niż kiedykolwiek wcześniej. Dobrze, że chociaż w myślach. Chociaż możliwe, że to się niedługo zmieni, bo przestanę nad tym panować.

Ciekawe, co dzisiaj robi Blake. Albo, co jadł na śniadanie. Kurwa, co mnie to interesuje?

W tym samym momencie słyszę pukanie do drzwi.

— No? — wołam, na znak, żeby owa osoba weszła. Odwracam się, aby być w stanie usiąść, jednak dziwi mnie fakt, iż widzę wchodzącą do mojego pokoju mamę. Oczywiście przyniosła mi herbatę.

— Jak tam, kochanie — pyta, podając mi ciepły napój. Przyjmuję go. Postanawia usiąść obok mnie.

— Chciałaś coś? — pytam zdezorientowana. Jakoś nie jestem przyzwyczajona do tego, aby przychodziła do mnie, żeby tylko spytać, jak się czuję. Co nie znaczy, że nie jest dobrą mamą.

— Trochę mi jest wstyd, że nie wiem, co się dzieje w twoim życiu — oznajmia cicho. Unoszę na nią brew. Nigdy nie myślałam o tym, żeby ją wplątywać w moje życie osobiste, więc nie powinna tak się czuć.

— Masz swoje zajęcia — pocieszam ją. — Poza tym mam już siedemnaście lat, nie musisz się mną aż tak przejmować.

— No, ale wypadałoby mi. W końcu jestem twoją matką i jedynym opiekunem prawnym. Trochę już jest późno na to, ale powinnam wiedzieć, co się u ciebie dzieje - oznajmia, kiedy słyszę jak jej głos powoli zaczyna drżeć. Gładzę ją po plecach.

— Mamo, wiesz, że to nie jest twoja wina — zaczynam, pocieszającym głosem. — To on nas zostawił, a ty miałaś tyle na głowie. W sumie to nadal masz. I patrz na mnie, jakoś sobie radzę.

If I fell |Blake Richardson|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz