8.

782 63 28
                                    

Kolejny tydzień minął mu pracowicie. Najpierw pomagał dyrektorowi przy rekrutacji, prowadząc rozmowy wstępne. Był zadowolony z efektów. Dzieciaki, które zostały zakwalifikowane do nowej klasy, nie były wybitnie inteligentne. Była garstka naprawdę inteligentnych, zainteresowanych wiedzą, mających osiągnięcia w konkursach. Pozostałe dzieciaki, których była większość, nie odznaczała się wyjątkową inteligencją, ale pochodziły z dobrych domów, miały dobre świadectwa, przyzwoite wyniki egzaminu gimnazjalnego, na rozmowie kwalifikacyjnej chętnie mówiły o swoich zainteresowaniach. Podpisał więc z czystym sumieniem protokół z wynikami rekrutacji i wyjechał do Warszawy, do ciotki.
Pobyt w stolicy niespodziewanie przedłużył się z pierwotnie planowanych kilku dni do prawie dwóch miesięcy. A zaczęło się od niewinnego spotkania z przyjaciółmi.....

Zaprosił Andrzeja i Sebastiana na dawno odwlekaną kolację. Akurat dobrze się złożyło, bo wszyscy trzej mieli wolne. Andrzej przyjechał do Warszawy na jakąś konferencję prawniczą i został przez kilka kolejnych dni, żeby nacieszyć się spotkaniem z przyjaciółmi. Sebastianowi wystarczyło tylko hasło, że robią imprezę, i za parę godzin zameldował się w stolicy.
Ta kolacja to był to jedyny sposób, w jaki Piotr mógł podziękować przyjaciołom za okazaną pomoc w kłopotach. Żaden nie chciał gratyfikacji finansowej, zarabiali lepiej niż on, więc jedynym wyjściem było wspólnie umówić się "na wódkę".

Z jednej kolacji zrobiły się trzy, bo każdy z nich chciał się po kolei zrewanżować i ugościć pozostałych. Jak już udało im się spotkać we trzech, ochoczo korzystali z możliwości wspólnego spędzenia czasu. Wspominając beztroskie czasy studenckie odwiedzali kluby, koncerty, kino. Nie spieszyło im się do pożegnania.

Ostatniego wieczora przed rozstaniem w mieszkaniu ciotki Piotra ucięli sobie długą "nocną Polaków rozmowę", wspominając, śmiejąc się i pijąc. Gdzieś w okolicach pierwszej w nocy, pomiędzy Jackiem Danielsem a Old Smugglerem, urodził im się w dyskusji pewien pomysł. Był wypadkową wcześniejszych wątków i sytuacji. Wcześniej ciotka Piotra wspomniała o lokalu, który pewna bankrutująca firma zwróciła do zasobów miejskich. Usługiwała im przy kolacji Alka, która pod opieką starszej pani w ostatnich tygodniach uspokoiła się i rozkwitła. Piotr otrzymał właśnie przelew z odszkodowaniem i zastanawiał się, na co przeznaczyć te dwa miliony złotych.

Pewnie nic więcej by z tych nocnych rozważań nie wyszło, gdyby Sebastian, idąc za swoim dziennikarskim nosem, nie włączył odruchowo dyktafonu. I szybko o tym zapomniał. Przyjaciele rozmawiali, żartowali, wspominali dawne czasy, pili.
Następnego dnia serdecznie się pożegnali i rozjechali każdy w swoją stronę: Andrzej do Poznania, Sebastian do Czarnego Boru.

Piotr został jeszcze trochę, bo przyjemnie mu było, kiedy starsza pani i młoda dziewczyna próbowały mu dogadzać. Poświęcił czas na rozmowy z ciotką, spacery z Alką, spotkania z dalszymi znajomymi z czasów licealnych.
Kilka dni później Sebastian, szukając pomysłu do kolejnej audycji, włączył zapisaną w nocy rozmowę. Wysłuchał parę razy nagrania, spisał jego treść, wygładził formę i rozesłał przyjaciołom z dopiskiem: Eureka! Jesteśmy geniuszami!

Już następnego dnia Piotr, Andrzej i Sebastian zrobili telekonferencję na Skype'ie, doprecyzowujący pomysł. Poprosili na konsultanta ciotkę Piotra i w ciągu kolejnej godziny plan nabrał realnego kształtu.

Następny miesiąc był bardzo pracowity. Andrzej opracowywał statuty, harmonogramy i umowy a Piotr z ciocią prawie zamieszkali w urzędzie miasta. Łącza telefoniczne się grzały, długie maile wędrowały pomiędzy Warszawą a Poznaniem w tę i z powrotem.

Przyjaciele spotkali się kilka razy osobiście, doprecyzowując ustalenia. Wreszcie wszystko zagrało tak, jak chcieli.
Lokal oddany przez zbankrutowaną firmę był idealny. Na uboczu centrum, w niewielkiej wąskiej uliczce z zakazem ruchu kołowego. Kiedyś miasto prowadziło w nim schronisko młodzieżowe, a przez kolejne kilkanaście lat prywatny inwestor hotelik dla niezamożnych turystów. Ale czasy się zmieniły, przyjezdni szukali lepszych warunków zakwaterowania albo bardziej uczęszczanej okolicy. Firma oddała więc wynajmowany od miasta lokal. Nawet nie musieli go remontować, wystarczyło niewielkie odświeżenie - odmalowanie niektórych pokoi, przegląd armatury, dokupienie wyposażenia.

Na potrzeby planu był idealny. Bazując na historii Alki, która z dnia na dzień stała się bezdomna, bezbronna i samotna, przyjaciele wpadli na pomysł uruchomienia hostelu dla osób w nagłym kryzysie bezdomności: bez noclegu, pieniędzy, przyjaciół którzy mogą pomóc; osób, które nie mogą czekać na procedury, skierowania, sprawdzenie czy się kwalifikują; osób, którym trzeba pomóc tu i teraz. Docelowo miało to być coś na kształt szkieletowego ośrodka interwencji kryzysowej, ale na razie chcieli się skoncentrować na zapewnieniu bezpiecznego miejsca noclegu.

Założyli fundację, bazując na kapitale przekazanym przez Piotra i to on został jej prezesem. Nauczyciel proponował kandydaturę Andrzeja, doceniając jego wiedzę, doświadczenie i wkład pracy. Ale prawnik zaoponował:
- Będę odwalał całą robotę papierkową fundacji, będę też waszym adwokatem w razie potrzeby. Nie mogę pełnić funkcji prezesa. Tym bardziej, że pewnie zdarzy się nie raz sytuacja wejścia w lekką kolizje z prawem. Byłby to ewidentny konflikt interesów. Ty, Piotr, jako fundator i pomysłodawca, będziesz idealny.

Sebastian poparł zdanie kolegi i Piotr został przegłosowany. Wymógł za to, aby w budżecie fundacji umieścić wynagrodzenie dla prawnika:
- Andrzej, to nie podlega dyskusji. Nie wziąłeś grosza za pomoc w mojej sprawie i za dalsze pilnowanie wykonania postanowień sądu. Teraz napracowałeś się najwięcej z nas. Będziesz prowadził całą papierologię fundacji, bo ja się na tym ani nie znam ani nie mam czasu. Będziesz musiał zatrudnić kogoś do pomocy: asystentkę czy księgową. Nawet przyjaźń ma swoje granice. Szczególnie, że - uniósł dłoń, żeby przerwać protesty przyjaciela - to nie są moje zarobione czy zaoszczędzone pieniądze tylko odszkodowanie, które wyszarpałeś od koncernów medialnych.

***
I tak przyszedł dzień, gdy spotkali się przed niepozornymi drzwiami niepozornego budynku. Piotr otworzył drzwi i weszli do środka. Rozejrzeli się po holu.
- Jak to było? Ja nie mam nic, wy nie macie nic, więc założymy fundację? - zażartował Sebastian, parafrazując znaną kwestię z "Ziemi obiecanej" Reymonta:

- Przydałby się teraz szampan i kawior, orkiestra i "Kronika filmowa"... Albo chociaż operator z TVN 24 - doprecyzował, patrząc na Alkę, która nie zrozumiała odniesienia. "Za młoda, żeby pamiętać kultowy program informacyjny z czasów PRL-u" - uzmysłowił sobie.
- Szampan jest - ciotka wyciągnęła z przepastnej torby pękatą butelkę i kieliszki:
- Sebastian, czyń honory - podała mu butelkę. Zgrabnie otworzył i po chwili wznosił toast:

- Za ojców założycieli tego hostelu i za matkę przełożoną, która wraz z młodą asystentką będzie pilnowała interesu - obdarzył uśmiechem przyjaciół. Piotr zrewanżował mu się:
- Za ojca chrzestnego tego pomysłu. Bez ciebie nie byłoby tego miejsca. Gdybyś nie nagrał rozmowy, skończyłoby się na nocnej dyskusji, porannym odjeździe i niczym innym. Więc teraz twoje zdrowie, ojcze chrzestny. I naszego consigliere - uniósł kieliszek w stronę prawnika.

***
Siedząc pierwszego września na gali rozpoczynającej nowy rok szkolny, Piotr nie słuchał przemówienia dyrektora tylko wrócił myślami do fundacji. Hostel był niewielki, na dwadzieścia pokoi. W tej chwili, pomimo że nie prowadzili żadnej kampanii informacyjnej, już większość była zajęta. Lokatorkami były głównie kobiety, czasami z dziećmi, które uciekły z domu przed przemocą ze strony partnera czy rodziny.

Postanowili zachować to miejsce w ścisłej tajemnicy. Kobiety potrzebowały czasu i spokoju, a nie zyskałyby tego gdyby nachodzili je członkowie rodzin z żądaniem powrotu do domu. Informacja o hostelu była przekazywana potrzebującym pocztą pantoflową a punkt kontaktowy stanowiło kilka doświadczonych przyjaciółek ciotki Piotra - pracowników socjalnych, kuratorek sądowych bądź opiekunek ze świetlic środowiskowych.

Do hostelu można było zgłosić się o każdej porze dnia i nocy. Kobietom oferowano nocleg i coś do jedzenia, a dopiero gdy odpoczęły, prowadzone były dalsze rozmowy, ustalenia, opracowywano plany na przyszłość. Ponieważ priorytetem było zachowanie miejsca w tajemnicy, regulamin był nieubłagany: pensjonariuszki musiały zdeponować w sekretariacie telefony a korzystanie z internetu odbywało się pod kontrolą kadry.

Priorytetem były krótkie pobyty, od momentu wystąpienia kryzysu do opracowania dalszych planów dla pensjonariuszki.
Ciotka Piotra była nieoceniona: uspokajała, doradzała, wspierała na duchu. Alka chętnie spełniała rolę asystentki, opiekunki dla dzieci, sekretarki pilnującej dokumentacji. Nie przeszkadzała jej coraz bardziej zaawansowana ciąża. Wręcz przeciwnie, mając zajęcie i pamiętając o swojej niedawnej sytuacji, rozkwitała i otwierała się na innych.
Dlatego Piotr mógł z czystym sumieniem wyjechać pod koniec sierpnia do Czarnego Boru i pierwszego września stawić się w nowej pracy.

Miłość na krawędzi. W małym miasteczku i nie tylko / 18+ / ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz