part seventeen;

330 24 4
                                    

Louis, zaniepokojony przez cały kolejny tydzień, wręcz maniakalnie potrzebował skontaktować się z Harrym. Chłopak nie dawał mu spać, jeść, a nawet oglądać telewizji.

Umierał ze świadomości, że zobaczy bruneta dopiero za niecały tydzień. Chciał go zapytać o tyle rzeczy, dowiedzieć się i uspokoić, kiedy usłyszy że ten czuje się dobrze i że nikt nie umarł.

Jedyne ukojenie w trakcie dnia przynosiła mu jedynie chwila, wczesnym wieczorem, kiedy Zayn dzwonił do nich na Skype, żeby poplotkować, pośmiać się i opowiedzieć jak spędził z Liamem dzień.

Oczywiście te rozmowy zawsze niesamowicie się przedłużały, aż Lima siłą nie ściągał Zayna do spania, kiedy ten chichotał z Niallem z jakichś durnych rzeczy, siedząc w nogach łóżka Liama, zupełnie rozbudzony, pomimo iż było dawno po północy.

– A jak twoje sesje, Lou? – spytał mulat w pewnym momencie, kiedy szatyn siedział już pod ciepłą kołdrą. Zapatrzył się przez chwilę na śpiącego gdzieś za brunetem Liama, którego dłonie zasłaniały szczelnie oczy, niedopuszczające do siebie nachalnie wbijających się przez powieki promieni światła, lecz później znów zwrócił wzrok na Zayna.

– Nie najgorzej. Harry jest bardzo miły – odparł spokojnie szatyn – kiedy wracacie, Zee?

– Za niedługo, Li zostały już tylko dzień czy dwa szkoleń i jesteśmy w domu – chłopak uśmiechnął się, jakby lżej na myśl o domu.

– Śpicie w jednym łóżku? – spytał, być może odrobinę zbyt głośno jak na gust Louisa, Niall.

– Nie, ale zobacz jak słodko wyglada Lima kiedy śpi – chłopak zaśmiał się i odsunął delikatnie dłoń szatyna, leżącego już nieprzytomnie w łóżku.

– Zayn, spierdalaj... – jęknął, co nie zabrzmiało ani trochę groźnie, a mulat jedynie zachichotał, co było jebanym katalizatorem chichotu Nialla.

– Dobra chłopcy, wiecie co? Ja odpadam, dobranoc – mruknął w końcu Louis i zakrył się szczelnie kołdrą, nie dopuszczając do siebie żadnych bodźców z zewnątrz, pozwalając swojej chorej psychice zanurzyć się w obawach i zmartwieniach, ceną powrotu do tych hipnotyzująco zielonych oczu.

Przeszedł obojętnie nad Harrym.
Przeszedł nad nim zupełnie obojętnie.
Po prostu ten chłopak był miły i ładny, a Louis odniósł nieprawidłowe pierwsze wrażenie.
... był też troskliwy.
... no i czuły.
... i uśmiechał się szeroko nawet kiedy Louis zatapiał swoje paznokcie głęboko w jego aksamitnej skórze.
To musiało boleć.

Ale Harry się uśmiechał.

Louis był zupełnie zdezorientowany i rozbudzony. Jednak kiedy przez pokrywę kołdry, chroniącej go jak jedwabista tarcza, doleciały kolejne słowa, kolejne tematy i śmiechy, Louis poczuł niemal natychmiastowe odrętwienie w kończynach, a sen od razu zmorzył całe jego ciało, układając go w swoim wiotkim uścisku.

§

Harry obudził się... od nowa.

Harry się nie obudził. Nie obudził się żadnego ranka od dwudziestu dni i czuł że wariuje.

Budzik w jego telefonie zabrzęczał donośnie, na którego dźwięk mama i tata odetchnęli z ulgą, myśląc zapewne że stan syna się polepsza, a który w rzeczywistości nastawiony był jedynie po to by przypomnieć brunetowi, że ogólnie przyjęta pora by wstać i zacząć żyć, już się zaczęła, a Harry musi chociaż spróbować jak co dzień, z ilością energii starczającej mu jedynie na przeżycie, zatuszować swoje niedoskonałości, udając jedynie lekko niewyspanego.

❝ we keep this love on a photograph ❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz