part nineteen;

328 20 4
                                    

Louis zupełnie nie rozumiał, co szło nie tak.

Miał szczere chęci, szeroki uśmiech i ciepłą herbatę, a mimo to Zayn i Harry utrzymywali dystans jakby mieli się zjeść przy każdym bliższym kontakcie, chociażby siedzeniu koło siebie.

Szatyn uwielbiał patrzeć, jak świetnie brunet rozumiał się z Liamem, lub jak cudownie dogadywał się z Niallem.

Okazało się nawet że Hazz uwielbia kwiaty, co tylko zacieśniło jego więzy z blondynem.

Jednak to wszystko jedynie przyćmiewało zmartwienia jakimi napawała go relacja chłopaka z jego najlepszym przyjacielem.
Mimo wszystko Zayn był szczególnie ważny dla Louisa i chłopak niemal rwał sobie włosy z głowy, czując wiszące napięcie miedzy nimi skrobiące go po policzkach z tak realnym poczuciem bólu, jak gdyby było to robione prawdziwymi nożami.

§

- Pomóc? - szatyn stanął nad Harrym, zbierającym swoje rzeczy do torby, po kolejnej sesji, na którą zabrał Louisa.

- Boże, LouLou, nie strasz mnie... - brunet uśmiechnął się i złapał teatralnie za pierś, a Louis schował usta w dłoniach, uśmiechając się mimowolnie na to przezwisko, kiedy kucnął koło chłopaka, zbierając z biurka jakieś kartki i segregatory, chowając je do jeansowej torby z niewielkimi, kolorowymi naszywkami.

- Nie, nie. To jeszcze zostaw, muszę coś dokończyć.

Chłopak odstawił ostrożnie papiery z powrotem na blat, a kiedy brunet wstał odkładając torbę koło drewnianych nóżek i omijając Louisa podszedł do biurka pochylając się nad papierami, chłopak wskoczył ostrożnie na drewniany blat i usiadł tak, by nie przeszkadzać brunetowi w jego, zdawałoby się, dość głębokiej analizie, niezrozumiałych dla Louisa zapisków.

Chłopak tylko uśmiechnął się i wyciągnął dłoń, jakby chciał pogłaskać Louisa po udzie, albo coś, ale zamiast tego, witając zmieszanie na swojej zajętej twarzy, podrapał się w głowę, na której tego dnia miękko na lokach leżała nałożona fedora.

- Co tam masz? - szatyn w końcu nie wytrzymał. Brunet mruknął z lekkim uśmiechem i podrapał się po brodzie ale nie odpowiedział.

Louis jęknął zirytowany i zabrał z drewnianego blatu zaśmiecone po same brzegi, przez tłuste, czarne, komputerowe pismo, zapiski.

Chłopak biegł za kolejnymi literkami, układających się w słowa, a te w zdania, tworząc przepiękną opowieść, która zbiegała przed głodnym wzrokiem Louisa, pożerającymi kartkę, w czasie kiedy Harry oparł się niepewnie dłońmi po obu stronach nóg szatyna, wciąż utrzymując pewien dystans.

- „Mona Lisa" - fascynuje cię życiorys da Vinci? - spytał chłopak w końcu wyglądając znad kartki. Spojrzał na swoje nogi, które kolanami niemal dźgały Harrego w biodra, po czym złączył je szybko, przybierając nieco purpury na polikach.

Brunet spuścił głowę, przez co szatyn poczuł się jeszcze bardziej niezręcznie, lecz ten zignorował napięcie, płynące tak beztrosko z Louisa i przytaknął nieśmiało.

- To mojej siostry... miałem jej to wydrukować... na mieście. Nasza drukarka się popsuła - dodał po pewnym namyśle.

Szatyn jedynie pokiwał głową, nie przejmując się tym że Harry nawet nie ma prawa tego zobaczyć, pakując ostatnie rzeczy do torby.

Spoglądał na bruneta, śledząc jego płynne ruchy jakby ten był conajmniej jego obiadem, wwiercając w ciemny kapelusz skrywający nieujarzmiony masyw loków. Spoglądał i analizował. Układał i oceniał, mając świadomość że konsternacja na jego twarzy jest aż śmieszna.

❝ we keep this love on a photograph ❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz