part eighteen;

303 23 7
                                    

Louis był z Harrym na każdej jego sesji.
Na każdej ich sesji.

Oraz na każdej innej sesji Harrego.

Harry zawsze zadawał to samo pytanie.
(„Napewno chcesz ze mną dziś jechać?")

A Louis zawsze odpowiadał tak samo.
(„Oczywiście, chętnie pojadę.")

I szatyn nie przyznałby się, ale wręcz błagałby, żeby pojechać z brunetem, gdyby tylko musiał.

Błagałby o możliwość obserwowania go, podziwiania przemijających i walczących ze sobą o miejsce emocji, na jego aksamitnej twarzy.

Błagałby o tych kilka chwil, kiedy Harry zupełnie zrelaksowany, wsiadał do swojego wozu, uśmiechając się szeroko lub nawet nucąc pod nosem, a czasem nawet odwracał się do szatyna, odrywając część szczęścia, tak idealnie leżącego na jego twarzy, dając go Louisowi, nic nie wartemu Louisowi, nie zasługującemu na choćby skrawek uśmiechu bruneta, który wtedy eksplodował radością.

- Podjedziemy po jakieś jedzenie, dobrze? Jestem już trochę głodny - Harry wyrwał chłopaka z zamyślenia, praktyczne już nie mającego nic do powiedzenia, bo Harry podjeżdżał właśnie do okienka w McDonalds.

- Co byś chciał? - spytał brunet, opuszczając szybę.

- Nic, nie jestem głodny.

- ... i jeszcze jednego cheeseburgera i wodę.

Louis przewrócił oczami zrezygnowany i wyciągnął z kieszeni dwudziestodolarówkę, ale Harry złapał go za nadgarstek opuszczając jego dłoń z powrotem na nogi.

- Dzisiaj ja stawiam, okej?

Louis zgrzytnął zębami chowając pieniądze do kieszeni i przyjął od chłopaka jedzenie, którego wcale nie chciał.

Szatyn nie zamierzał go nawet tknąć, ale po namowie bruneta zabrał je ze sobą do studio, „bo w końcu może zgłodnieje".

Louis był strasznie zdezorientowany. Jak niby, do cholery, miał to odebrać? I co zrobić?
Zazwyczaj nikt oprócz jego przyjaciół nie stawiał mu niczego, a Harry ostatnimi czasy zachwiał się w granicy relacji platonicznych i tych romantycznych.

Chłopak był tak zagubiony od tamtej sytuacji w samochodzie, że ocknął się dopiero gdy Michael - model Harrego - dźgnął go w ramię powtarzając coś po raz kolejny.

- Przepraszam, co?

- Stary, jesteś dziś strasznie zakręcony. Co jest grane? - Michael mimo iż zmieniał ubiór do każdej reklamy i każdej sesji, miał duszę hipisa. Był spokojny i wiecznie zrelaksowany, nie przeszkadzały mu długie jasne włosy, wiecznie podtrzymywane na oczach przez jakąś opaskę, a z jego plecaka zawsze wypadała woda z ogórkiem z jego ogródka.

Louis w ostatnim czasie zapoznał się i nawet polubił z ludźmi do których jeździł z Harrym, ale to zdecydowanie Michael był jego faworytem. Chłopak zawsze wyciszał i uspokajał impulsywną, nieco dynamiczną osobowość Louisa, na co ten nie mógł narzekać.

- Nic, naprawdę. Wiesz dawno nie gadałem z moimi przyjaciółmi. To może dlatego jestem spięty - oczywiście była to prawda jedynie w połowie, bo szatyn rozmawiał z chłopakami zaledwie wczoraj. Miał bardziej na myśli te głębokie rozmowy przy ziole, lub te w ich ulubionej kawiarni z irytującym dzwoneczkiem.

- Musisz z nimi pogadać, koniecznie - chłopak otarł nos, strzepując z palców coś jasnego.

- Stary, co do kurwy? Bierzesz?! - Louis odsunął się gwałtownie od chłopaka, spoglądając mu w oczy, po raz pierwszy tego dnia, za co poważnie się zganił.

❝ we keep this love on a photograph ❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz