Rozdział 37

1.3K 51 6
                                    

Złożyłam delikatny lecz pełen miłości pocałunek na jego ustach
Po czym wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
Jego ramiona nie obejmowały mnie. Dalej leżał bezwładnie jednakże jego oddech i bicie serca uspokoiło mnie. Poczułam się silniejsza. Wiem że walczy. Walczy aby do mnie wrócić...

Wsłuchiwałam się w jego spokojne bicie serca czując delikatne głaskanie po włosach...
Czułam głaskanie po włosach...
Poderwałam się do siadu i spojrzałam zapłakana na mojego mate.

- Obudziłeś się - łzy zaczęły spływać jeszcze szybciej A obraz powoli stawał się zakazany.
- Obudziłeś się ! Naprawę się obudziłeś?!- wpadłam w histerię .

- Już spokojnie. Cichutko. Jestem tu... nigdzie się nie wybieram... Jestem z tobą słyszysz...

- Naprawdę się obudziłeś?- sama już nie wiedziałam czy mój umysł nie płata mi figli.

- Obudziłem się... Chodź tu - rozłożył ramiona w które wpadłam histerycznie pragnąc jego dotyku.

- Tak bardzo się martwiłam...

- Wiem skarbie- pociągnął nosem- Dziwne...

- Słucham?

- Nie nic myszko. - podniósł mój podbródek do góry dwóm palcami. Zatopiłam swoje spojrzenie w jego przepięknych czekoladowych oczach. Czułam się jak w hipnozie. Jego spojrzenie wyrażało zmartwienie jak i radość.

- Kocham cię- pocałował mnie.

Był to pocałunek pełen uczyć. Miłości, tęsknoty , namiętności i szczęścia.  Nie chciałam już nigdy odrywać się od jego warg. Bałam się że w tym momencie mogę obudzić  się w szpitalu obok mojego wciąż śpiącego mate. Bałam się iż to wszystko tylko mi się śni. Bałam się że jak tylko puszczę na sekundę uścisk Brandon zniknie A ja wrócę do ciężkiej rzeczywistości.

- Ile spałem ?

- Prawie miesiąc- wyznałam rozżalona

- Zostawiłem cię samą w trakcie pełni?

- Musiałam radzić sobie sama - puściłam mu oczko na co wciągnął powietrze

- Co dzieje się na świecie ?

- Trwa wojna...

- Muszę ruszyć do walki...

- Żartujesz sobie ze mnie ?

- Słucham?

- Miałeś poważną ranę. Byłeś miesiąc w śpiączce... mogłeś się wcale nie wzbudzić A teraz jak gdyby nigdy nic masz zamiar od razu ruszać do walki ?

- Tak

- Otóż nie!

- Wan...

- Nie.  Nie zgadzam się. Nie mogę Cię znowu stracić.

- Nigdy mnie nie straciłaś i nie stracisz...- założył moje włosy za ucho

- Nie omamisz mnie tą swoją przystojną buźką. Zostajesz do puki nie stwierdzą iż twój stan jest wystraczająco dobry do walki. Zrozumiałeś?

- Kochanie...

- Pytam czy zrozumiałeś?

- Ktoś tu chyba polubił posadę Alfy- zaśmiał się- Rozumiem. Posłucham się ciebie ten jeden raz.

- Jestem kobietą. Słuchasz mnie lub śpię w pokoju Luny

- Grozisz mi ?

- Ostrzegam

Teraz i na Zawsze✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz