Drogi Pamiętniku,
dzisiejszy dzień to było istne szaleństwo, ale tak pozytywnie. Streszczę go tak, aby pamiętać co odwaliło się przed samymi świętami.
Wszystko zaczęło się zgodnie z planem. Spotkałyśmy się przy lodziarni, o dziwo były tak szalone tłumy, ale było wtedy jakieś minus siedem stopni, ale nie wiem co mieli w głowach. Tak więc wlazłyśmy do tramwaju, tylko że dzisiaj nie miałyśmy biletów, ale się udało przejechać. Wysiadłyśmy pod JCP. Od razu ruszyłyśmy do ubraniowego. Jedyną rzeczą, jaka była uciążliwa, to jakiś miliard ludzi, zapominalscy, kupujący prezenty pod choinkę na ostatnią chwilę, albo ci, którym całe żarcie się skończyło i zbroili się na wojnę.
Na dziale z sukienkami było tego tyle, że ciężko było się zdecydować. Pierwszej Sabine udało się znaleźć jakąś dobrą dla siebie. Była ona do kostek, bez ramion z rękawami za łokcie, mieniąca się czerwonawymi cekinami. Jess też jakąś znalazła. Ja znalazłam piękną, białą sukienkę bez rękawów, wykończona srebrnawą nicą i krzyształkami.
Po przymierzaniu, kupiłyśmy je i poszłyśmy jeszcze do kawiarni. Nie jest zbyt duża, ale przytulna. Wokół stolików regały pełne książek i widok przez szyby na korytarz. Wyzamawiałyśmy kawusie i mogłybyśmy siedzieć sobie, spokojnie, gdyby niepewna osoba kilka stolików dalej.
Tak, tam była jedna z tych cholernych jeźdźców dusz, znienawidzeni przez całą naszą organizację. To więc w związku z tym, wypiłyśmy je w niecałą sekundę, co chwilę zerkając, czy patrzą. Potem jak niezauważone wymknęłyśmy się do wyjścia z galerii, gdzie były wtedy godziny szczytu.
Rozjechałyśmy się każde do siebie i już byłby to dla mnie normalny wieczór z oglądaniem teledysków Grande i żarciu miliona żelków, gdy zadzwonił mój fonek.
To były Jessica i Sabine, pytały się, czy mogą u mnie spać, bo tam na platformie tragedia, ale o tym za chwilę. Oczywiście się zgodziłam. Po chwili już razem siedziałyśmy i oglądałyśmy jakiś serial z netflixa, a potem najpewniej zasnęłyśmy na krześle.
A co do tego o platformie, to wiem, że "prawa ręka" Sandsa chciała się pozbyć, a raczej zabić tego Justina, zrzucając go do oceanu, ale jak na złość przybyli go ratować z tego druidztwa. Przez to tak się wku**ił, że tak wszystkim rzucał wszędzie, co miał pod ręką, że cała platforma się trzęsła, jakby zaraz miała runąć. Jak wiem, szefa już tam nie było, choć wcześniej podobno tam był, bo wrócił do siebie. Bijemy się z myślami, czy mu o tym powiedzieć czy jednak nie. Zobaczymy, co wymyślimy
19.12
*************************
Hejeczka, kolejny rozdzialik wita. Sorki, że ostatnio są nieregularnie, ale czasami nie mam pomysłu albo nie wstawię.
I UWAGA: następny rozdział będzie w ostatni dzień roku i to będzie naprawdę ciekawy rozdział i wydarzy się coś niespodziewanego albo i tak. Domyślacie się?
Za 2 dni wigilia i święta więc:
Życzę Wam Wszystkim, Każdemu I Z Osobna Wesołych Świąt, Zdrowia, Szczęścia, Spełnienia Marzeń, Samych Sukcesów, Weny Twórczej, Szczęśliwego Nowego Roku, Żeby Był Sto Razy Lepszy Od Teraźniejszego
Życzy Wam Niko :)
Edit: DZIĘKI WAM, BO NIE WIERZĘ CO SIĘ TU STAŁO
Aaaaaaa! Wielce dziękuję wam.
Życzę spokojnej reszty dnia🎉
CZYTASZ
Z Pamiętnika Katji
Fanfiction"...Im bardziej wspominasz tym bardziej boli..." Śnieżne włosy, mleczne oczy. Blizny przeszłości, fałszywy uśmiech. Zło czynione wbrew swej woli, brak ducha rodziny, miłość niespełniona... Katarina Shiromist, bardziej jako Katja. Jedna z tych, która...