*Katja*
Zapadła noc. Jechaliśmy w ciszy przed krainę wiecznej jesieni. Zrzuciłam z głowy kaptur. Myślałam, czy przyszłość z nim będzie miała sens, ale nie był to takie proste. Po tym co wydarzyło się ostatnio mogłam decydować.
- To gdzie jedziemy? Wracały na morze?- spytał kary, nie wiedząc już gdzie iść.
- Możemy, ale jak im to powiedzieć?- spytałam zamartwiona, głaszcząc do po szyi.
Dobra, czas było wracać. Najpewniej dostanę opieprz od Sandsa za spieprzenie sprawy, o którą wszyscy się kłócili, ale trudno. Była to głównie moja wina, że nawaliłam. Wyjechaliśmy z lasu i kierowaliśmy się do bramy. Przejeżdżając obok farmy jakiego starca, w pewnym momencie gwałtownie się zatrzymaliśmy. Przed nami na drodze leżały wielkie głazy, ale jakieś inne, jakby z Pandorii czy coś takiego.
Na cos się zanosi
Skierowaliśmy się na Mroczne Wzgórza, podążając za dalszym sznurem kamieni o różnej wielkości. Z tam tąd dobiegały też dziwne odgłosy. Dojechaliśmy do najpewniej początku tej lawiny. Zsiadłam z siodła.
- Ty nie myślisz tam iść- powiedział do mnie.
- Stalker, stój tu- powiedziałam stanowczo.
- Katja...
- Zostań!- krzyknęłam na niego jak na jakiegoś psa.
Zignorowałam to i przeszłam przez dość wąską szczelinę, kierując się ku górze. Idąc przez tę dolinę, mijałam wiele takich samych kamieni, jakie były "na zewnątrz". Im bliżej byłam końca, szmery stawały się coraz głośniejsze oraz było tam coś bijące różowawym światłem.
W końcu odkryłam o co chodziło. Otwarta szczelina pandoryczną, wokół której grasowało wiele Cieni. To od nich były te szmerne głosy. Niby my trochę związani z tym różowym światem, ale te były jakoś bardziej agresywne.
Jeden z nich mnie wyczuł i zaczął się do mnie zbliżać. Szybko zdjęłam rękawiczkę i postrzeliłam go lodem, myśląc, że to go zatrzyma. Poczułam kłucie w sercu, jak zawsze jej używał. Przez to, że kiedyś mnie tak postrzelono, wciąż mam tam ranę. Jednak tak się nie stało, tylko jeszcze pogorszyło sprawę. Zaczął jeszcze szybciej się do mnie zbliżać, a ja zerwałam się do ucieczki, co chwilę strzelając w kolejne lodem, powstając z niego ściany, bryły i pociski, byle je jakkolwiek zatrzymać. Mimo tego trafiłam w cholerny ślepy zaułek.
Cały czas je ostrzeliwałam, by jakkolwiek je powstrzymać. Jeden już praktycznie mnie miał. Poczułam się słabo i upadłam, czekając na swój marny koniec. Jednak nastąpił zwrot akcji i wszystkie się wycofały i zniknęły.
Poczułam ulgę. Chciałam wstać, lecz silny ból lewej nogi mi to uniemożliwił. Podczołgałam się pod kamienną ścianę, by przy niej usiąść. Nie miałam już sił na powrót. Podkuliłam jedną nogę do siebie i spojrzałam w górę. Na niebie było pełno gwiazd. Nagle poczułam, że z góry zaczęły lecieć krople deszczu. Zbierało się na dużą ulewę, ale to mnie nie obchodziło. Zamknęłam oczy i po prostu siedziałam...
*Stalker*
Stałem już tak dobry czas, a deszcz coraz mocniej padał z nieba. Postanowiłem wracać, nie zważając na nią. Jak mnie ona tak potraktowała, to ja też. Zjechałem ze wzgórza, kierując się do bramy...
*Kilka godzin później*
*Sabine*Wpatrywała się na burzliwe morze oraz padające krople deszczu, popijając herbatkę. Zastanawiało mnie, dlaczego jeszcze nie wróciła. Przecież nie musiała tu wracać, przecież tu nie mieszka. Może niedługo się odezwie...
- Ej, Sabi, gdzie Katarina?- zapytała Jessica, wchodząc do środka. Była z deka przemoczona.
- Nie, ale ty byłaś na zewnątrz?
- Sprawdzałam jak leje, ale ostro, a prognozy wskazują, że będzie tak do rana- oznajmiła.
- Wy też nie śpicie?- zapytał ktoś, a tym kimś okazał się być Darko.
- Nie, a dlaczego ty nie, Dariuszu?- zapytałam.
- Sabine, błagam, nie zaczynaj- przyłożył dłoń do czoła- A tak to, gdzie Katja?
- Zadajemy sobie to pytanie od kilku minut jak chcesz wie...- nie dokończyła, bo usłyszeliśmy schrypiały głos Sandsa, który na skutek ciężkiego niepowodzenia misji gdzieś z godzinę temu przywalił głową o biurko i zemdlał, a teraz się obudził.
- To ja pójdę zobaczyć- zasugerował i odszedł.
Miałam już coś zaczynać mówić, ale przerwało mi to dźwięk ciężko otwierających się drzwi. Mogło to oznaczać tylko jedno.
Podeszłam tam i zobaczyłam tam ową, cała przemokniętą i drżącą z zimna. Podeszłam do niej.
- Kati, jezu...- zaczęłam.
- Ja... Nawaliłam- wydukała, upadając na ziemię.
- Dobra, tłumaczyć się będziesz później, a teraz chodź- pomogłam jej wstać i zaprowadziłyśmy do pokoju.
*Katja*
Wreszcie trochę spokoju, no może nie do końca. Siedziałyśmy tak w pokoju rozmawiając i nie przejmując się niczym. Przy tym też co chwilę podsmiechywałyśmy się z kabaretu w wykonaniu naszych panów.
- Więcej cukru!- zawołał starzec
- To a masz!- i najpewniej obrzucił go nim wraz z cukiernicą.
- Jak mogłeś?!- wrzasnął, dając mu książką po ryju.
Potem to rzucali się wszystkim co mieli pod ręką, zaś my od tego śmiechu i ogólnego zmęczenia zasnęłyśmy. Mogę przyznać, że dzień nie wydawał się dziś za dobry, ale na końcu taki był...
*******************
Cześć wszystkim!
Kolejny rozdział wita was.
Tutaj też chcę powiedzieć co z nią dalej, ponieważ za 2 dni wchodzi nowa książka (nie w tematyce sso) i bardziej skupię się na niej niż tej.
Jednak tą chcę dokończyć, więc rozdziały będą się pojawiać nieregularnie, ale mam plan ją skończyć do końca marca. Mam nadzieję, że zrozumiecie.
Trzymajcie się, cześć!
CZYTASZ
Z Pamiętnika Katji
Fanfiction"...Im bardziej wspominasz tym bardziej boli..." Śnieżne włosy, mleczne oczy. Blizny przeszłości, fałszywy uśmiech. Zło czynione wbrew swej woli, brak ducha rodziny, miłość niespełniona... Katarina Shiromist, bardziej jako Katja. Jedna z tych, która...