1

238 16 2
                                    

    Piątkowego dość pochmurnego popołudnia, czarny Range Rover z przyciemnianymi szybami zatrzymał się niedaleko tylnego wejścia banku. Drzwi od strony pasażera otworzyły się, a po chwili ciężkie wojskowe buty mocno uderzyły o ziemię. Postać ubrana w ciemne bojówki i czarną skórzaną kurtkę, pod którą znajdował się tego samego koloru przylegający do ciała podkoszulek, rozejrzała się dookoła. Twarz zakrywała jej pasująca do reszty stroju kominiarka, której otwory odsłaniały jedynie czekoladowe oczy i pełne usta pomalowane krwistoczerwoną szminką. Po upewnieniu się, że nie ma nikogo w pobliżu, zapięła kurtkę, do końca zasłaniając wysportowane kobiece ciało. Sięgnęła do auta, wyciągając lekki karabin Trident LMG Enhanced i dużą sportową torbę. Zanim zamknęła drzwi, spojrzała na dobrze zbudowanego mężczyznę siedzącego za kierownicą.

- Trzymaj się planu i bądź tam, gdzie się umawialiśmy. Jeśli nie przyjdę na czas, jedź i nie czekaj. - powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. Kierowca pokiwał tylko głową i zaczął odjeżdżać tuż po zamknięciu się drzwi auta.

Gdy jej towarzysz zniknął z pola widzenia, jeszcze raz przyjrzała się otoczeniu. Znajdowała się w wąskiej uliczce pomiędzy bankiem a wysokim biurowcem, która kończyła się niezbyt niskim murem. Wyższy budynek rzucał cień na cały zaułek, co powodowało, że w nocy niejedna osoba czuła niepokój przechodząc obok. W rzuconych pod ścianę śmieciach kotłowały się szczury, które nie były niezwykłym zjawiskiem w tak dużym mieście.

Kobieta skierowała swój wzrok na zegarek i ubierając czarne, skórzane rękawiczki ruszyła w stronę metalowego podestu przy tylnym wejściu. Sprawnie przeskoczyła dwa schodki, wywołując nieduży hałas i plecami oparła się o ścianę tuż przy drzwiach, mocno trzymając karabin. Po niecałej minucie usłyszała chrzęst zamka, a ciężka metalowa powłoka się poruszyła. Drzwi powoli otwarły się do wewnątrz, a z budynku zaczął wyłaniać się dość otyły ochroniarz, trzymając w dłoni jeszcze nieodpalonego papierosa. Stojąc w progu, zdążył zobaczyć tylko czarną podeszwę buta, która w sekundę znalazła się na jego klatce piersiowej, a siła z jaką uderzyła, odrzuciła go na ścianę w korytarzu, z którego właśnie wychodził. Zanim zdążył się otrząsnąć z szoku, masywny przedmiot uderzył w jego głowę, a ochroniarz osunął się na podłogę. Kobieta obejrzała szybko karabin, którym ogłuszyła mężczyznę i nie stwierdzając żadnych uszkodzeń, zabrała się za wyciąganie ciała na zewnątrz, uprzednio upewniając się, że drzwi nie zamkną się jej przed nosem. Zabrała nieprzytomnemu pałkę teleskopową i cicho zakradła się pod dyżurkę strażników, która była w połowie korytarza. Słyszała wesołą rozmowę trzech osób, więc nikt nie usłyszał jej wejścia. Pałkę umieściła za klamką tak, aby nikt ze środka nie mógł otworzyć drzwi i ruszyła dalej, będąc jak najbliżej ściany. Parę metrów od głównej sali zatrzymała się i wzięła kilka głębokich oddechów. Przygotowała karabin i wychyliła się zza rogu, szukając ochroniarzy.

Na sali kręciło się kilkanaście osób, w tym dwóch umundurowanych mężczyzn, którzy wydawali się znudzeni swoją pracą. Przy długiej ladzie stała trójka młodych ludzi z uśmiechem obsługujących klientów. Poczekała, aż ochroniarze odwrócą się i wyskoczyła z ukrycia, strzelając celnie w nogę każdego z nich. Niespodziewanie jednak, w momencie, w którym wbiegła na salę, przez frontowe drzwi wkroczyła druga postać w kominiarce z małym pistoletem w ręce.

- Ręce do góry! To jest napad! - odezwały się w tym samym momencie dwa damskie głosy, sprawiając, że obie napastniczki spojrzały na siebie zdezorientowane. Ludzie, widząc, w jakiej znaleźli się sytuacji zamilkli w strachu przed postrzałem, a ochroniarze jęczeli, zwijając się z bólu na podłodze.
- Kim ty kurwa jesteś i co robisz w moim banku? - powiedziała posiadaczka karabinu, starając się zachować spokój.
- Po pierwsze to nie jest twój bank i nie muszę się przedstawiać. A po drugie, każdy może sobie napadać, gdzie chce. To wolny kraj. - Obojętnie odpowiedziała druga kobieta, trzymając nieudolnie zwykły, mały pistolet. Oprócz kominiarki miała na sobie dużą, szarą bluzę z kapturem, niebieskie jeansy i bladoróżowe trampki, co nie powodowało, że wyglądała w tej sytuacji poważnie.
- Kobieto nie wyprowadzaj mnie z równowagi i po prostu wyjdź to nic ci się nie stanie - rozkazała już podirytowana napastniczka w czarnej skórze.
- Za kogo ty się uważasz, żeby mi rozkazywać? Przyszłam po pieniądze i nie mam zamiaru z nich rezygnować, bo tobie się coś nie podoba! - uniosła się druga, wymachując bronią we wszystkie strony. W oddali można było już usłyszeć syreny policyjne.
- Ja pierdolę, dobra nie ma czasu. Zostań tu i pilnuj ludzi, tylko nie wymachuj tym pistoletem na kulki jak debilka. - pokazała na broń, którą kobieta wciąż wykonywała nieokreślone ruchy - A panią zza lady zapraszam do sejfu, szybko! - wskazała dziewczynę stojącą między dwoma chłopakami. Przestraszona pracowniczka posłusznie opuściła swoje stanowisko i obie skierowały się do sejfu na końcu drugiego korytarza.
- On wcale nie jest na kulki! - krzyknęła za odchodzącymi i przypadkiem nacisnęła spust. Męski krzyk rozniósł się po całej sali, a zaskoczona dziewczyna zaczęła szukać rannego. Okazał się nim jeden z ochroniarzy, który tym razem został postrzelony w drugą nogę. Spojrzała na broń i jeszcze raz na przestraszonych ludzi - No właśnie, nie jest, więc żadnych numerów. - powiedziała, odzyskując już trochę pewności siebie. Sekundy mijały, a ona zaczęła się niepokoić dalszą nieobecnością drugiej bandytki, ponieważ wozy policyjne były coraz bliżej.

W końcu po prawie dwóch minutach obie kobiety wróciły z torbą w większości wypełnioną pieniędzmi. Właścicielka torby sięgnęła do jej drugiej kieszeni i wyciągnęła piękną czerwoną różę z doczepioną do niej niewielką karteczką. Z uśmiechem podarowała ją młodej pracowniczce banku i szybkim krokiem udała się w stronę wyjścia, wcześniej zwracając się do swojej niechcianej towarzyszki
- Masz transport?
- Jestem motocyklem - odpowiedziała, również kierując się w stronę drzwi
- Wspaniale jadę z tobą, kieruj. - pchnęła jedną ręką kobietę do przodu, aby ją pośpieszyć, drugą mocno zaciskając na torbie.

 Pojazd, którym okazał się czerwony Kawasaki, stał tuż przed bankiem. Obie kobiety pośpiesznie na niego wsiadły, zapominając na chwilę, że był między nimi konflikt. Odjechały z piskiem opon, chwilę przed tym, jak na miejscu pojawiła się policja. Przemierzały ulice Seattle, nie oglądając się za siebie i starając się uciec jak najdalej od syren policyjnych.

MISINTERPRETOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz