Rozdział XI

1.1K 45 2
                                    

    ~ Gdzie cienie szeptają miłość ~

Bloom

W powietrzu lochu unosił się zapach stęchlizny, ściany były wilgotne i chłodne, a kamienny sufit zdawał się opadać coraz niżej, jakby same mury chciały przygnieść swego więźnia. Siedziałam na zimnej podłodze w kącie, mój umysł płonął od natłoku myśli.
Co chwila przelatywały mi przed oczami obrazy bliskich – Flora, Stella, Layla, Musa, Tecna
czy były bezpieczne?
Czy walczyły o moje uwolnienie?
A może już zdążyły stracić nadzieję?
Czy moi bliscy już wiedzą co się ze mną stało?

Długo rozmyślałam nad propozycją Valtora.
Był przebiegły i groźny, ale zdawałam sobie sprawę, że to może być moja jedyna szansa na ochronę przyjaciół i całego Magicznego Wymiaru. W końcu westchnęłam ciężko i zdecydowałam się przyjąć jego propozycję – zgodzić się na jego warunki. Uwięzienie mnie tutaj było niczym w porównaniu z myślą, że moi bliscy mogliby ucierpieć z powodu mojego nieposłuszeństwa...

                              *

W lochu panowała niemal całkowita ciemność, rozświetlana jedynie sporadycznymi błyskami piorunów burzy szalejącej na zewnątrz. Byłam zrozpaczona.
Łzy płynęły mi po policzkach, a moja głęboka, wewnętrzna moc wydawała się być przytłumiona przez otaczający mnie mrok i zimno. Czarnoksiężnik, porzucił mnie w tym ponurym miejscu, pozostawiając moje serce przepełnione strachem i bezradnością.

Gdy drzwi skrzypiały, otwierając się powoli, moje serce przyspieszyło. Valtor wkroczył do środka, a jego figura w majestatycznym, ciemno-bordowym płaszczu zdominowała przestrzeń. Przybliżył się z wyrazem triumfu na twarzy, jakby już był pewien mojej odpowiedzi. Jego oczy lśniły zadowoleniem, gdy stanął przede mną.

— Zgadzam się na twoje warunki — powiedziałam cicho, nie podnosząc wzroku.
— Zostanę z Tobą...na zawsze, pod warunkiem, że nie skrzywdzisz moich bliskich ani nie zaatakujesz Magicznego Wymiaru.
— Valtor uśmiechnął się i wyciągnął rękę, delikatnie unosząc mój podbródek.

Chyba zauważył, że jestem już bliska płaczu, choć starałam się nie dać tego po sobie poznać.

— Nie martw się — powiedział miękkim, prawie czułym głosem.
— Obiecuję, że nikomu z twoich bliskich nie spadnie włos z głowy. A twój wymiar również pozostanie nienaruszony.

Kiedy się odsunął, spojrzałam na niego z mieszanką niedowierzania i ulgi. Choć jego słowa brzmiały pocieszająco, wciąż nie mogłam zrozumieć, dlaczego Valtor zdecydował się akurat na mnie. Dlaczego ciągle tak bardzo mi się sprzeciwiał i jednocześnie tak obsesyjnie mnie pragnął?

Ciszę między nami wypełniło długie milczenie.
Nie rozumiałam, dlaczego wciąż tutaj stał, zamiast po prostu wyjść i zostawić mnie samą. Ach...no tak – przecież musiał jeszcze nacieszyć się swoim "zwycięstwem".

— Przyszedłeś mnie dręczyć ? — rzuciłam ironicznie, wycierając łzy z policzków.
— A może tylko po to, żeby wyśmiać moją bezradność?

Valtor nie odpowiedział od razu.
Zbliżył się do mnie powoli, a jego płaszcz powiewał przy każdym kroku. Stanął przede mną patrząc na mnie przenikliwie. Po chwili milczenia, delikatnie zdjął swój płaszcz i okrył nim moją drżącą postać. Jego gest był pełen teatralności, jakby czerpał z sytuacji nieokreśloną rozkosz.

— Gdy moi wrogowie widzą jedynie swoją słabość, ja dostrzegam w nich potencjał, Bloom — powiedział niskim, melodyjnym głosem.
— Czyż to nie jest ironicznym, że Ty, która miałaś moc pokonać mnie, teraz jesteś tutaj, będąc świadkiem mojej litości?

𝘡𝘢𝘯𝘪𝘮 𝘊𝘪ę 𝘴𝘱𝘰𝘵𝘬𝘢ł𝘦𝘮                   𝑩𝒍𝒐𝒐𝒎 𝒙 𝑽𝒂𝒍𝒕𝒐𝒓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz