ROZDZIAŁ 03

295 38 2
                                    

Z kompletnie mieszanymi uczuciami stanął na przejściu dla pieszych, czekając na zmianę świateł. Czuł wzrok obcych mu ludzi na sobie, którzy zapewne zastanawiali się co on o tej porze, w taką pogodę robił bez parasolki na dworze. Z dodatkiem przelotnego jego żałowania, aby chwilę później zupełnie o nim zapominając, bo wracali do tego, co właśnie robili. Miał tak naprawdę wyjebanego Jungkook na ich żałosne żałowanie.

Nie mieli bladego pojęcia, z czym się borykał i nadal się borykał. A co popchnęło go do takiego, a nie innego czynu, jakiego aktualnie dokonał. Tym bardziej że nie miał on czasu, aby zwracać na nich swoją uwagę, bo nie byli oni tego warci tym ich żałosną próbą żałowania kogoś, kogo wcale tak naprawdę nie żałowali.

Już nieraz widywał tego typu spojrzenia u wielu ludzi, więc nie były mu one wcale obce. Stąd coraz bardziej miał ochotę wrzasnąć im w twarz, aby nie udawali, że się kimś przejmują. Kiedy tak naprawdę mają daną osobę kompletnie w gdzieś i robią to tylko po to, aby ich sumienie nie ścigało. Zebrał się w sobie i zaczął zbiegać po nich w dół, jak najszybciej potrafił. Wiedział, że oni tego ot, tak nie zostawią tego, był w stu procentach pewny Jungkook. Stąd tak naprawdę nigdzie nie był, prawdę mówiąc, bezpieczny.

Do tego dochodziła ta parszywa kwietniowa pogoda, która była jego sprzymierzeńcem, ale zarazem wrogiem w czystej postaci. Czuł Jungkook się paskudnie, ale z drugiej strony chociaż przez chwilę mógł poczuć. Co to znaczy być wolnym, ale jak dalece, tego niestety nie był już tak naprawdę pewny.

Nie miał zamiaru oglądać się za siebie, bo musiał brnąć przed siebie, to była kolejna z opcji, jaka mu teraz tak naprawdę pozostała. Poza tym od dawna czuł, że ten cały pożar nie był czystym przypadkiem, lecz ktoś specjalnie go podłożył, ale po co tego nie był już w stanie na tę chwilę dociec. A to, dlatego że Jungkook nie posiadał odpowiednich do tego informacji, co jak wiadomo nie było mu na rękę.

Nawet jeśli by powiedział o swoich spostrzeżeniach i tak nikt by mu nie uwierzył, ani też nie wziął ich pod uwagę. Bo przecież wówczas miał zaledwie pięć lat, więc nie miał nic do gadania. A jego wspomnienia ich zdaniem, mogłyby się po takim czasie zatrzeć i pozmieniać, co było kompletną bzdurą. Tak czy inaczej, musiał zostawić jak na razie je dla siebie, bo innego wyboru na to nie miał.


***


Jakieś ponad dwadzieścia-cztery godziny przed opuszczeniem piekła przez Jungkook’a. W rezydencji rodu Jeon, w którym pewien czarnowłosy chłopak w stroju lokaja o imieniu Taehyung właśnie wrócił z misji zwiadowczej. Misji, która miała na celu upewnienie się, że podany chłopak jest tym, którego od ponad dziesięciu lat Głowa Rodziny Jeon tak mocno poszukiwała.

Od momentu, kiedy dowiedziała się, że syn jej syna przeżył ten upiorny pożar. Niestety jak do tej pory, wyglądało, to tak jakby zapadł się on pod ziemię. Nieraz już odpuszczała sobie poszukiwanie go Głowa Rodu, aż do dzisiejszego dnia, gdy w końcu został odnaleziony. Może na pierwszy rzut oka wyglądało to normalnie, ale teraz sądziła, że było zupełnie inaczej.

A ci, co go zabrali, nie zważali na to, że był mały i w szoku do kompletu zmienili mu imię i nazwisko. To dlatego, nie była w stanie go tak szybko odnaleźć, nieważne jakby próbował tego dokonać. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że z każdym rokiem miała oba coraz mniej czasu. A nadal nie miała zamiaru wybrać nikogo na swojego następcę.

Bo nie miała zamiaru oddać tego fotela nikomu spoza jej własnej rodziny. Co powodowało ciągłe kłótnie i sprzeczki, które nie miały końca. Nic więc dziwnego, że nikt nie wiedział, co jej tak naprawdę chodziło po głowie, ale Taehyung doskonale wiedział i ją mocno rozumiał. Wiedział również, że przez ten cały czas, bardzo żałowała swoich słów.

Jakie ona przed ponad siedemnastoma laty wypowiedziała do swojego kochanego syna. Tuż po tym, jak dowiedziała się, z kim jej syn miał zamiar spędzić resztę swojego życia. A to dlatego, że ona sama nie miała możliwości pokochania kogoś z własnej woli. Więc potem dopiero zdała sobie sprawę z tego, że po prostu zazdrościła swojemu synowi, że miał taką możliwość.

Tym bardziej że to właśnie ona jako jedyna znała prawdę o pochodzeniu ciemnowłosego. A i tego, że Taehyung nie był on człowiekiem a wampirem czystej krwi. O, którego niejedni by się pozwolili poćwiartować, aby tylko go zdobyć w swoich szeregach. Od bardzo dawna przestał Taehyung reagować na zaczepki, komentarze, szepty pod jego adresem, które mu towarzyszyły na każdym kroku.

Wiedział, że nie ma sensu się z nimi użerać, bo I tak do nich nie dotrze. Poza tym i tak już miał przyczepioną łatkę dziwaka, więc nie widział sensu poprawiania ich, bo i tak nic by to nie dało. Nie rozumiał tylko jednego, czemu ona tak uparcie chciała go odnaleźć? Jak do tej pory, Taehyung nie odnalazł satysfakcjonującej odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie.

Chociaż po części rozumiał ją, czemu tak bardzo chciała go odnaleźć. Jakby nie patrzeć, to on miał prawo jako pierwszy do przejęcia pałeczki po niej, niż cała reszta tej zakichanej rodziny. Dlatego też zaczął podejrzewać, że śmierć jej syna i jego żony i porwanie ich syna, było jak najbardziej zaplanowane. Zapewne komuś bardzo zależało na tym, aby przejąć władzę w jej rodzinie.

Jednak na tę chwilę nie mogła stwierdzić, kto tak naprawdę czyhał na jej miejsce. A już dłużej tego przedłużać nie mogła i musiała za wszelką cenę odnaleźć Jungkook’a. Tylko to się dla niej liczyło i nic więcej, bo już więcej do stracenia, jak to nie miała. Spoglądała się smutnym wzrokiem w kierunku Taehyung’a, który nie bardzo wiedział, jak miał jej pomóc. Co było dla niego trudne, ale nic na to, jak wiadomo, poradzić nie mógł.

━━ Jakie są pani kolejne rozkazy? ━━ spytał po chwili Taehyung, kiedy usłyszał pozwolenie na wejście do środka, zatrzymując się w odpowiedniej odległości od niej.

Spojrzała się wówczas na niego ze zmęczonym wzrokiem, jakby miała co najmniej upaść na podłogę. Nie mogła pozwolić, aby ci, co spowodowali pożar, a potem ukryli jej wnuka, dowiedzieli się, że ona wie, co oni planują. A co za tym idzie, nie mogła nikomu ufać. Nawet własnej rodzinie, bo nie było pewne, kto tak naprawdę był tym zdrajcą, a kto nie.

Do tego czasu, musiała udawać, że o niczym nie wie, co nie było takie proste, jak się jej wydawało. A to kosztowało ją o wiele więcej, niż się komukolwiek innemu wydawało. Odeszła od okna i spojrzała się na Taehyung’a, nic jeszcze nie mówiąc, jakby zastanawiała się, co ma powiedzieć. Tym bardziej że musiała się upewnić, czy to o co chce go poprosić, nie będzie zbyt niebezpieczne dla niego.

A tym bardziej dla jej nic nieświadomego jeszcze wnuka, który klął od dawna na swoje marne życie, które mu zgotowano. Nie raz wyobrażała sobie, jak rozprawiała się gołymi rękami z Rodem Wang, którzy byli winowajcami tego, co przechodził i nadal przechodzi. Jednak z drugiej strony, on był niczego nieświadomy i to było dla niego szczęście, w tym całym cyrku.

Gdyby wiedział, kim był naprawdę, byłby o wiele większym niebezpieczeństwie, niż mu się obecnie zdawało. Chociaż i tego nie była pewna, czy już przypadkiem wiedział, kim jest tak naprawdę. Czego jak wiadomo, na ten moment zweryfikować nie była w stanie. Więc pozostało jej jedynie gdybanie, czy tak było, czy też jednak nie było.

Sumgyeojin Jinli | TOM 01 ( taekook )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz