ROZDZIAŁ 01

549 56 5
                                    

Nie wiedzieć czemu, ale porażka goniła porażkę, przez którą Jungkook nie miał ani jednego dnia spokoju. Od momentu, kiedy dowiedział się o śmierci swoich rodziców, wszystko się zmieniło nieodwracalnie, ale nie na lepsze, lecz na gorsze. Przez co, nie było dnia, ani nawet godziny, nie będąc wytykanym palcami przez jego tak zwanych „rówieśników”.

Rówieśników, którzy spoglądali na niego z odrazą, jakby widzieli coś, co nie powinno istnieć w ich mniemaniu. To tak, jakby to była jego wina, że jego rodzice zginęli w pożarze, kiedy on miał zaledwie pięć. A co za tym idzie, był on wówczas tylko małym chłopcem, którego dotychczasowe życie zamieniło się w piekło na ziemi w jednym momencie.

Nic więc dziwnego, że od dawna już stracił rachubę, w ilu rodzinach zastępczych przebywał. To już zaczęło być dla niego normalną rutyną i nie zwracał na to uwagi. Z czasem nauczył się z tym faktem żyć. Chociaż nie było to łatwym zadaniem z powodu tego, w jakim otoczeniu aktualnie się znajdował.

Jungkook nie znał ani dnia, ani nocy, czy nawet chwili kiedy znowu nie usłyszy słów, które zwalałyby winę na niego na to, czego jak wiadomo, nie zrobił. Miał już tego on serdecznie dość i chciał, aby w końcu by to się skończyło. Może wówczas zrozumieliby, że się mylili oni do niego, taką miał cichą nadzieję. Przecież starał się jak mógł, aby im nie zawadzać, spełniać ich zachcianki więc dlaczego nadal oni to robili?

Tego jednak nadal odgadnąć nie był w stanie, nieważne jakby tego próbował dokonać. Lecz tego pamiętnego dnia miał już tego wszystkiego powyżej uszu i przelała się szala goryczy. Nic więc dziwnego, że zareagował tak, a nie inaczej pod tym względem, było to mocno zrozumiałe.

━━ JUNGKOOK JAK MOGŁEŚ TO ZROBIĆ, PRZECIEŻ OBIECAŁEŚ! ━━ wrzasnęła kobieta bez kontroli, u której obecnie się znajdował, a której głos brzmiał niczym zdarta płyta.

Zaraz zapewne zapytacie się, o co tym razem poszło? Tym bardziej, jak już wcześniej Jungkook wspominał, nie należał do tych, co szukają problemów. A do tych, do których problemy same przychodzą jak w tym przypadku co teraz. Tym bardziej że nie ważne jakby próbował ich unikać, nie było żadnej mowy, aby je ominął.

Co jak wiadomo było w tym wszystkim najsmutniejsze i nic na to poradzić nie mógł. Nic więc dziwnego, że nie ważne było, ile razy im tłumaczył i tak nikt mu nie chciał uwierzyć. A jedynie wierzyli tylko tym, którzy bez żadnych zahamowań znęcali się nad nim. To już według niego było, prawdę mówiąc, chore, ale nic na to poradzić nie mógł.

Gdyby jego biologiczni rodzice nadal żyli, pewnie byłoby zupełnie inaczej. A co za tym idzie, na pewno by mu uwierzyli, ale niestety tak nie było. Stąd też na samym już wejściu był skazany na porażkę i nikt nie miał zamiaru przyjść mu z pomocą. Bo w ich oczach był jedynie sierotą, która nie miała prawa żadnego sprzeciwu i powinna być wdzięczna, że ją wpuścili pod ich dach.

Co naprawdę i to bardzo go dobijało, ale ich to nie obchodziło. Dla nich jego uczucia były tak naprawdę zbędne. Dla nich Jungkook był jedynie tylko pionkiem, który miał pokazać, jacy to oni byli dobroduszni, przygarniając takiego jak on z Domu Dziecka. A to jak wiadomo było jedynie na pokaz, aby opinia o nich nie została zszargana.

Więc wszystkiego się imali, aby tylko było tak, jak oni sobie zaplanowali. Taka była niestety prawda, ale nikt tego nie widział, a nawet jeśli to machali na to ręką i szli dalej. Widać mieli to wszystko w gdzieś i woleli na czymś takim trywialnym zupełnie uwagi. Tak zapewne sądzili, bo nawet nie chcieli się tym zupełnie zająć, bo było to bezsensowne.

━━ Przecież to nie ja zacząłem! ━━ wrzasnęła Jungkook po chwili, nie mogąc już wytrzymać tego jej ględzenia, jaki to on był niedobry i nadal był.

━━ Nie podnoś głosu! Już ci wierzę, że nie zacząłeś! Zawsze tak mówisz, a wiem, jaki jesteś, więc nie pyskuj mi, tylko idź i go przeproś, a może ci wybaczy! ━━ odparła kobieta, którą jeszcze chwilę temu miał Jungkook nazwać swoją przyszywaną matką, czy jak tam ją zwał, ale teraz po jej obecnych słowach zmienił pod tym względem zdanie.

━━ Będę podnosił głos, ile zechce! A tym bardziej, nie mam zamiaru tego łajdaka przepraszać za to, że mnie ciągle bije i poniża na oczach wszystkich! ━━ ryknął Jungkook, mając już serdecznie dość tego, że ta kobieta ani za grosz nie chciała otworzyć oczu, że jej maminsynek jest prawdziwym, a nie on, jak do tej pory sądziła i zapewne sądzić będzie.

━━ Teraz to już przesadziłeś i to bardzo! Widać potrzebujesz porządnego lania, aby zrozumieć swoje przewinienia, niech tylko ojciec wróci! ━━ warknęła, grożąc mu palcem, a on miał to zupełnie w gdzieś.

Bo jakby nie patrzeć tamten mężczyzna nie był jego prawdziwym ojcem. Więc nie miał zamiaru się go bać, tak samo, jak i jej samej nie musiał się bać. Jeszcze jak był młodszy, mógł się bać, ale teraz było zupełnie inaczej. Wtedy bardziej był łatwowierny, aniżeli teraz, kiedy z każdą chwilą coraz więcej informacji pozyskiwał.

Zauważał również, że jak coś siedziało, to za chwilę zaczęli zmieniać miejsce zamieszkania. Tak, jakby nie chcieli, aby ktokolwiek odkrył to, gdzie się on znajdował. Co zaczynało dawać mu do zrozumienia , że coś było na rzeczy, bo normalnie w kółko bez słowa by się nie przenosili. Gdyby było inaczej, zapewne by tego nie robili, prawda? Innego wytłumaczenia na ich zachowania, nie był w stanie znaleźć i w tym był pies pogrzebany.

━━ Ta, to ty głupia babo przesadziłaś! I tobie bardziej się przyda lanie, abyś zrozumiała, że się mylisz! Wychodzę z tego popierdolonego miejsca, którego od samego początku nie miałem zamiaru nazwać domem! A najlepiej, jak wrócę do miejsca, skąd mnie wzięłaś z tym gburem, którego nazywasz swoim mężem! ━━ oznajmił po chwili Jungkook do niej, ruszając do swojego pseudo pokoju.

Pokoju, którego pokojem by tak, prawdę mówiąc, Jungkook nie nazwał. Zarazem nie odwracając się do niej ani na chwilę, gdy wypowiadał te ociekający jadem słowa. A to dlatego, że miał już jej po dzięki w nosie, bo zapewne myślała, że robi mu łachę, zabierając go z Domu Dziecka. Jednak pod tym względem się ona grubo myliła, jak i cała reszta jej zakichanej rodziny z jej mężem na czele.

Stąd nie mógł pojąć, jak oni w ogóle zakwalifikowali się na rodzinę zastępczą, to było dla niego czymś nie do pojęcia. Przewrócił jedynie oczami, nie mogąc już dłużej tego piskliwego jazgotu słuchać. Ta kobieta nie rozumiała, że jest Jungkook maltretowany, zastraszany i bity. A tym bardziej że nie znał ani dnia, ani tym bardziej godziny, kiedy znowu będą się nad nim znęcali. Z jej synem na czele, który jest liderem tego całego gangu prześladowców.

Ona zapewne sądziła, że jej synalek to czyste złoto i jest aniołkiem o niezachwianej reputacji. A tak naprawdę był z niego kawał zbira, który nawet nie umiał prostego zadania z matematyki wykonać. Nic więc dziwnego, że nieraz już chciał Jungkook skończyć ze sobą, kiedy wylądował ciężko pobity w szpitalu, gdzie jak na złość go odratowano.

Chociaż on tak naprawdę marzył o śmierci, która jako jedyna była dla niego zbawieniem. A wspomnienie o ranie, która obecnie zamieniła się w paskudną bliznę, nadal nie dawała mu spokoju. Wówczas jeśli dobrze pamiętał, miał wtedy zaledwie czternaście lat, jeśli się pod tym względem nie mylił. A to dlatego, że od dawna już nie obchodził swoich własnych urodzin.

Sumgyeojin Jinli | TOM 01 [ taekook / PL ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz