12.

5.5K 212 174
                                    

Zimowa aura ze swoim mroźnym urokiem przejęła rządy nad Londynem. Jak przystało na grudzień, świat coraz głębiej zakopywał się w białym puchu. Na wystawach sklepów i w oknach domów coraz częściej można było zauważyć radosne świąteczne dekoracje.

Mikołajowie, niczym grzyby po jesiennym deszczu, wyrastali na każdym rogu, wołając swoje radosne HO HO HO.

Po ulicach przemykali ludzie z większymi i mniejszymi pakunkami, pozdrawiając się wesoło. Świat się weselił, nadchodził właśnie najradośniejszy okres w roku...

     - Ginny, co mnie podkusiło, żeby zgodzić się na ten przeklęty bal! - opatulona bordowym szalem brunetka, biadoliła do słuchawki przemierzając zaśnieżone ulice.
     - Tylko nie panikuj, masz jeszcze masę czasu...- uspokajał ją głos z telefonu.- Nie pójdziesz tam w dresie, obiecuję!

     - Byłoby łatwiej, gdybyś mogła tu być - jęczała Hermiona, od niechcenia przyglądając się kolejnej witrynie sklepowej.

Od niemal dwóch tygodni szukała sukienki, którą mogłaby założyć na firmową imprezę Malfoya. Przemierzyła prawie pół Londynu, przymierzyła dziesiątki kreacji i dalej na nic nie mogła się zdecydować. Liczyła na to, że Ginny pomoże jej w wyborze, jednak jak na złość dzień przed ich umówionym spotkaniem James paskudnie się rozchorował i szlag trafił ich plany...

     - HERMIONA!!! - usłyszała zirytowany głos przyjaciółki.- Skup się! Jesteś najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny, nie przerośnie cię przecież kupno jakiejś głupiej szmatki!- upomniała ją, co nieco otrzeźwiło brunetkę.
     - Jeszcze mam czas, żeby to odwołać...- pomyślała głośno.

    - Nic nie będziesz odwoływać!- warczała ruda.- Po prostu idź tam, gdzie ci powiedziałam, a potem wysyłaj mi zdjęcia każdej sukienki, która wpadnie ci w oko- zarządziła, a Hermiona usłyszała, jak w tle rozpłakało się dziecko. - Muszę kończyć kochana, Albus jest głodny - wyjaśniła Ginny, a po natężeniu płaczu kobieta domyśliła się, że maluch jest już w ramionach matki.- Czekam na zdjęcia!

Wzdychajac głęboko schowała telefon do kieszeni płaszcza. Chwilę później jeszcze bardziej chowając się w szalu ruszyła w stronę ostatniej galerii. Ginny zapewniała ją, że tam napewno znajdzie coś dla siebie.

Chciała wierzyć w zapewnienia przyjaciółki, ponieważ bal miał zacząć się za dziesięć godzin i na chwilę obecną naprawdę wyglądało na to, że albo nie pójdzie tam wcale, albo zrobi to w jakimś kupionym na ostatnią chwilę łachu.

A przecież jeszcze musiała zapakować prezenty mikołajkowe dla Malfoyów i podrzucić je do schowanego w garażu ich domu worka, zanim Zabini zacznie swoje przedstawienie.
     - Co mnie podkusiło...- pomstowała, kiedy w końcu przekraczała próg galerii, ignorując przy tym śmiejącego się radośnie Mikołaja.- No dobra, to najpierw na dół...

Na najniższym piętrze, wedle słów Ginny, powinny znajdować się interesujące ją sklepy. I faktycznie już po chwili znalazła się pomiędzy kilkoma butikami oferującymi suknie wieczorowe.

Biorąc głęboki oddech weszła do pierwszego z nich. Nie robiąc sobie zbyt wielu nadziei zaczęła przeglądać wieszaki, kulturalnie dziękując za pomoc ekpedientki. Merlinie, jak ona nie lubi zakupów...

Wybrawszy kilka modeli z westchnieniem udała się do przymierzalni. Tam też, zanim zaczęła przymiarki ustawiła samowyzwalacz w telefonie, a sam aparat umieściła nad lustrem tak, aby obejmował całą jej sylwetkę, a co za tym idzie sukienkę. Po zrobieniu pierwszego zdjęcia, czym prędzej napisała do Ginny.

Ginny, jesteś tam? >

< Jestem! Dawaj, co masz!

Dramione- Zaopiekuj się mną.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz