5.

5.3K 222 52
                                    

Dni miały jeden za drugim. Minął już pierwszy tydzień pracy Hermiony i ani się obejrzała, jak pomału dobiegał końca kolejny. Każdego dnia zjawiała się w domu Malfoya tuż przed dziewiątą rano i opuszczała go chwilę po osiemnastej. I kłamstwem byłoby,  gdyby powiedziała, że nie lubi swojej nowej pracy.

Scorpius był bowiem fantastycznym dzieckiem, bardzo inteligentnym, wygadanym i zawsze głodnym rozrywki. Nie marudził przy jedzeniu, chętnie słuchał, kiedy czytała mu książki, albo coś opowiadała, a jeśli wychodzili poza dom, zawsze trzymał się blisko niej i ani w głowie było mu nieposłuszeństwo. Miał szczery, niesamowicie zaraźliwy śmiech,  a jego miłość do ojca czasem zapierała jej dech. Poprzez jego oczy poznała zupełne innego Dracona, niż go zapamiętała i sama nie wiedziała, co myśleć o, aż tak spektakularnej przemianie swojego dawnego wroga. Nie zmieniało to faktu, że blondas naprawdę był świetnym i oddanym ojcem, który zdanie syna stawiał ponad wszystko inne. Nie, żeby robiło jej to jakąś specjalną różnicę, ale mimo wszystko, zawsze lepiej pracowało się w znośnej atmosferze niż otwartej wrogości. Wszystko to składało się na to, że naprawdę polubiła czas spędzany z młodym Malfoyem. Znała go dopiero dziesięć dni, a już zdążyła przyzwyczaić się do niego tak, że gdy wracała wieczorami do domu, nie potrafiła odnaleźć się w panującej tam ciszy i samotności.

W tej pracy jednak poza dzieckiem był też przecież jeszcze jego ojciec, z którym też musiała w jakiś sposób korelować. Nie mniej nawet i na tym polu, jak musiała przyznać zapanowała jakaś względna stabilizacja. Być może obydwoje przyzwyczaili się już do wzajemnej obecności. A może po prostu to dorosłość w końcu zapukała do ich serc. Faktem jest, że choć ciągle nie pałali do siebie szczególną sympatią, potrafili rozmawiać ze sobą nie obrzucając się wzajemnym złośliwościami. A przynajmniej nie w nadmiarze, bo jednak żadne z nich nie było w stanie zupełnie zrezygnować z uszczypliwości. Były to teraz jednak bardziej kumpelskie przytyki, niż jakieś realne robienie sobie pod górę i była to kolejna rzecz świadcząca o wewnętrznej przemianie ślizgona. Jeszcze kilka lat temu nie do pomyślenia byłoby, aby mogli wytrzymać w swojej obecności dłużej niż choćby minutę.

W piątkowe popołudnie Hermiona ze swoim podopiecznym wybrali się nad pobliski staw, żeby resztkami chleba nakarmić kaczki. Bawili się świetnie, jak zwykle z resztą, jednak myśli kobiety krążyły już wokół następnego dnia. Był weekend wiec przed nią dwa dni bez małego Malfoya. Cieszyła się jednak, bo właśnie jutro ma spotkać się z Ginny. Nie widziała przyjaciółki od czasu, kiedy w jej życiu zaszły te wszystkie zmiany. Pisywały do siebie to fakt, ale twarzą w twarz nie widziały się od pół roku, kiedy po rozstaniu z Ronem zrezygnowała z pracy w Ministerstwie i zaszyła się, żeby wylizać rany. Może i  decyzja o rozstaniu z bratem przyjaciółki była przemyślana i co najważniejsze wspólna, ale to nie znaczy, że jej nie zabolała. Dlatego też porzuciła pracę aurora. Nie byłaby w stanie pracować razem z byłym partnerem i udawać, że koniec ich długiego związku nic dla niej nie znaczył, nawet jeśli było naprawdę dobrym posunięciem z ich strony. W końcu nie mogli sobie wzajemnie dać tego, czego pragnęli...

   - Mało dzisiaj mówisz - ze smutnych wspomnień przywrócił ją dziecięcy głos. - Jesteś smutna?
   - Nie przyjacielu, jakbym mogła być przy tobie smutna - wyjaśniła uśmiechając się do niego ciepło. - Po prostu się zamyśliłam.
   - Ale to nie były dobre myśli! - upierał się blondynek.
   - No troszeczkę, ale dorośli czasem miewają i takie - przytaknęła przytulając do siebie małe ciałko.
   - Wiem, tatuś tak miał, kiedy moja mamusia poszła spać na zawsze - opowiedział przypominając sobie, jak bardzo tata był smutny gdy mama chorowała, a potem zasnęła. Był malutki, ale dobrze pamiętał jakie czerwone i smutne oczy miał wtedy tato.
 
   - Ale już jest przecież wesoły - pocieszyła go. Nie lubiła gdy mały zaczynał mówić o swojej zmarłej mamie, nie wiedziała, jak powinna się wtedy zachowywać. Ona bardzo cierpiała po stracie rodziców, a była już dorosła, nie wyobrażała sobie zatem, co w takim razie musiało czuć tak małe dziecko.
   - Nooo, jest już wesoły - przytaknął maluch. - I chyba też jest już w domu. W jego pokoju świeci się światło, zobacz! - wskazał w stronę domu, gdzie faktycznie w gabinecie Dracona była zapalona lampa.
   - Rzeczywiście - zgodziła się. - Może skończył dziś szybciej, powinien wrócić dopiero za dwie godziny.

Dramione- Zaopiekuj się mną.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz