23.

5.6K 203 164
                                    

Mrok pomału zaczynał ogarniać Londyńskie przedmieścia, kiedy w jednym z zaułków przy akompaniamencie donośnego huku pojawiła się dwójka ludzi.

Mężczyzna zaborczo trzymał blisko siebie swoją towarzyszkę, jakby bał się, że jeśli tylko wypuści ją ze swoich objęć, ta natychmiast rozmyje się w cieniu, jak piękny sen rozpływa się o poranku. 

Kobieta jednak nie miała zamiaru znikać, przeciwnie sama również mocno owinęła swoją ręką męską talię i pozwoliła prowadzić się w zapadający mrok.

Cel ich podróży jaśniał już w półcieniu kilkadziesiąt metrów przed nimi, a był to dobrze znany jej dom, w tej chwili jasno oświetlony palącymi się wewnątrz światłami. Nie było to jednak nic dziwnego, w końcu jego domownicy szykowali się właśnie do najważniejszej kolacji w roku. Za chwilę miała zabłysnąć na niebie pierwsza gwiazdka, zwiastując początek Świąt Bożego Narodzenia.

    - Myślisz, że wielką profanacją będzie zjedzenie na kolację wczorajszego obiadu i ubranie choinki jutro? - niby mimochodem zapytał blondyn, uważnie skanując wzrokiem ciemniejące niebo. Było jasne, że nie zdążą już nic przygotować nim na niebie rozbłysną gwiazdy.

    - Myślę, że Dzieciątko i tak się narodzi, bez względu na zawartość stołu, czy wygląd drzewka - zaśmiała się dziewczyna. - Przecież w końcu nie o to chodzi w tych świętach - przyznała patrząc czule na profil swojego towarzysza.

    - Nie? - zaśmiał się odwracając spojrzenie w kierunku brunetki. - Całe życie w błędzie - dogryzł przekornie, robiąc zabawną minę i niemal natychmiast przyciągając kobietę jeszcze bliżej siebie, aby móc złożyć delikatny pocałunek na czubku jej głowy. - Doskonale wiem, co jest najważniejsze - przyznał szeptem, napawając się zapachem ukochanej. - A ja właśnie to odzyskałem, te święta będą więc najlepsze, bo będziemy razem - wyznał.- Nawet z odgrzaną pieczenią na stole - zapewnił i na Salazara, naprawdę tak myślał. 

    - Chyba cię kocham, Malfoy - wyznała pod wpływem jego słów i wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi.

    - A ja na pewno cię kocham, Granger - odpowiedział i podnosząc jej brodę, pocałował ją szybko. - A teraz chodźmy już po małego, bo pani Potter mi urwie klejnoty, jeśli zrujnuję jej święta - zawyrokował i trzymając i ją za dłoń ruszył w kierunku domu swojego dawnego wroga, który aktualnie bawił się w niańkę dla jego dziecka.

    - Bez przesady, Ginny nie jest aż tak ostra - zaśmiała się Hermiona, ale posłusznie ruszyła za swoim mężczyzną.

    - Trzeba było zobaczyć ją dziś na Pokątnej - odgryzł na wspomnienie wściekłej kobiety, która próbowała spopielić go samym tylko spojrzeniem. Draco tchórzem nie był, jednak mimo wszystko, ta mała ruda jędza budziła w nim pewien rodzaj niepokoju. Aż zaczynał współczuć Potterowi życia z taką harpią.

    - To akurat moja wina - przyznała kwaśno, w pełni świadoma, że przecież sama wywołała to zamieszanie i Ginny złościła się na blondyna zupełnie bez powodu.

    - Byłbym wdzięczny, gdybyśmy w najbliższym czasie nie wracali do tego tematu - poprosił i otworzył przed nią bramę do domu Potterów.

Kilka sekund później stali już przed drzwiami, nasłuchując odgłosów wewnątrz domu. Słyszeli kolędy, śmiech chłopców, stłumione dźwięki z kuchni i ciche radosne rozmowy. Świąteczna atmosfera aż przenikała przez drewno, boleśnie uświadamiając im, że w tym roku nie będzie im ona dana. A przynajmniej nie w tym wymiarze. 

Nie chcąc przedłużać i nadużywać gościnności Harrego względem jego syna, Draco donośnie zastukał do drzwi. Chwilę później usłyszeli kroki w holu, oraz głos gospodyni wyrażający nadzieję, że Malfoy po spotkaniu z Hermioną wygląda na tyle dobrze, żeby pokazać się dzieciom.

Dramione- Zaopiekuj się mną.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz