~XIII~

2 0 0
                                    

Chwyciłem kurtkę, wybiegając z domu. Ruszyłem do samochodu i próbowałem jak najszybciej dojechać do szpitala. 

Nie mogłem jej stracić! Nie dziś! Nigdy! 

Łzy cały czas spływały mi po policzkach, a ja zacząłem widzieć rozmazane światła na ulicy. Przetarłem ręka twarz, próbując prowadzić dalej aby utrzymać równowagę. Ale wszystko w środku buzowało. Chciałem ją ujrzeć. 

Chwilę później byłem pod szpitalem. Wyszedłem szybko z auta i ruszyłem ku budynkowi. Biegłem przez korytarze, przepychając się między ludźmi, aby jak najszybciej dostać się do jej sali. 

Wbiegłem do sali, wokół jej łóżka stało kilku lekarzy i pielęgniarek oraz rodzice Emily. Gdy tylko wszedłem wszyscy odwrócili się w moją stronę. 

- Proszę opuścić salę. - powiedział jeden z lekarzy wskazując, żebym wyszedł natychmiast. 

Rodzicielka Emily spojrzała na mnie ze łzami w oczach. I tyle jedynie zdążyłem ujrzeć. Poczułem jak ktoś łapie moje ręce i wyciąga mnie siłą z sali. To była ochrona szpitala. Ale miałem to gdzieś. Musiałem przy niej być. 

Trzymał mnie wysoki brunet niebieskooki z lekko zapuszczoną brodą. Drugi za to był łysy i  trochę otyły od pierwszego. Ale nie zwracałem na to szczególnej uwagi. 

Siedziałem na przeciwko sali Emily. Obok mnie stali nadal Ci sami dwaj mężczyźni, którzy co chwilę zerkali na mnie. A ja siedziałem wpatrzony w drzwi. Czekałem i czekałem. Ale mijały minuty, a nadal nikt nie wychodził z jej sali. Miałem ochotę tam wejść, ale faceci z ochrony na pewno by mnie nie wpuścili. To, że nie chciałem mieć zbytnio kłopotów, bo i tak ich mam sporo, postanowiłem poczekać. Wyjąłem telefon i zacząłem przeglądać messenger - Brak nowych wiadomości. - Wszedłem potem na Facebooka, również nic. W końcu kliknąłem w galerie, otwierając folder - My pretty girl - oglądając zdjęcia, co jakiś czas próbowałem się nie rozpłakać. W niektórych momentach aż czułem łzy w oczach. Ale musiałem się ogarnąć.  

Wtedy otworzyły się drzwi. Od razu stanąłem na nogi. Z sali ujrzałem wychodzących lekarzy wraz z pielęgniarkami. Zerknęli się na mnie i odeszli. A ja od razu wszedłem do środka. 

Pierwsze co przykuło moją uwagę, to jej rodzicielka siedzącą na krawędzi łóżka. Płakała. Mąż próbował ją pocieszać. Ale średnio to działało. 

Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem bliżej. 

- Dzień dobry. - odwrócił się jej ojciec. Spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął. Ale wiedziałem, że to był wymuszony uśmiech.

- Witaj Thomas. - mówiąc, wskazał na wolne miejsce obok jej córki. Przysunąłem taboret do Emily, kładąc swoją rękę na jej. Miała zimną dłoń. Jakby była już martwa. Zaczęły napływać mi łzy. Myślałem, że już ją straciłem. Ale wtedy odezwała się jej mama, oprychniętym głosem od płaczu. 

- Thomas...... Ona..... Potrzebuję dawcy....... I to jak najszybciej….. Inaczej nie przeżyje.......... - zamurowało mnie.

Patrzyłem już na nią pełen w łzach. Chwilę później poczułem dłoń na swoim ramieniu. Ale nie mogłem się z tym pogodzić, że ona naprawdę, może tego nie przeżyć. 

- Jakiego dawcy? - spojrzałem na jej mamę, oczekując odpowiedzi. 

- Krwi. Ale niestety ma dosyć rzadką grupę krwi i nie ma dawców. - zerknąłem na Emily. I poczułem ból w sercu, że nie potrafię jej pomóc. Otarłem rękę po twarzy, próbując pozbyć się spływających łez.

- 0+ nam jest potrzebna. Ale nie mamy dawcy. - dodała po chwili.

Wszystko od nowa [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz