Rozdział 19

183 4 16
                                    

Luke Pov

Sytuacja robi się coraz bardziej niebezpieczna. Wiem, że Jonathan nie należy do osób, które w subtelny sposób załatwiają swoje porachunki, jednak zaczyna przesadzać. Ashton ma rację, trzeba ukrócić jego smycz, zanim całkiem się z niej zerwie. To wściekły pies, który nie zdaje sobie sprawy, że przykuwa coraz większą uwagę służb mundurowych. Oczywiście, nim się nie zainteresują, nawet nie mają pojęcia o jego istnieniu. Cała wina spadnie na mnie, jak zwykle. Ile to już razy mu odpuszczałem, kiedy policja doklejała mi kolejne jego przestępstwa? W tej sprawie nie mogę zrezygnować tak łatwo. Czego on tak naprawdę chce? I czemu miesza w to akurat Marisę? O co w tym wszystkim chodzi? Odpowiedzi spróbuję z niego wyciągnąć, tylko łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Potrafi się maskować. Jedyną moją okazją będzie dorwanie go na dzisiejszych wyścigach.

Ponownie zjeżdżam na niebezpieczną trasę zwaną Wzgórzem Śmierci. Niegdyś to miejsce było główną atrakcją i trasą wyścigów, jednak przez zbyt ostre zakręty na tak stromym terenie, wielu kierowców straciło życie, próbując ukończyć rywalizację. Gubiło ich nieprzygotowanie na nieutwardzoną nawierzchnię. Teraz jest całkowicie wymarłe, nikt tu nie jeździ. Istnieje wiele bezpieczniejszych dróg, którymi można się dostać do Woodstown. Po co ktoś miałby ryzykować życie, przemierzając właśnie tę trasę, skoro ma wiele opcji bez grama ryzyka. I gdzie w tym zabawa? Najwyraźniej najodważniejsi już gryzą piach, a tu pozostali sami tchórze.

Zatrzymuję samochód w idealnym miejscu, aby mieć dobry widok na panoramę miasta. Stąd świetnie widać, jak w oddali palą się światła domostw, latarnie i przemieszczające się małe punkciki, którymi są samochody mieszkańców oraz przejezdnych. Wydaje się być takie spokojne, niewinne. Niewielu tylko wie, jakie rzeczy dzieją się w jego mroku...

Ashton i Mike parkują nieopodal mnie. Opuszczają swoje samochody, kierując się w stronę mojego Camaro. Również wysiadam, a następnie opieram się o drzwi pojazdu. Wyciągam telefon z kieszeni, żeby wysłać wiadomość do mojego informatora. "Jesteśmy na miejscu." Tylko tyle wystarczy, pozostaje nam jedynie czekać, aż się pojawi.

— To najbardziej szanowany człowiek w środowisku ścigaczy, nie rozumiem, dlaczego nie wyśle nam szczegółów przez telefon, tylko każe pokazać się osobiście. — Ashton nie kryje swojego niezadowolenia.

— Dobrze wiesz, jacy teraz bywają ostrożni. Skoro same namiary nie wystarczą, musimy poczekać na jakieś wyjaśnienia. — Dodaje Mike.

— Mógłby się chociaż pospieszyć, nie mamy całej nocy. — Brunet nie daje za wygraną.

— Musi być ostrożny, w końcu sporo ryzykuje spotykając się z nami poza pracą. Jeśli Jonathan dowie się, że jest naszą wtyczką, będzie miał przesrane. — Pouczam go. — Jego robota polega przede wszystkim na zdobyciu zaufania wszystkich ścigaczy i skołowaniu o nich informacji.

— Jak umawia nas na konkretną godzinę to powinien się z tego przynajmniej wywiązać. — Ashton dalej idzie w zaparte.

— Pewnie coś go zatrzymało. — Wzruszam ramionami. — Poczekamy jeszcze chwilę.

— Co zrobimy potem? Nawet, jeśli uda nam się tam dostać? — Dopytuje Mike.

— Sam nie wiem. Jedno jest pewne, z niektórymi ludźmi nie można się dogadać. Pewnie nic się nie zmieni. — Przykładam palce prawej dłoni do brody. — Zbyt często chcę załatwiać sprawy pokojowo. Nie z każdym jednak to się udaje. Najlepszą opcją będzie przewieźć gdzieś Turner. Nie możemy zostawić jej samej, a na placu bazy wypadowej wozy zbyt rzucają się w oczy. Jonathan i jego świta łatwo się domyślą, do kogo należą.

— Czyli wracamy do głównej siedziby! Wreszcie... — Rudowłosy okazuje swoją radość.

— Najwyraźniej, w końcu najciemniej zawsze jest pod latarnią. — Moją uwagę przykuwają dwa światła zbliżające się w naszym kierunku. — Zguba się znalazła.

Mrok [Poranione dusze. Tom I] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz