Czuję promieniujący ból w okolicy lewej skroni. Przeczuwam, czym jest on spowodowany, ale jednak liczę, że to tylko zły sen, z którego się obudzę.
Jeżeli wszystko zdarzyło się naprawdę, to może oznaczać, że jestem teraz w łapskach jakiegoś kolesia, skazana na jego łaskę. Zapewne jest nim jeden z tych bandziorów i nie wiadomo, co on wyprawiał ze mną, kiedy byłam nieprzytomna.
Nadal mam zamknięte oczy i boję się je otworzyć. Co jeśli teraz właśnie szykuje dla mnie jakieś tortury? A może czeka, aż się obudzę, żeby dokończyć to, co zaczął w szkole? Pewnie przygotowuje jakieś potworności.
Jedno jest pewne, jeśli nie otworzę oczu, to się nie dowiem. Powoli, z ogromnym trudem uchylam prawą powiekę. Przez jasność, jaka panuje w pomieszczeniu, niemal od razu ją przymykam. Druga próba okazuje się sukcesem, gdyż oko przyzwyczaja się do światła. Zaraz w ślad za prawą, podąża lewa powieka.
Rozglądam się uważnie po pokoju. W ułamku sekundy podnoszę się z łóżka. Nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Czy to dzieje się naprawdę? Jakim cudem? Przecież to niemożliwe...
Ściany w pomieszczeniu są ściany w odcieniach szarości oraz biały sufit. Dostrzegam również drewnianą szafę i stolik. Na podłodze położone są panele imitujące drewno, znajduje się tutaj tylko jedno, małe okno. Naprzeciwko łóżka, na którym właśnie leżę jest drugie, również posiadające właścicielkę.
Zrywam się z wersalki i podbiegam z niedowierzaniem do dziewczyny. Jej rude włosy oplatają białą poduszkę. Uśmiech na twarzy sugeruje, że musi śnić jej się coś miłego, czego nie chcę przerywać.
Chociaż ciężko w to uwierzyć, znajduję się właśnie w pokoju moim i Catii. Jakim cudem? Przecież wczoraj... A co, jeśli to tylko zły sen i się z niego budzę? Jednak ból w lewej skroni nie przemawia za tym, iż to tylko złudzenie.
Otwieram drzwi delikatnie, żeby nie skrzypiały i nie przerwały snu mojej przyjaciółki. Kiedy znajduję się już na korytarzu, rzucam się biegiem do łazienki. Dystans dzielący mnie od tego pomieszczenia pokonuję dość szybko. Nie jest ono na szczęście przez nikogo zajmowane. Zamykam za sobą drzwi i kieruję się w stronę lustra.
Wyglądam normalnie. Nie widzę nic niepokojącego, dopóki nie odsłaniam kosmyków włosów. Przy lewej skroni widnieje średniej wielkości strup. Stróżka zaschniętej krwi wczoraj płynęła aż do mojego podbródka. Już wiem, że to on jest źródłem bólu, ale to nie jedyna rana, jaką posiadam. Nadgarstki zaczerwienione, gdzieniegdzie widnieją ślady rozciętej skóry, kiedy próbowałam się uwolnić.
Wszystko zdarzyło się naprawdę. Chcę wierzyć, że to tylko koszmar, jednak skroń i nadgarstki skutecznie zabijają złudną nadzieję. Ci kolesie nie skończyli, co jeśli po nie wrócą? Jakim cudem jestem w sierocińcu, a nie w ich brudnych łapskach? Co tu się do cholery dzieje?!
Odkręcam kurek z wodą i staram się domyć zaschniętą krew, co nie jest takie proste. Zajmuje mi to chwilę, ale przez ten czas nie mogę przestać myśleć o dziwnych wydarzeniach, jakie zaczynają się wokół mnie dziać.
Kiedy wreszcie po mozolnych próbach udaje mi się pozbyć śladów szkarłatnej, czerwonej cieczy na twarzy, siadam na zimnej, betonowej podłodze, opierając się plecami o ścianę. Wzrok cały czas mam wlepiony w nadgarstki. Przez głowę przelatują mi wspomnienia z wczorajszego wieczoru. Nieznajomi mężczyźni... próba gwałtu... Andrew! Matko, przecież on też tam był. Uratował mnie i zapewne zakatowali go za to na śmierć! Przekonałam się, że są zdolni do wszystkiego. Muszę się skontaktować z Andrew i to jak najszybciej.
Wybiegam z łazienki, potrącając przypadkiem jakąś małą dziewczynkę. Nie zwracam na to zbytniej uwagi, bo mam ważniejsze sprawy na głowie. Rzucam jej tylko słowo "przepraszam" i dalej lecę, jakbym brała udział w wyścigu, do mojego pokoju.
CZYTASZ
Mrok [Poranione dusze. Tom I] ✔
Фанфик"Każdy z nas ma w sobie choć odrobinę mroku" Marisa Turner miała szczęśliwe dzieciństwo. Kochający rodzice spełniali wszystkie jej zachcianki. Mimo, iż rzadko przebywali w domu byli dla córki dobrymi rodzicami. Pewnej nocy wszystko się odmienia. Wra...