episode five

2.8K 131 58
                                    

No i wróciłam na studia. Nauka odciągała mnie od wszystkiego, co akurat mnie męczyło.

Zaczęłam zdawać sobie sprawę, ze swojej samotności. Mój najlepszy przyjaciel mieszkał w Gdańsku, a przyjaciółka spędzała coraz więcej czasu z chłopakiem, przez co mieszkanie ciągle było puste.

Nie miałam w Warszawie dużej ilości znajomych. A przynajmniej, nie na tyle bliskich, żeby się z nimi spotykać poza uczelnią.

Robiłam notatki, kiedy zadzwonił mój telefon. Widząc numer Janka, od razu odrzuciłam połączenie, ale blondyn nie dawał za wygraną.

— Co? — odebrałam w końcu.

— Możemy pogadać?

— O czym? — prychnęłam, ale zignorował moje pytanie.

— Jesteś w domu?

— Ta.

— Zejdź za dwadzieścia minut, proszę.

— Uczę się, nie mogę. — wywróciłam oczami.

— Daj mi dosłownie chwilę. — westchnęłam, ale w końcu uległam.

— Okej.

Przetarłam twarz dłońmi i podeszłam do lustra. No, najlepiej to ja nie wyglądałam. Rozpuściłam włosy i przeczesałam je palcami, a następnie zaczęłam doprowadzać się do ładu.

Punktualnie wyszłam z mieszkania, a Jan już czekał na dole.

— Piłeś? — zapytałam, zanim jeszcze zdążył się przywitać, a on pokręcił głową. Święto. — Mów.

— Przepraszam, naprawdę. Byłem pijany i jak cię zobaczyłem, to przypomniało mi się co powiedziała jedna osoba i, kurwa. No, nie wiem, coś sobie ubzdurałem, zacząłem łączyć nieistniejące fakty. To się nie powinno w ogóle wydarzyć. — powiedział.

— Masz rację, nie powinno. — przytaknęłam, obojętnym tonem.

— Hela, nie chcę się z tobą kłócić.

Wypuściłam głośno powietrze z ust. Prawdę mówiąc, ja też nie chciałam. Nie umiałam tego opisać, ale coś po prostu ciągnęło mnie do blondyna.

— Ostatnia szansa. — skomentowałam, a on uśmiechnął się szeroko i mnie przytulił. — Muszę wracać do nauki.

— Dobra. — odwróciłam się i zaczęłam kierować się do klatki. — Helena, dziękuję.

Złapałam się z nim wzrokiem i kiwnęłam lekko głową, po czym weszłam do środka.

Popieprzone.

Od tej pory spotykaliśmy się co jakiś czas, wychodziliśmy wieczorami się napić, pogadać o życiu albo pomilczeć. Wiedzieliśmy o sobie dużo głupot i historii ze swoich żyć, ale tak naprawdę nie otwieraliśmy się na siebie. Janek nie miał pojęcia, co ja przeżywałam, a ja nie wiedziałam czym zadręcza się on.

Ale oboje mieliśmy problemy, o których zapominaliśmy, będąc razem.

I zawsze byliśmy sami. Ja nie wchodziłam w jego życie, ani on w moje.

— Gramy niedługo koncert w Warszawie. — powiedział któregoś razu, gdy byliśmy nad Wisłą. Przeniosłam swój wzrok na niego z lekkim zaciekawieniem. — Przyjdziesz?

Upił łyka wina, a ja westchnęłam i oparłam brodę o rękę.

— Nie wiem, czy to dobry pomysł.

— Czemu? Później byś wpadła na after, możesz wziąć Oliwkę, czy kogo tam chcesz. — wzruszył lekko ramionami.

— Nie wiem, czy będzie mogła.

— To sama przyjdziesz. — skomentował, a ja pokręciłam głową.

— No co ty. Nikogo tam nie znam, będę tam tak z dupy... — zaczęłam, a Jan wypuścił głośno powietrze i wyjął szlugi, po czym poczęstował mnie.

Zaciągnęłam się używką.

— Zapytam Oliwię, zobaczymy. — odezwałam się po chwili ciszy, a on skinął na znak, że rozumie.

Moja przyjaciółka stwierdziła, że dawno nie spędzałyśmy razem czasu i że to świetny pomysł.

No więc, chwilę przed koncertem, siedziałyśmy na backstage'u i podziwiałyśmy, jak wszystko wygląda od wewnątrz. I powiedzieć, że czułam się niekomfortowo, to nic nie powiedzieć.

Ciągle mijały nas różne osoby, które doskonale znały się z Jankiem, organizatorzy, jego przyjaciele, znajome. Każdy patrzył się na nas z lekką konsternacją i nie dziwię się. Byłyśmy obce, a ja zdziwiłabym się, gdyby ktokolwiek wiedział o moim istnieniu.

Koncert był fajny, ale czułam się nieswojo i przez to nie umiałam się bawić. Liczyłam, że alkohol pomoże mi się rozluźnić i na początku tak też było. Zapoznałyśmy się z paroma osobami, ale aktualnie to bardziej Oliwka z nimi gadała, a ja siedziałam obok, obserwując wszystkich.

— Idę zapalić. — poinformowałam szatynkę, a ona kiwnęła głową.

Siedziałam na betonowym murku, zaciągając się używką i patrząc na przejeżdżające samochody, gdy poczułam znajome perfumy. Kątem oka widziałam, jak Jan siada obok mnie.

— Co tam? — zapytał, a ja strzepnęłam popiół na ziemię.

— Chyba będę zaraz zawijać.

— Czemu? — spojrzałam na niego, a jego twarz lekko się skrzywiła. Wzruszyłam ramionami. — Fajnie jest, no co ty?

— Powiedzmy. — powiedziałam i uśmiechnęłam się.

— Chodź, pójdziemy się napić i zobaczysz, że będzie fajnie.

Pociągnął mnie za rękę, a ja wywróciłam oczami i wypuściłam papierosa z dłoni. I miał rację, bawiłam się już dużo lepiej. Wypiliśmy zdecydowanie za dużo szotów.

I znów się całowaliśmy, gdzieś na boku.

A później, znowu zachowywaliśmy się, jak znajomi.

I wróciłam do domu i przez parę tygodni się do siebie nie odzywaliśmy.

I wtedy znów poczułam ogarniające mnie poczucie samotności i milion innych negatywnych emocji. Nie umiałam się odezwać do nikogo.

Oprócz niego.

— Co robisz? — zapytałam niepewnie, gdy Jan odebrał telefon.

— Jestem w studiu, ale zaraz wychodzę. Co jest?

— Wino?

— Możesz wpaść do mnie za jakieś półtorej godziny, wyślę ci adres. — zaproponował, na co lekko się uśmiechnęłam.

— Będę.

Ogarnęłam się i punktualnie zjawiłam się na miejscu. Zapukałam do drzwi, a po chwili blondyn mi otworzył. Podałam mu wino, a on gestem dłoni zaprosił mnie do środka.

I znów czuliśmy się mniej sami.

Tylko po to, żeby parę godzin być tak zakochani.

bawić nie kochać | Jan-rapowanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz