episode nine

2.4K 108 41
                                    

Dwa i pół miesiąca. Tyle czasu nie mieliśmy kontaktu.

I nie mogłam powiedzieć, że zmarnowałam te dni. Postawiłam na siebie, na moje samopoczucie, na relacje z moimi znajomymi, na studia.
Odwiedziłam nawet Aleksa w Gdańsku i był to naprawdę świetny weekend.

Kiedy otaczalam się ludźmi, czułam się dobrze. Gdy zostawałam sama myślałam o wszystkim co zadręczało mnie do tej pory, a teraz dodatkowo o tym, że nie mogę spotkać się z blondynem, przy którym mogłam o tym zapomnieć.
Tęskniłam za nim. Nie było to niewiadomo jak silne, ale tak bardzo kusiło mnie, żeby do niego napisać, zadzwonić. Cokolwiek.
Każde powiadomienie, które dostawałam, sprawdzałam z nadzieją, że to on.

I w końcu, mój telefon zadzwonił, a gdy zobaczyłam na wyświetlaczu numer Janka, przetarłam oczy, żeby upewnić się, czy to naprawdę się dzieje.

— Halo? — odezwałam się.

— Hela, spotkamy się? Dużo myślałem, chciałbym pogadać, wyjaśnić, pogodzić się... — zaczął, a ja spojrzałam w kierunku drzwi, przez które chwilę wcześniej wyszła Oliwia.

— Możesz przyjechać. — zaproponowałam, a on powiedział, że zaraz będzie.

I, dosłownie, pół godziny później już siedział w moim salonie. Zajęliśmy miejsce na kanapie, a ja ciężko westchnęłam.

— Chciałeś gadać, to zacznij. — zwróciłam się do niego, a on spojrzał mi w oczy i lekko skinął głową.

— Helena, dużo myślałem przez ostatnie tygodnie i zdałem sobie sprawę z paru spraw. Wydaję mi się, że naprawdę się zmieniłem, nieważne jak głupio to brzmi. — patrzyłam w swoje dłonie, bo przytłaczał mnie kontakt wzrokowy. — Potrzebuję cię, masz rację, ta relacja nie była dobra, ale naprawdę cię potrzebuję. Możemy zacząć od początku?

— Możemy. — posłałam mu uśmiech, a on podał mi rękę i przedstawił się. — Skoro dopiero się poznaliśmy, to raczej nie powinieneś siedzieć w moim mieszkaniu.

— Początki w Newonce, były fajne. Możemy o nich nie zapominać. — zaśmiał się, a ja przytaknęłam.

A resztę wieczoru siedzieliśmy, gadaliśmy o głupotach i śmialiśmy się. I było tak, jak powinno być.

Nie wiedziałam, na co się nastawiać. Szczerze, myślałam, że znów będzie tak, jak było. I się pomyliłam.

Nasza relacja zmieniła się bardzo i tym razem nasze zachowania nie wychodziły poza relacje koleżeńską. Mimo tego, spędzaliśmy razem bardzo dużo czasu. Łapaliśmy się nawet na chwilę, żeby zapalić i pogadać.
Mieszkaliśmy niedaleko siebie, więc możliwości było dużo.

Chodziliśmy nad Wisłę, na wino, na żarcie. Czasami upijaliśmy się na schodkach, a czasami podziwialiśmy obrazy w galerii sztuki.

Była tylko jedna, duża wada, z której nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę. Jeszcze.
Albo może nie chcieliśmy zdawać sobie sprawy i woleliśmy udawać, że jest dobrze.

Zaczęła się wiosna, na podwórku było coraz cieplej. Kwiecień był naprawdę przyjemny w tym roku i stale gościło słońce.
Opuściłam mury uczelni, a delikatny wiatr rozwiewał moje włosy. Wszędzie zaczynały kwitnąć kwiaty, a ptaki śpiewały wesołe melodie.

Uwielbiałam wiosnę.

Z uśmiechem na twarzy, wyciągnęłam telefon. Miałam naprawdę dobry humor, dzięki przyjemnym wykładom i mojej ukochanej pogodzie.

— Halo? Jesteś zajęty? — odezwałam się, po wybraniu numeru Jana.

— Trochę. Co jest? — odpowiedział, a ja westchnęłam.

— Myślałam, że może masz ochotę na kawę i spacer, ale jak tak, to na luzie.

— Jestem w studiu, już kończymy, więc przychodź. — zaproponował, na co się skrzywiłam.

— Wolę nie... — jęknęłam.

On nie jest raperem. On nie jest raperem. On nie jest raperem.

— Hela... Dobra, nawet nie wejdziesz do środka, masz niedaleko, spotkamy się przed. Może być?

— Eh, okej. — uległam mu.

Stwierdziłam, że zajdę do kawiarni po drodze i wezmę nam kawy. I tak też zrobiłam.
Niedługo pózniej, byłam już w umówionym miejscu z dwoma papierowymi kubkami w dłoniach.

— Hej. — przywitałam się z blondynem i cmoknęłam go w policzek, po czym podałam mu napój. — Jak tam?

— Chyba dobrze. — wzruszył ramionami. — Jak zajęcia?

— Też. Gdzie idziemy? — zapytałam, a on skinął głową przed siebie. 

Więc włóczyliśmy się ulicami Warszawy, gadając o głupotach, które nie dotyczyły nas. Bo my po prostu nie umieliśmy się na siebie otworzyć, mimo, że udawaliśmy, że umiemy.

Wmawialiśmy sobie, że ta relacja jest lepsza i prowadzi do czegoś dobrego, ale tak po prostu nie było. Spędzaliśmy miło czas jako znajomi, ale trzymaliśmy tak ogromny dystans, że stale pozostawaliśmy w miejscu.
Wycofaliśmy się trochę i nie dochodziło między nami do niczego bliższego. Nawet, gdy byliśmy pijani.

I jakaś część mnie zdawała sobie z tego sprawę. Właściwie, coraz więcej rzeczy dostrzegałam, ale trzymałam to w głębi, licząc, że zamiotę problem pod dywan.

Może bałam się, że jeśli teraz nie wyjdzie, to stracę go na zawsze?

Bo jak macie być ze sobą, to nawet za parę lat.

bawić nie kochać | Jan-rapowanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz