episode ten

2.2K 116 29
                                    

— Jest piąta rano, Janek. — jęknęłam. — Nie zadawaj mi głupich pytań.

Oparłam głowę o szybę i spojrzałam na blondyna, który z szerokim uśmiechem, siedział na przeciwko mnie w naszym przedziale.

— Stresuję się. Chcę ci pokazać Kraków, najlepiej jak mogę. — wywrócił oczami, a ja uśmiechnęłam się do siebie.

— Idę spać, jak też zaśniesz i nas okradną, to nigdy już nie zobaczysz swojego Krakowa.

Kiedy wysiedliśmy na dworcu koło ósmej, uderzyło we mnie chłodne powietrze. Byłam zaspana, więc delikatnie przeszły mnie ciarki.

— Oficjalnie, zaczynamy dzień w najlepszym mieście w Polsce. — powiedział z szerokim uśmiechem, a ja prychnęłam. — Niemożliwe, że nigdy tu nie byłaś.

I zaczęło się. Mieliśmy pociąg powrotny o dwudziestej drugiej, więc Jan ciągał mnie wszędzie, żeby jak najwiecej mi pokazać.

Doceniałam to, ale moja kondycja nie była w aż tak dobrym stanie.

Zaczęliśmy od śniadania w jednej z restauracji na rynku, gdzie wypiłam kawę i zjadłam najlepszego tosta w całym moim życiu.

Następnie zaczęło się zwiedzanie. Obeszliśmy chyba wszystkie najważniejsze atrakcje, a moje nogi prawie odpadały.

— Błagam, chodźmy już na obiad. — powiedziałam, łapiąc chłopaka pod ramię i z dramaturgią pokazując, jak opadam z sił.

— Jesteś taką marudą, że to nasza ostatnia wspólna wycieczka. — skomentował, a ja wywróciłam oczami.

— Na pewno nigdzie więcej z tobą nie pojadę. Jak chciałeś mnie wykończyć, to mogłeś wybrać szybszy sposób. — odezwałam się, prostując się, po czym zaczęłam go ciągnąć do jednej z knajp.

— Tam jest słabe jedzenie. — zabrał głos natychmiast. — Zaplanowałem obiad.

Zaśmiałam się, ale ruszyłam za Jankiem.

Po posiłku, przyszedł czas na odwiedzanie ulubionych miejsc chłopaka. I to zdecydowanie bardziej mi się podobało.
Posłusznie słuchałam każdej historii, jaką miał mi do opowiedzenia i byłam nimi szczerze zainteresowana.

I zrozumiałam, chociaż trochę, dlaczego aż tak bardzo kochał to miasto. Było na swój sposób magiczne.

Spotkaliśmy paru jego znajomych, a gdy tylko od nich dochodziliśmy, Jan zaczynał mówić kim byli. To był chyba pierwszy raz, gdy dowiedziałam się aż tyle, z jego życia.

W końcu, blondyn zabrał mnie nad Wisłę, a po drodze zahaczyliśmy o sklep, gdzie kupiliśmy wino. Zajęliśmy miejsce na murku, a ja oparłam się o beton za mną.

— Naprawdę ładnie. — odezwałam się, a on podał mi butelkę. — W sumie, teraz czuję się jak w Warszawie.

— Może po prostu jesteśmy stworzeni do siedzenia nad Wisełką i chlania? — wzruszył ramionami, a ja prychnęłam, ale przytaknęłam.

Przerzuciłam wzrok na widok przed siebie. Tafla wody była spokojna, a mąciły ją jedynie pluskające się w niej kaczki. Dookoła było trochę ludzi, ale znacznie mniej niż w stolicy. Ciepły wiatr muskał moją skórę, a słońce zachodziło, tworząc na niebie cudowny pejzaż.

— Podobało ci się? — zapytał, a ja spojrzałam na niego. — Mam ci dużo więcej do pokazania, ale to może innym razem...

— Szczerze, niezbyt. — skrzywiłam się, a jego mina lekko się zmieniła. Był zdezorientowany, a po jego oczach widziałam, że się przejął. — Jezu, żartuję. Pięknie jest, mam nadzieję, że jeszcze tu wrócę.

Jego twarz skamieniała, a później prychnął i pokręcił głową.

— Śmieszne, bardzo. — skomentował, a ja wyszczerzyłam zęby. — Za to, dopilnuję, żeby nigdy cię tu nie wpuścili.

— To niemożliwe. — zmarszczyłam czoło.

— Zobaczysz. — powiedział z powagą, a ja westchnęłam i upiłam łyka alkoholu, aby następnie oprzeć głowę o jego ramię i znów wpatrywać się w ten cudowny widok.

Idealnie zdążyliśmy na pociąg, mimo paniki w uberze. Zajęliśmy swoje miejsca, a Jan zrobił mi zdjęcie.

— Pokaż. — poprosiłam go.

— Na instastory.

— Żartujesz? — skrzywiłam się w lekkim zdziwieniu, a on zaprzeczył. — Wstawiłeś to? Janek...

Zaczęłam, ale na próżno, bo chłopak tylko się zaśmiał, po czym oparł głowę o szybę i zamknął oczy, udając, że śpi. Wywróciłam oczami i odblokowałam telefon.

Na szczęście prawie nie było mnie widać, ani mnie nie oznaczył. Kochany.

Już chwilę później, wyjechaliśmy z dworca głównego, a ja podziwiałam miasto przez okno, już po raz ostatni dziś. Zapadł zmrok, więc wszystko było pięknie oświetlone.

Przerzuciłam jeszcze swój wzrok na Jasia i westchnęłam, widząc, że naprawdę zasnął. Uśmiechnęłam się pod nosem, przez jego łagodny wyraz twarzy.

Kurwa, kocham cię Kraków, ty wiesz.




// tym razem luźny i przyjemny

bawić nie kochać | Jan-rapowanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz