Cmentarz

52 17 33
                                    

Jutrzenka wkradła się poprzez szczelnie zamknięte, ciężkie dębowe okiennice. Ostre poranne światło niczym brzytwa przejechało po twarzy Wiedźmina.

Wstał. Będąc jeszcze nieco zaspany, wykonał wyćwiczony, efektywny piruet. Wyminął towarzysza od kufla, który nie wiedzieć czemu, leżał na ziemi, przytulając się do oskubanej gęsi. Miękkim krokiem podszedł do okna.

Pchnął. Okiennice rozwarły się z trzaskiem. Nagi, umięśniony tors Samuela został wystawiony na widok publiczny. Następnie wyciągnął to, czego kobiety posiadać nie powinny i oddał się czynności równie przyjemnej, co potrzebnej.

Z drugiej strony ulicy przechadzały się niewiasty, mające na oko nie więcej niż dwadzieścia wiosen. Gdy okiennice rąbnęły z trzaskiem o ścianę, zwróciły oczy, ku źródłu tegoż hałasu.

Gdy w oknie pojawiło się ciało, którego nie powstydziłby się sam Adonis, zaczęły mimowolnie przebierać nóżkami, ukrytymi pod śnieżnobiałymi rajstopami. Policzki zapłonęły rumieńcem, a w oczach pojawiło się zwierzęce pożądnie. Ekscytacja nieznajomym minęła jednak tak szybko, jak się pojawiła. Zniknęła wraz z opadającym na brukowaną ulicę złotym deszczem.

Samuel wciągnął lniane spodnie na rzyć i postanowiwszy obudzić Grabarza, zabrał mu oskubaną gęś.

- Wstawaj chlejusie jeden - wrzasnął.

- Spierdalaj - odwarknął mu nieprzytomnie. - Nie po to mieszkam bez baby, żeby mi teraz ktoś spać nie dawał.

Po chwili konsternacji świadomość powoli wracała do wypełnionych krwią, oczu mężczyzny.

- Ach, to ty - poprawił się, będąc nieco zmieszany swoim zachowaniem. - Co to się wczoraj stało? I skąd na bogów ta oskubana gęś - zapytał przerażony.


- Mnie nie pytaj - zaśmiał się Wiedźmin. - Pamiętam tylko, że spróbowaliśmy tej twojej mantykory.


- Mandragory - naprostował go Grabarz.

- No, mówię przecież. I jak skończyliśmy te twoje nalewki, to żeś latał po całym domu jak kot z puszką przywiązaną do ogona i wrzeszczałeś, że zła władza nie zabroni ci kupić alkoholu w nocy. - W całym pomieszczeniu rozległ się intensywny plask otwartą dłonią w czoło.

- Mało tego - dodał. - Wymusiłeś na mnie przemocą, byśmy opróżnili czarną mewę.

- Wymusiłem?

- Tak jest. Brutalnymi słowami ze mną się nie napijesz.

Obaj ryknęli śmiechem. Rozbawieni wkroczyli do pomieszczenia, w którym dogasało palenisko.
Ku uciesze Samuela, zauważyli Shirke, krzątającą się przy aneksie kuchennym. Z imbryka wydobywał się znajomy, mocno ziołowy zapach.

- To na ból głowy - rzekła, uśmiechając się promieniście.

- To anioł nie kobieta - docenił ją Grabarz. - Samuel nic nie powiedział. Znów został całkowicie zaskoczony.

- Teraz ja zabieram się za kucharzenie. Skoro mamy już oskubaną gęś, to grzechem byłoby nie zrobić z niej pieczystego - stwierdził gospodarz, zakasując rękawy. Nagle rozległ się dziwny, warczący dźwięk wydobywający się z brzucha Wiedźmina.

- Oho, uznaje to za pełną zgodę - roześmiał się gospodarz.

***

W izbie rozchodził się intensywnie mdły zapach rozmarynu. Woń idealnie komponowała się ze złocistą skórką świeżo przyrządzonej gęsiny. Gościom ślinka ciekła na sam widok, więc gdy tylko Grabarz postawił półmisek na stole, zaczęli pałaszować.

- Właściwie, to o co chodzi z tą kwarantanną? - zaczął Samuel, intensywnie przy tym mlaskając.

Shirke spojrzała na niego z politowaniem. Wyglądał doprawdy uroczo z otłuszczoną twarzą i wystającą z ust gęsią kością.

- Cóż, nikt do końca nie wie, o co w tym wszystkim chodzi. Drzewiej jak pojawiała się epidemia, to też zamykali miasto. Tylko różnica polega na tym, że wtedy zaraza zdziesiątkowała społeczeństwo. Teraz wedle tego, co rozpowiadają heroldowie, chorują nieliczni. Tylko ciężko cokolwiek wywnioskować. Właściwie to mało można zrozumieć z ich wrzasków. Wiem, że wszystko jest ściśle tajne, a lecznictwo praktykują za zamkniętymi drzwiami szpitala.

- Brzmi ciekawie, tylko skąd ty to wszystko wiesz? - zaciekawiła się dziewczyna.

- Leczenie, jakby to powiedzieć, nie do końca im wychodzi. No, a gdzie chować zmarłych jak nie na cmentarzu. - Wyszczerzył do niej zęby. - Widziałem te ciała. Wyglądały szkaradnie. Porozcinane brzuchy i zgruchotane czaszki. Okropieństwo mówię wam.

- To, co opisujesz to efekty sekcji zwłok. Są podparci do ściany, skoro chwytają się takich rzeczy - rzekła Shirke z wyraźnym obrzydzeniem. - Muszę koniecznie zobaczyć te zwłoki. Sam, pośpiesz się, mam nadzieję, że ciała będą jeszcze w używalnej formie.

***

Samuel przekręcił klucz. Liczył, że szczęk zamka nie wzbudzi czujności przeciwnika. Pchnął mosiężne drzwi i wszedł na teren cmentarza w Vattweir. Zapobiegawczo zatrzasnął je za sobą. Nikt nieupoważniony nie powinien znaleźć się w ogniu walki.

Wyciągnął broń, wcześniej wszystko dokładnie przygotował. Brzeszczot shilla lśnił od położonych na nim olejów. Musiał być ostrożny, jego reakcje musiały wyprzedzać przeciwnika. Nie mógł sobie pozwolić, by znów go drasnęła.

Szedł wolno, ostrożnie stąpając po ubitej ziemi. Nagrobki obchodził półkolem. Nie ze strachu, lecz z rozwagi. Baba Cmentarna w każdym momencie mogła zaatakować, to był jej teren.

Coś chrupnęło. Bezbłędnie zlokalizował źródło tego dźwięku. Zobaczył ją. W świetle dnia była o wiele mniej urodziwa niż w nocy. Czyli w niewielkim stopniu różni się od podbojów łóżkowych mistrza Dirka, zaśmiał się w duchu Wiedźmin.

Nastąpił nogą na wysuszoną gałązkę. Trzaskiem momentalnie skierował na siebie całą jej uwagę. Zanim do niego dotarła, zdążył nakreślić na ziemi Yrden. Magiczna pułapka zadziałała zgodnie z przewidywaniem, skutecznie zatrzymując potwora.

Samuel próbował się zbliżyć. Nieskutecznie. Długie, młócące powietrze ramiona nie pozwalały na podejście bez szwanku.

Nagle Znak puścił, a potwór wściekle rycząc, ruszył w jego stronę. Mimo nieporadnej postawy i długich, sięgających do ziemi ramion była niezwykle szybka i zwinna. Momentalnie do niego doskoczyła, atakując tętnicę szyjną. Samuel wywinął się wyuczonym piruetem w prawo. Obrót przez ramię, zakończony oszczędnym cięciem tuż przy obojczyku.

Rozległ się przeszywający na wskroś wrzask potwora. Ruszyła z jeszcze większą agresją w stronę Samuela. Musiał ratować się unikami. Narzucała szaleńcze tempo.

Parada. Unik. Parada.

Wciąż musiał się wycofywać. Czując, że traci kontrolę nad walką, Piruetem zmylił nieco przeciwnika i długimi susami ruszył w przeciwnym kierunku. Zbliżał się do muru, a na plecach czuł jej paskudny oddech.

Przyspieszył, postawił dwa kroki na ścianie, a trzecim silnie się od niej odepchnął. Efektownie przeskoczył nad Babą, która wpadła na pustą ścianę.
Chwycił miecz oburącz i ciął przez kark. Łeb potwora wyleciał w powietrze.

Wiedźmin: Samuel [Korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz