Twierdza Hagge

72 29 43
                                    

Dwuizbowy, piętrowy budynek był skrzętnie ukryty pośród wysokich krzewów bzu. W całości wykonany z drewna. Przed wejściem do środka znajdowała się weranda z własnoręcznie wyciosanymi kolumienkami.

Na każdej z nich wyryte były różne sceny związane z życiem tej nietuzinkowej rodziny.

Zza masywnych drzwi wydobywał się aksamitny aromat sosu z grzybów.

Samuel wodzony zapachem postanowił wejść do środka. Jego oczom ukazała się żona stwora.

– Ohh wreszcie jesteś – powitała go łagodnym głosem, który zupełnie nie pasował do ogromnego cielska stojącego przy kuchennym blacie.

– Przyprowadziłem nam gościa – rzucił Niedźwiedź, wkraczając do izby.

Gospodyni odwróciła się, a w jej oczach zaiskrzyło. Obejrzała przybysza od stóp do głów i mrucząc coś niezrozumiale postawiła półmisek na stole. Wielka misa pełna aromatycznego sosu, w którym pływały grzyby najlepszego sortu.

Chwilę później pojawiła się jej towarzyszka wypełniona czymś, co przypominało przypalone kamienie.

Samuel usiadł przy stole i przypatrywał się jak dwa olbrzymie Niedźwiedzie nakładają sobie na talerz bulwy po czym zalewają to wszystko sosem. Samuel zrobił to samo co oni, by nie urazić gospodarzy. Ku jego zaskoczeniu bulwy pod naporem łyżki dało się łatwo kroić. Pod lekko zbrązowiałą powłoką znajdował się jasnożółty smakowity środek. Jego połączenie z sosem dostarczyło Wiedźminowi doznań smakowych, których jeszcze nigdy w życiu nie doświadczył.

– Posiliłeś się, więc teraz powiedz coś za jeden? – zaczął po posiłku właściciel chaty.

– Cóż, to danie było tak przepyszne, że z wrażenia zgubiłem gdzieś swoje obycie – odparł oblizując palce. – Jestem Samuel, jak pewnie zauważyliście mam miecz. Spokojnie – dodał, widząc ich zaniepokojenie. – Nie jestem samozwańczym siepaczem. Wykonuję nieco bardziej wyszukana profesję.

Mówiąc to położył na stole wiedźmiński medalion cechu szkoły wilka.

– A więc jesteś wiedźminem – stwierdziła Gloria. – Mordercą potworów, stworów takich jak my.
Wiedziałem, że tym pomaganiem kiedyś ściągniesz na nas śmierć Bernardzie.

Bernard uniósł górną wargę ukazując zębiska wielkości orzechów włoskich.

– Nie macie się czego obawiać – starał się załagodzić sytuację Samuel. – Każdy cech ma swój kodeks. Szkoła, z której się wywodzę nie tylko chroni ludzi. Gatunki takie jak wasz nie wadzą nikomu. Uważam wręcz, że jeżeli wy mielibyście kłopoty z natrętami, to chętnie bym wam pomógł.

Na ich twarzach dało się zauważyć uczucie ulgi.

– Powiedzcie mi, dlaczego mimo bycia takim gościnnym, tak trudno odnaleźć wasza chatę?

– To tylko że względów bezpieczeństwa. Widzisz – zaczął niepewnie dotykając swojego masywnego karku. – Jakiś czas temu znalazłem zagubioną duszyczkę w lesie. To było jeszcze wtedy gdy regularnie przycinalismy wszystkie krzewy dookoła domu.

Gloria przyniosła dwa gigantyczne dzbany z miodem pitnym. Razem z mężem spożywali napój z cebrzyków. Samuelowi przypadło coś co wyglądało jak naparstek. Naparstek wielkości pięści normalnego człowieka.

– Co się dalej stało? – z zaciekawieniem ponaglił rozmówcę.

– Wszystko było w porządku do czasu pierwszej nocy. To dziecko urządziło rzeź, której efektem była śmierć naszego małego synka – ciągnęła opowieść pani domu. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.

Wiedźmin: Samuel [Korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz