Twierdza Hagge II

25 5 56
                                    

Nadszedł czas, by podjąć kolejną próbę wykonania zlecenia. Samuel był świadomy tego, jakie mogą napotkać trudności. Powolnym krokiem zbliżali się do kamiennego mostu, prowadzącego wprost pod wrota twierdzy.

– Medalion – zauważyła Shirke, w mgnieniu oka dobywając mieczy.

– Zbliżamy się. Zachowaj czujność.

W odległości kilku stóp, przed nimi zmaterializował się chłopiec. Biła od niego nieskazitelnie biała poświata. Patrzył na nich dużymi, wypełnionymi bólem oczami. Miał na sobie za dużą koszulę nocną. W ręku dzierżył mocno wyświechtaną zabawkę. Pluszowego misia, którego oczy sprawiały wrażenie, jakby dokładnie obserwowały każdy ich ruch. 

– Nie jest groźny. Wystarczy wytrącić mu pluszaka, a zniknie – stwierdził, podchodząc raźnym krokiem w stronę zjawy. Tak jak poprzednim razem wytrącił chłopcu zabawkę końcem broni.

– Zgodnie z tym co wyczytałam w księdze, musimy zorganizować mu pożegnanie.

– Ciężko będzie znaleźć jego szczątki. Bernard wspominał, że ich historia toczyła się bardzo dawno temu. Myślę, że wystarczy pochować to, z czym jego dusza najbardziej była związana. – Wskazał na zabawkę zatkniętą na szpic sihilla.

– Dobrze – zgodziła się Shirke.

W poszukiwaniu miejsca godnego do pochówku, okrążyli twierdzę.  Natrafili na stare cmentarzysko. Było ewidentnym miejscem spotkań hien cmentarnych. Świadczyły o tym połamane nagrobki i rozkopana grobowce.

Znaleźli nienaruszony kawałek przy sędziwym dębie. Przestrzeni było wystarczająco, by pochować cztery ciała. Samuel wyciągnął zza pazuchy małą łopatę, którą wręczył mu Bernard. Miał rację, mówiąc, że nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać.

– Nie musi być głęboko. Pamiętaj, to tylko symboliczny pochówek.

Po kilku sekwencjach, w których na zmianę zajmowali się wykopywaniem mogił, do pierwszej z nich złożyli zabawkę. Przysypali ją dokładnie hałdą ziemi i stanęli, by w zadumie pożegnać dziecko.

– Poszło dość gładko – rozpromieniła się Shirke.

– To dopiero początek – rzekł posępnie Wiedźmin. – Jeszcze sporo przed nami.

– Jak myślisz, co mogłoby być ich atrybutem?

– Ciężko powiedzieć. Jestem prawie pewny, że u ojca będzie to sztylet wystający z jego piersi. Z matką może być nie lada problem.

Przeszli przez wyłamane frontowe wrota. Przedsionek sprawiał wrażenie całkowicie nienaruszonego. Nie zastanawiając się długo, Samuel pchnął kolejne drzwi.

– Czujesz ten zapach? – zapytała Shirke rozglądając się po owalnym pomieszczeniu.

– To znak, że to miejsce jest przeklęte – wyjaśnił. – Bądź w gotowości – dodał, unosząc broń do zastawy.

– Mamy do wyboru jedne z dwojga drzwi – zastanowiła się.

Wiedźmin pamiętał co kryje się za każdym z nich. Jednak nie chciał psuć zabawy towarzyszce.

– To które sprawdzamy w pierwszej kolejności? – zapytał.

Nie odpowiedziała. Pchnęła te, które znajdowały się z prawej strony. Stanęła nieruchomo, jakby ktoś zamienił ją w kamień. To co zobaczyła sprawiło, że całkowicie zaschło jej w gardle. Przechodząc wzdłuż stołu, przyglądała się malowidłom na ścianach.

– To straszne – szepnęła, gdy Samuel położył jej rękę na ramieniu. – To były ich dzieci? – Wskazała uwiecznione postacie. Malowidła przedstawiały chłopca i wyższą od niego dziewczynkę. Niechybnie była to jego starsza siostra. Po oczach poznali, że zjawą, która spotkała ich na moście, była to najmłodsza latorośl ludzi, którzy mieszkali w tym miejscu.

Wiedźmin: Samuel [Korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz