Zlecenie

27 3 6
                                    


Za wysokimi, witrażowymi oknami dni stawały się coraz krótsze. Z nieba sporadycznie prószył śnieg, okraszając całą okolicę białym puchem.

Shirke odgarnęła niesforny kosmyk z czoła i pochyliła się nad się cieczą.
Dwie kolby różnych wielkości połączone były ze sobą rurką destylacyjną. Pod większą z nich znajdował się palnik, który niebieskim płomieniem podgrzewał płyn wewnątrz naczynia.

– Proszę, proszę – rzekł mężczyzna z francuskim wąsikiem, podchodząc do dziewczyny. – Na tej twojej wsi czegoś cię jednak nauczyli, a może po prostu tak szybko przyswajasz nową wiedzę? – Próbował wypowiedzieć to jako komplement, lecz wyszło zgoła inaczej.

Nie mógł jej rozgryźć. Całkowicie skupioną na swoim zadaniu, nie zwracała żadnej uwagi na jego starania. Już prawie miesiąc siedzą nad tym nowatorskim projektem. Początkowo chciał rzucić posadę królewskiego medyka, gdy usłyszał od króla, że jakaś nieopierzona ptaszyna ma przejąć stery nad badaniami. Jednak, gdy tylko ją zobaczył, momentalnie zmienił swoje zdanie i postanowił zostać. Od tamtej pory starał się dowiedzieć na jej temat wszystkiego, co będzie mu niezbędne. Bowiem każda informacja może być przydatna, by oczarować kolejną niewiastę.

Dowiedział się, że przybyła do pałacu wraz z jakimś rębajłom. Plotki chodziły, że to ponoć wiedźmin. Sądził, że to dla niego ogromne szczęście. Tacy jak on nie są najlepszymi partnerami. Wyzuci z jakichkolwiek uczuć, zimni. Dodatkowo, ze zbiorów królewskiej biblioteki, dowiedział się, że nie rzadko bywają też impotentami. Mimo to, dziewczyna wciąż nie była podatna na jego urok osobisty.

– Jak ci idzie z łączeniem składników? – zapytała oschle, ignorując przytyk, który przed chwilą wydobył się z jego ust.

– Już skończyłem – oświadczył, licząc, że będzie miał teraz czas na rozmowę z Shirke.

– Doskonale, przelej mieszaninę do tych prowizorycznych strzykawek.

Była bardzo zaskoczona tym, że medycy królewscy, z praktycznie nieograniczonym budżetem, nie mieli w zasobach tak podstawowej aparatury medycznej. Mimo tego, nie poddała się. Skonstruowała je ze zwierzęcego pęcherza i wyszczerbionej fiolki, którą wieńczyła cieniutka igła.

Z całym osprzętem skierowali się do specjalnie odizolowanej części królewskiego pałacu. Dla swojego bezpieczeństwa założyli specjalnie przygotowane maski, uszyte z kilku warstw materiału. Oddychanie w nich nie należało do najprostszych czynności, jednak dzięki temu czuli się spokojniejsi.

Shirke wzdrygnęła się na widok ludzi, których zaraza zżerała od środka. Specyfik był dla nich ostatnią nadzieją. Był to jednocześnie eksperyment, jeszcze nikt w historii nie podjął się tak niekonwencjonalnej metody leczenia.

Ogłoszenie rozpoczęcia badań nad szczepionką nie przyniosło spodziewanych rezultatów. Shirke w głębi duszy liczyła, że nie będą mieli problemu z chętnymi na eksperymentalną terapię. W końcu kto nie chciałby zapisać się na kartach historii?

Rzeczywistość okazała się brutalna. Zamiast tłumu pacjentów, na sali leżały tylko cztery osoby. Bezdomny, u którego rozpoznali symptomy zarazy, oraz trzech strażników, którzy go przynieśli.

Ostrożnie wzięła do ręki jedną ze strzykawek i odeszła powoli do pierwszego pacjenta. Nie reagował już na dźwięki, jedynie rozbieganym wzrokiem lustrował sufit. Nie był w stanie nawet unieść głowy, by rozejrzeć się po pomieszczeniu. Drgawki wstrząsały jego wynędzniałym ciałem. Gdy tylko Pierre przypiął go pasami do ramy łóżka, z duszą na ramieniu podwinęła rękaw w poszukiwaniu żył. Na jej szczęście, człowiek był skrajnie wychudzony, więc bez problemu zlokalizowała jedną z nich. Mimo, że robiła to pierwszy raz w życiu starała się zachować zimną krew. Ręka nawet jej nie zadrżała, gdy wbijała ostry szpikulec w ciało pacjenta.

Wiedźmin: Samuel [Korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz