Neutralność

26 2 10
                                    

Gregory z godziny na godzinę odczuwał coraz większą wściekłość. Bezsensownie kluczyli wśród drzew, poszukując śladów. Grunt wciąż wilgotny po wczorajszej ulewie, idealnie maskował każdy trop.

Rozdzielili się. Jednak Jędrek nie wiedział, że każdy jego krok jest bacznie obserwowany przez  towarzysza. Trop znalazł już kilka godzin temu. Nie mógł jednak zdradzić, że miał czulsze zmysły w porównaniu do zwykłego człowieka. Nie chciał doprowadzić go do barki, na której znajdował się jego brat. Dobrze wiedział, że Gregory, niesiony rządzą zemsty, zamorduje wszystkich, którzy będą znajdować się na łodzi. Starał się zniekształcać ślady, które mogłyby naprowadzić go na właściwy trop.

– Co ty, kurwa, robisz? – wrzasnął mu za plecami towarzysz. Jędrek aż podskoczył ze strachu.

Gregory nie miał już wątpliwości co do słów więzionej elfki. Rąbnął swojego, jak mu się wcześniej wydawało, druha z całych sił w potylicę.

***

Niebo nabrało ciemnopomarańczowej barwy, gdy Samuel wracał, by ponownie porozmawiać z Zielonooką. Całą drogę z nad rzeki głowił się, jak rozwiązać tę sytuację.

Nagle zauważył mężczyznę, który ciągnął za sobą bezwładne ciało. Do uszu Wiedźmina dobiegł ledwie słyszalny szelest liści, które trącił idący za nim półelf. Przystanął wpatrując się w źródło dźwięku.

Z cienia rzucanego przez grube komary drzew wyłonił się jego rozmówca z barki. Zgrzytając zębami podszedł do Samuela.

– Wiedziałem, że to się tak skończy. Mówiłem, żeby tak nie ryzykował, żeby popłynął z nami, ale on wiedział lepiej – mówiąc, spuścił posępnie głowę.

– O kim mówisz? – zapytał Sam, zaskoczony jego wylewnością.

– To mój brat, Yarre. Nasza matka była elfką, a ojciec był jednym z – splunął na ziemię – D’hoine. Wiedziałem, że pomagając nam dużo ryzykuje. Teraz ten psychopata na pewno go zabije.

– Aż tak zaszedłeś mu za skórę? – Nie doczekał się jednak odpowiedzi. – Nie możesz tam wejść – powiedział widząc twarz półelfa. – Sprawdzę co zamierza i dam ci znać. Bądź w pobliżu tego miejsca. 

Niepostrzeżenie w kilka chwil dogonił, taszczącego ciało, Gregorego. Złapał go za ramię.

– Co chcesz z nim zrobić? – zapytał Samuel, nie owijając w bawełnę.

– Nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz. Zrobię z tym zdrajcą co będę chciał – odwarknął. 

Nim wiedźmin zdołał wypowiedzieć następne zdanie, w pień drzewa, tuż nad ich głowami, wbiła się strzała. Chwilę później z półmroku wyskoczył Półelf.

– Nigdzie go nie zabierzesz – powiedział spokojnie. Następnie rąbnął Gregorego, płazem miecza, po rękach, w których trzymał Yarre’go. – Nic mu nie zrobisz. – W jego oczach błysnęła nienawiść do oprawcy swojego brata.

– Jeśli jest dla ciebie taki ważny – syknął mężczyzna – to zobaczysz jak ginie, jeżeli do południa nie dostarczysz mi mojego syna i ludzi, których porwałeś. – Samuel wciąż trzymał się z boku, czekając jak rozwinie się sytuacja.

– Jest jeszcze jedno wyjście. Zabije cię tu i teraz.

– To będzie wyrok śmierci na przetrzymywanych u nas więźniów. Pozwolisz, by w ziemię wsiąknęła  elfia krew?

Ludzkie geny przeważyły i półelf zamachnął się, nie zważając na konsekwencje swojego czynu. Ciął z całych sił w arterię. W ostatniej chwili na drodze ciosu stanął wiedźmiński miecz. Metaliczny dźwięk zderzonych ze sobą brzeszczotów przetoczył się przez puszczę.

Wiedźmin: Samuel [Korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz