Kluczyk

30 3 12
                                    


Noc mijała wyjątkowo niespokojnie. Shirke nie mogła znaleźć sobie miejsca na rozłożystym, pokrytym białym baldachimem łożu. Żadna pozycja do spania nie była na tyle idealna, by mogła zasnąć.

Zerknęła na zegar stojący w rogu pomieszczenia. Mimo nocy, doskonale widziała jego wskazówki. Biła od nich zielona poświata. Dłuższa zbliżała się do krótszej, która wycelowana była w dwunastkę na tarczy.

Zaczęła nasłuchiwać. Wyraźnie słyszała, jak zaskrzypiały drzwi sąsiedniej komnaty. Uradowana wyskoczyła z łóżka z nadzieją, że wreszcie uda jej się porozmawiać z przyjacielem. Odkąd przybyli do zamku, rozdzieliły ich różne obowiązki. A może po prostu jej unikał? Bądź, co bądź chciała z nim porozmawiać.

Ostrożnie uchyliła drzwi, nie chciała, by jakikolwiek niepożądany dźwięk zdradził, że opuściła komnatę. Niepostrzeżenie podeszła do wiedźmina.

- Dlaczego nie śpisz? - zapytał, nie odwracając głowy w jej stronę.

- Zaraza, myślałam, że uda mi się cię podejść - uśmiechnęła się do przyjaciela. - Chciałam z tobą pomówić.

Samuel westchnął. Właściwie miał jeszcze sporo czasu do spotkania z Vincentem. Prawdę mówiąc liczył, że zdąży się jeszcze zdrzemnąć na sianie w stajni.

- Dobrze, ale chyba nie będziemy tak stali na korytarzu?

- Masz rację. Chodźmy do mnie.

- Pośpieszmy się, czuję, że ktoś nas obserwuje - ponaglił ją. Dopiero, gdy zatrzasnął za sobą drzwi odetchnął z ulgą. - Nie wiem czy wiesz, ale ktoś chodzi za tobą krok w krok. Jeśli chcesz odetnę ten niechciany ogon - zaczął, szczerząc się do niej.

- Chyba wiem kto to może być - odparła, siadając na pościeli, ułożoną w artystyczny nieład. - To medyk, który mi pomaga. Cały czas czuję jego wzrok na sobie - kontynuowała speszona.

- Poradzisz sobie z nim? - zapytał wyciągając sihill z pochwy.

- Pewnie, że tak - powiedziała dziarsko. Z błyskiem w oku spojrzała na broń, którą trzymał Samuel. - No, no. Chyba było warto czekać. Mogę?

- Jasne - rzekł, podając miecz przyjaciółce.

- Cudo - westchnęła. - Widzę, że obłożył ostrze runami ognia, ziemi, wody i powietrza.

- Znasz runy? - zaciekawił się Sam.

- Jeszcze wiele o mnie nie wiesz. - Uśmiechnęła się lubieżnie. - Swoją drogą, gdzie się wybierasz? Znowu ruszasz beze mnie? - zapytała z wyrzutem.

Samuel spojrzał w jej oczy. Nie do końca wiedział jak powinien zareagować. Lekko zarysowane worki pod oczami dziewczyny, świadczyły o jej całkowitym poświęceniu się pracy. Nie chciał jej drażnić. Wzruszył tylko ramionami.

- Jeden z wysoko postawionych ludzi poprosił mnie o wsparcie. - wyjaśnił. - Pilnie potrzebuje mojej pomocy w tropieniu.

- Nie wydało ci się to podejrzane? - pytając, przygryzła delikatnie dolną wargę.

- Trochę tak. W końcu ktoś, kto ma takie zasoby, powinien bez problemu odczytać trop.

- Mimo to ruszasz? - zapytała zaniepokojona.

- Tak. Nieuprzejmym byłoby odmawiać. Wrócę najszybciej jak się da. Mam nadzieję, że współpracownik nie będzie cię za bardzo męczył - powiedział, kierując się w stronę drzwi. Nagle przystanął w półkroku. - O wilku mowa - szepnął, wskazując podbródkiem drzwi. Mrugnął do niej porozumiewawczo. Odwzajemniła gest z łobuzerskim uśmiechem.

Wiedźmin: Samuel [Korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz