Wciąż cię nawołuję

459 19 55
                                    

AN: Nim przeczytasz ten rozdział, chcę byś coś wiedział/a - w tym rozdziale są opisane brutalne sceny, które dla niektórych mogą być odrażające i obrzydliwe.

***

„Wciąż cię nawołuję,

nadal cię wołam."

***

Kilka miesięcy przed śmiercią Stoicka

Beztroska już dawno minęła - niestety. Nastoletnie lata młodego pokolenia mieszkańców Berk zakończyły się, przez co wszyscy musieli zmierzyć się z wyzwaniami dorosłego życia. Oczywiście nie każdy dorastał w takim samym tempie, jak wszyscy pozostali. Bo, na przykład, taki Mieczyk przez ani jedną sekundę nie pomyślał o tym, by znaleźć jakieś stałe, przydatne zajęcie. Nie wspominając o jego siostrze, która podzielała jego zdanie, że przecież są zbyt młodzi, by marnować najpiękniejsze lata życia na ciężkiej, niewolniczej wręcz pracy.

Oni sobie mogli na to pozwolić. W końcu to żadne z nich nie miało zostać przyszłym wodzem Wandali.

Czkawka westchnął ciężko i spojrzał w niebo. Niezwykle jasne i czyste, co nie zdarzało się często, bowiem tylko raz na rok - w najdłuższy dzień roku, gdy słońce nie zachodziło poza horyzont, dzięki czemu wikingowie mogli cieszyć się jasnością i ciepłem promieni słońca niemalże bez przerwy. Jednak nawet to miało swoje minusy. Co prawda ten czas dopiero się zaczynał, ale Czkawka z doświadczenia wiedział, że trochę na tym ucierpią. Dlatego wraz ze swoim ojcem zadbali o to, by mieszkańcy udali się na spoczynek, gdy zbliżała się pora wieczorna, która z wieczorem nic wspólnego nie miała. Wszyscy byli przygotowani - w sypialniach okna były szczelnie pozasłaniane, by nawet najmniejszy promień słońca nie dostał się do środka, zaburzając zbawiennego snu.

On sam miał inne plany. Z tego względu, że ostatnio miał naprawdę dużo na głowie i nie wyrabiał ze wszystkimi zadaniami i obowiązkami, sprzeciwił się ojcu, wypraszając u niego kilka dni odpoczynku. O dziwo, obyło się bez większych protestów ze strony Stoicka, który przyjął ten pomysł zadziwiająco ochoczo.

Dlatego też Czkawka zabrał ze sobą Szczerbatka oraz Astrid z Wichurą, by wspólnie, we dwójkę wraz ze swoimi smokami, spędzili kilka dni z dala od ciekawskich spojrzeń mieszkańców, hałasu, którego źródłem byli bliźniacy oraz dennych, prowokacyjnych testów Sączysmarka.

Musieli odpocząć. Oboje. W samotności.

Dlatego byli teraz tutaj - na wyspie, którą dopiero co odkryli. Piękną, małą, cichą, ukrytą za skałami, porośniętą drzewami. Była niewielka, a w jej centrum znajdowało się jezioro i niewielki wodospad, z którego lała się wyjątkowo ciepła i czysta woda.

Astrid była zachwycona.

Bo właśnie tego potrzebowali - spokoju.

Byli tu już od kilku dobrych godzin. Słońce wisiało wysoko na niebie, ogrzewając ich twarze i nagą skórę. Wieczny dzień, był tak naprawdę jedyną okazją do skosztowania przyjemnych promieni słońca oraz ciepłej kąpieli, bez obawy przed zamarznięciem.

Czkawka rozłożył grube futro na kamiennej plaży. Siedział boso, ze zdjętą protezą, którą oglądał ze skupionym wyrazem twarzy. Nogawki spodni miał lekko zmoczone przez ciepłą wodę, która docierała z jeziora do jego stóp. Miał na sobie cienką, zieloną koszulkę, która swobodnie na nim leżała, odsłaniając tym samym jego obojczyki.

W tle słychać było śmiech Astrid oraz szum wodospadu.

Mimowolnie się uśmiechnął, jednocześnie podnosząc wzrok na ukochaną, która, jak mu się wydawało tańczyła, chlapiąc wodą na wszystkie strony.

𝐇𝐞𝐚𝐫 𝐦𝐞, 𝐡𝐞𝐚𝐫 𝐦𝐞 𝐧𝐨𝐰 |𝐇𝐢𝐜𝐜𝐬𝐭𝐫𝐢𝐝|Where stories live. Discover now