Bo zrozumiałem, jak mi ciebie potrzeba

464 15 96
                                    

Powiedz, co mam teraz robić,

bo zrozumiałem, jak mi ciebie potrzeba,

zrobiłbym wszystko, by cię teraz zobaczyć.

***

Każdy człowiek przynajmniej raz w swoim życiu czuł się tak, jakby to, co przygotował dla niego los czy też bogowie było pomyłką. W końcu każde nieszczęście i kłopoty nie są tak naprawdę tragedią do momentu, aż zaczną dotyczyć nas samych. Gdy możemy z boku oglądać czyjeś życiowe dramaty, często wzdychamy z ulgą - w końcu to nie nasze problemy. Jednak w momencie, gdy one dopadają nas... Wszystko nagle zmienia swoje kolory na bardziej szare, ciemne, martwe i zimne. Wprawiają człowieka w osłupienie, uświadamiając mu, że nie ma on wpływu na wszystko, co życie ma mu do zaoferowania.

Choroby? Istnieją, ale tylko u innych, prawda?

Śmierć bliskich? Normalne, ale my tego nie będziemy musieli przeżywać, czyż nie?

Nagłe wypadki, kalectwo i inwalidztwo? Zdarza się, ale raczej nas to nigdy nie spotka, czy to też jest kłamstwem?

Astrid była totalnie przerażona, zagubiona i sparaliżowana strachem. Ciałem była wśród mieszkańców Berk, którzy przybyli pożegnać swojego wodza, wyruszającego na wyprawę, jednak duchem była zupełnie gdzie indziej. Daleko, była wręcz nieosiągalna, bo absolutnie żadne głosy i pytania nie dochodziły do jej uszu. Nie rejestrowała żadnych dźwięków, gwałtownych ruchów, przypadkowych dotyków. Swój wzrok miała całkowicie skupiony na Czkawce, który rozmawiał o czymś z Valką.

Mimo wczesnej pory, szatyn wyglądał na wypoczętego i dość żywego, jak zawsze, gdy czekał go lot z jego najlepszym smoczym przyjacielem Szczerbatkiem. Widok uśmiechu jej ukochanego sprawił, że jej serce przestało ją na moment boleć. Przez krótką chwilę poczuła się tak, jakby wszystko było w porządku.

Starała się tego nie robić - nie fałszować rzeczywistości, nie oszukiwać samej siebie. Każde kłamstwo, które rzucała w swoją stronę kończyło się tak samo, czyli twardym lądowaniem i wszechogarniającą paniką, która oblewała jej ciało, niczym zimny strumień gwałtownego deszczu.

- W zasadzie to bardzo nie w porządku, że Czkawka zabiera ze sobą na wycieczkę Ereta i Śledzika - odezwał się naburmuszony Mieczyk. - Może też bym chciał polecieć do tego szaleńca? Zaznać nieco innego życia? Wiecie, ile mam obowiązków? Te wszystkie katastrofy i podpalenia same się nie zrobiły... Mam prawo być zmęczony! - Uniósł gwałtownie dłoń i zaczął nią wymachiwać w geście protestu na niesprawiedliwe rządy młodego wodza.

- No właśnie! Skoro mój brat jest zmęczony, to ja też. W końcu wszystko robimy razem - wtrąciła Szpadka.

Astrid rzuciła wzrokiem na naburmuszone rodzeństwo, któremu mało, kiedy coś się podobało. No chyba że akurat mogli coś zepsuć, zrobić komuś psikusa lub też przyłożyć rękę do innych głupot.

Czkawka przeprosił swoją matkę i zbliżył się do przyjaciół. Założył ramiona na piersi i wyprostował się, by postawą pokazać, że nie ma nastroju na takie wyrzuty.

- Nie lecimy tam na żadne wakacje ani odpoczynek. Dagur ma problem ze smokami i poprosił mnie o pomoc.

Mieczyk uniósł jedną brew.

- W takim razie, dlaczego nie lecisz sam?

- Sam mogę nie dać sobie rady, Śledzik zna się na rzeczy, a Ereta przydałoby się przedstawić Dagurowi. W końcu jest nowy w naszych szeregach - odparł rzeczowo Haddock.

𝐇𝐞𝐚𝐫 𝐦𝐞, 𝐡𝐞𝐚𝐫 𝐦𝐞 𝐧𝐨𝐰 |𝐇𝐢𝐜𝐜𝐬𝐭𝐫𝐢𝐝|Where stories live. Discover now