Wstęp

1.8K 34 20
                                    

Było lepiej, gdy byliśmy dziećmi,
bez pieniędzy, ale tak bogaci,
zabierz mnie do wspomnień,
do przeszłości.

***

Astrid jeszcze nigdy nie widziała tak zniszczonego Berk; odłamki lodu, gruz, drewno i kawałki metalu walały się po ziemi. Widok był szczególnie przerażający teraz o zmroku; kilka chat uległo całkowitemu zniszczeniu, a wielki lodowiec rzucał cień na wioskę. Dziewczyna szła w stronę domu Czkawki. Na głowę miała narzucony kaptur, który chronił ją przed mroźnym wiatrem.

Westchnęła, gdy stanęła naprzeciw chaty swojego ukochanego.

Wkoło nie było nikogo, zupełnie tak jakby wszyscy zapadli się pod ziemię. Przez chwilę nie mogła się ruszyć; bała się tego, co zostanie w środku. Bała się, że nie da rady znieść widoku jego cierpienia.

Astrid straciła wodza a Czkawka - ojca.

W końcu odważyła się i otworzyła drzwi bez pukania. Wiedziała, że jest w środku. Gdy do niego szła spotkała Valkę, która siedziała na schodach Twierdzy rozmawiając z Pyskaczem. Astrid nie znała jej, jednak widziała w oczach kobiety smutek i matczyną troskę; obiecała jej zatem, ze porozmawia z Czkawką.

Młody Haddock tuż po mianowaniu na wodza zaszył się w samotności; nie chciał z nikim rozmawiać; nawet własnego smoka zostawił w stajni. Wróg został pokonany, smoki i ludzie byli bezpieczni, a adrenalina powoli zaczynała opuszczać jego ciało. Chłopak opadał z sił, był niezwykle zmęczony i przytłoczony. Czuł się jak w transie - tak wiele nowych, niekoniecznie dobrych rzeczy wydarzyło się w przeciągu tych kilkudziesięciu godzin.

W jego pokoju było niezwykle ciemno; jedyne światło dawał lampion stojący na biurku. Czkawka siedział na swoim łóżku; na jego nagiej klatce piersiowej zaczęły zbierać się kropelki potu. Ciałem chłopaka targały silne dreszcze; był zdenerwowany, spanikowany i nadal oszołomiony. Drżącą dłonią przetarł umęczoną twarz; oczy miał opuchnięte od płaczu i braku snu. Próbował zasnąć, jednak jego ciało i umysł buntowały się. Ciągle widział przed sobą obrazy sprzed kilku godzin; ciągle słyszał krzyki, huki i ryki smoków; ciągle czuł zapach krwi, łez i mrozu.

Już nawet nie płakał. On po prostu starał się oddychać, powoli i miarowo.

— Czkawka?

Był tak skupiony na oddychaniu, że nie zwrócił uwagi na obecność narzeczonej w pokoju.

— Astrid, co ty tutaj robisz? — zwrócił się do niej podnosząc wzrok w kierunku drzwi.

— Martwię się o ciebie. — Odpowiedziała zgodnie z prawdą. Dziewczyna podeszła do niego ostrożnie. Przełknęła głośno ślinę, gdy zauważyła w jakim jest stanie. — Skarbie...

Włosy miał w nieładzie; jego chłopięce rysy twarzy były ostrzejsze, zupełnie tak, jakby cały czas zaciskał zęby. Astrid zdjęła futrzany kaptur i usiadła obok niego. Dostrzegła jak mocno zaciska dłonie na ramie łóżka.

— Nie mogłam zostawić cię z tym samego. — Pogłaskała zbielałe kostki jego ręki; ten gest rozluźnił go lekko, jakby dotyk ukochanej uwalniał całe spięcie. — Nie potrafię zasnąć z myślą, że jesteś tutaj sam.

Czkawka do tej pory na nią nie patrzył; ciągle uspokajał się po ataku paniki jaki przeszedł. W głębi serca poczuł ulgę, że Astrid do niego przyszła. Owszem potrzebował spokoju i samotności, jednak jej obecność była czymś... Innym.

Blondynka ciągle obserwowała swojego wybranka; przyglądała mu się, jak dzielnie walczy z ponurymi, przygnębiającymi myślami. Odgarnęła mu włosy ze spoconego czoła; głaskała po gorącym piegowatym policzku i próbowała wychwycić wzrokiem jego spojrzenie.

𝐇𝐞𝐚𝐫 𝐦𝐞, 𝐡𝐞𝐚𝐫 𝐦𝐞 𝐧𝐨𝐰 |𝐇𝐢𝐜𝐜𝐬𝐭𝐫𝐢𝐝|Where stories live. Discover now