Myśleliśmy, że wszystko wiemy

472 20 16
                                    

„Było lepiej, gdy byliśmy dziećmi,

myśleliśmy, że wszystko wiemy, i tak było."

***

To miejsce kojarzyło mu się z nowym początkiem – ta leśna ścieżka, skały wilgotne od pierwszego śniegu, zamarznięta woda zatoki, przytłaczająca cisza, zimna, ciężka ziemia oraz drzewa, których liście falami odpadały z gałęzi, przy każdym najmniejszym powiewie wiatru.

Krucze Urwisko było tym miejscem, gdzie kilka lat wstecz jego dotychczasowe życie zostało doszczętnie zniszczone, a tym samym zmienione na lepsze. To tutaj przekonał się na własnej skórze, że nienawiść do smoków była nieuzasadniona i niepotrzebna.

To tutaj zmienił się jego świat.

To tutaj odkrył swoje powołanie, drogę, która była dla niego przygotowana.

To tutaj podjął najważniejszą decyzję swojego życia i po raz pierwszy w jego głowie pojawiła się myśl: dlaczego ja nie umiem zabić smoka?

Odpowiedź była prosta; znał ją, choć od niej uciekał, nie chcąc przyznać się przed samym sobą, jaka była prawda. Bronił się rękami i nogami, odwracał wzrok, buntował się, ukrywał... robił wszystko, byleby nie przyznać się do swojej słabości.

Czkawka brzydził się śmiercią.

Śmiercią istoty, która była niewinna, która żyła i miała swoje uczucia oraz duszę.

Nie potrafił przebić serca Nocnej Furii, gdy tego od niego wymagano. Wolał rzucić swój hełm, sprzeciwić się własnemu ojcu, byleby uniknąć śmierci.

Czkawka kochał życie.

Nawet wtedy, gdy było dla niego okrutne. Nawet wtedy, gdy wiatr pomieszany z piachem wiał mu prosto w twarz. Nawet wtedy, gdy upadł i krwawił, jak utracił swoją nogę. Nawet wtedy, gdy łowcy chcieli odebrać życie jemu, jego przyjaciołom, Szczerbatkowi lub... Astrid. Nawet wtedy, gdy trzymał w ramionach jeszcze ciepłe zwłoki swojego ojca.

Czkawka uciekał – i wydawało mu się, że uciekł przed śmiercią. Był przekonany, że pomimo wszystko ją pokonał.

Potem stracił Stoicka, boleśnie zderzając się ze swoim największym lękiem, czymś czego unikał jak ognia. Chociaż jego bał się mniej.

Tymczasem szedł teraz między skałami, kierując się w stronę wody i plaży. Jedynym, co oświetlało mu drogę był księżyc i jego pamięć. Stopa i proteza ugrzęzły mu w błocie, nie raz z trudem utrzymywał równowagę. Jednak brnął przez to bagno, tylko po to, by poznać prawdę i dowiedzieć się, dlaczego kolejny raz przegrał ze śmiercią.

***

Widok jej sylwetki nieśmiało rysującej się w oddali go sparaliżował. Cała odwaga, która prowadziła go to miejsce uszła z niego jak powietrze. Jak ciepło, gdy wychodził z ogrzanego pokoju prosto w ostry mróz. Zatrzymał się, wryty jak skała i wpatrywał się w jej postać.

Tak dawno jej nie widział... Wydawała się być taka nierealna.

Astrid siedziała na głazie oprószonym przez pierwszy śnieg. Była odwrócona do niego plecami, które ukryte były pod jasnym futrem i falami prawie białych włosów. Były tak błyszczące, niemalże lustrzane. Zdrowe. Żywe. Falowały na wietrze.

Poruszyła się, jakby pod wpływem jego intensywnego spojrzenia.

Czuła, jak wwiercał w nią swój wzrok. Skóra pleców ukryta pod tyloma warstwami materiału paliła ją. Miała ochotę uciec, schować się za pobliskim drzewem, a najlepiej rozpłynąć się w powietrzu. Na to było już za późno – widział ją. Nie mogła stchórzyć.

𝐇𝐞𝐚𝐫 𝐦𝐞, 𝐡𝐞𝐚𝐫 𝐦𝐞 𝐧𝐨𝐰 |𝐇𝐢𝐜𝐜𝐬𝐭𝐫𝐢𝐝|Where stories live. Discover now