Powiedz mi, co mam teraz robić

513 22 47
                                    

"Powiedz mi, co mam teraz robić,

bo bez ciebie jestem zagubiony,

trochę zagubiony."

***

Następnego dnia

Wyrzuty sumienia.

To właśnie czuła Astrid, gdy szła przez wioskę. Była zgarbiona, skulona w sobie, zamknięta na innych, na cały świat. Czuła jak od ciekawskich spojrzeń mieszkańców Berk paliła ją skóra. Była świadoma, że nikt nie wiedział o jej tajemnicy - no bo skąd? - ale i tak czuła się nieswojo. Zupełnie jakby ci ludzie, niektórzy obcy inni nie, mogli przejrzeć ją na wylot - wszystkie jej myśli i problemy, z którymi się aktualnie musiała zmagać.

Przewrażliwienie.

Astrid odbierała teraz wszystko ze zdwojoną siłą. Była wrażliwsza niż kiedykolwiek wcześniej. A ukrywanie swojego stanu przed najbliższymi nie pomagało jej zaznać spokoju. Z trudem zasypiała, z trudem wstawała o świcie z łóżka, z trudem wykonywała codzienne czynności. Nie potrafiła się skupić na konkretnym zadaniu, a przecież nigdy nie miała z tym problemu. Chociażby nie wiadomo jak bardzo się starała, jej myśli zawsze uciekały w stronę rosnącego w niej życia. Jej maleństwa.

Płacz.

Ciągle miała ochotę płakać. Zawsze sądziła, że jedyne łzy jakie u siebie ujrzy po takich wieściach, będą łzami nieogarnionego szczęścia, a nie strachu i paniki. Astrid była zlękniona. Czuła się jakby dryfowała w pustce - dla niej czas się zatrzymał. Miała taki moment, że rzucając w złości siekierką przeklinała kobiecą naturę i to, że bogowie zesłali na nią to dziecko. Dlaczego to zrobili, skoro ani ona, ani Czkawka nie byli na to gotowi? Astrid odbierała to jako chory, wcale nieśmieszny żart ze strony bogów. Zupełnie jakby bawili się jej życiem.

Astrid pokręciła przecząco głową. Wykonała ten gest w swoją stronę, by skarcić siebie za to, że nazywała tak prymitywnie własne dziecko. W końcu ono nie było niczemu winne. Jedynie ona, Czkawka lub bogowie. Mogła mieć pretensje tylko i wyłącznie do siebie.

Z takimi myślami powoli zbliżała się do portu, przy którym zacumowe były statki kupców. Matka poprosiła ją, by odebrała od jednego z zaprzyjaźnionych kupców specjalne zioła, które obiecał, że sprowadzi z odległych krain. Sama nie mogła tego zrobić, bo intensywnie poszukiwała ostatnich okazów późnojesiennych roślin, które przydadzą się wszystkim mieszkańcom Berk. Astrid niezwykle cieszyła się, że jej matka była tak zajęta. Przynajmniej nic nie podejrzewała, dzięki czemu blondynka zyskiwała trochę na czasie.

Poranek był mroźny i pochmurny. Przez gęsta mgłę nie był widoczny ani horyzont, ani błękitne niebo, które przez gęste obłoki miało szary, ponury kolor. Astrid czuła, jak włoski, które wyplątały się z jej warkocza, delikatnie kręcą się przy jej twarzy od wilgoci. Pogoda idealnie odzwierciedlała jej humor i stan - jak na ironię - beznadziejny. A przecież była przy nadziei.

Rozejrzała się wokół i weszła na drewniany port, na którym aż roiło się od ludzi. Wszyscy biegali z koszykami, rozmawiali gwarnie, niektórzy nawet śmiali się do rozpuku. Przez chwilę stała w miejscu i po prostu obserwowała innych. Próbowała przypomnieć sobie, jak to jest prowadzić normalne życie, gdy jedynymi zmartwieniami były patrole, mapy, szkolenia i pomoc w domu. Próbowała wyobrazić sobie, że jest tak jak dawniej, że jej życie nie wywróciło się do góry nogami. Próbowała się wyprostować, przybrać pewną siebie postawę, niegdyś tak typową dla Astrid.

𝐇𝐞𝐚𝐫 𝐦𝐞, 𝐡𝐞𝐚𝐫 𝐦𝐞 𝐧𝐨𝐰 |𝐇𝐢𝐜𝐜𝐬𝐭𝐫𝐢𝐝|Where stories live. Discover now